Obyczaje, niektóre są zbliżone do naszych. Wchodzimy do domu bez butów, ale zdarzy się, że do sklepu czy restauracji również bez obuwia.
Gdy chcemy wejść do świątyni, czy innego miejsca kultu religijnego, to obuwie obowiązkowo zostawiamy przed wejściem, chyba, że znaki mówią inaczej, ale jeśli takowych nie ma to zostawiamy je przed wejściem.
My nie witamy się przez próg, a tu natomiast nie stąpa się na próg, bo… jest wiele powodów, ale ja znam akurat dwa z nich. Pierwszy jest taki, że uczy się dzieci od małego, aby nie zrobiły sobie krzywdy stając na progu. Drugi, to wierzenia. W domu jest 7 duchów, które go chronią. Stając na progu pokazujemy brak szacunku jednemu z nich. Jest to stare wierzenie. Przy Okazji witania się, w Tajlandii wykonuje się gest wai. W zależności kogo się wita, wykonuje się gest inaczej. Im wyżej ułożone ręce tym oddaje się większy szacunek.
Brat lub siostra, to niekoniecznie musi być rodzeństwo, aby tak do nich się zwracać, może to być kuzynostwo czy przyjaciel. Podobnie jak u nas. Ciekawą rzeczą jest to, że do ludzi, którzy są starsi lub których nie znamy możemy się zwrócić starszy bracie/siostro po tajsku พี่ (czyt. pi), lub bardziej uprzejmie (choć rzadziej spotykane) Panie/Pani starszy bracie/siostro คุณพี่ (khun pi).
Chociaż w Polsce zdarza nam się mówić pośrednio, to tutaj jest to bardzo powszechne. Pewne aluzje czy sugestie mogą nas zakłopotać. Wiadomo jednak, że musi być miło, aby nikt nie stracił twarzy, więc bezpośrednio, nikt się nie chcę zwracać do siebie. Jeśli tajski znajomy zapyta was, “dlaczego obcokrajowcy jedzą pizze?” - to może oznaczać, że powinniście spróbować tajskiego jedzenia.
Największym zaskoczeniem dla nas europejczyków jest chyba to, że szczęśliwi ludzie czasu nie liczą, spóźnienia 15 minut czy nawet godzina nie jest czymś nadzwyczajnym. Przyjść na egzamin pół godziny później jest wciąż do zaakceptowania. Ma to swoje plusy i minusy. Ludzie raczej starają sobie ułatwiać życie, bo życie jest dla ludzi i w tej krainie uśmiechu to widać każdego dnia. Nie ma co się zbytnio przejmować a szczególnie jeśli nie mamy na coś wpływu.
Innym zaskoczeniem (również dla Tajów) jest to, jak wiele mamy wspólnego.
Wianki w Tajlandii puszczamy w listopadzie. Święto to nazywa się ลอยกระทง (czyt. loj krathong) czyli spławianie wianków. Wianki wykonane są liści i pni bananowca, chociaż teraz coraz częsciej już formuje się je z chleba, tak aby nie zaśmiecać środowiska i przy okazji nakarmić żyjątka w wodzie. W ten dzień w sklepach możemy usłyszeć tradycyjną melodię
Wieczorem ludzie zbierają się nad wodą by puszczać wianki. W niektórych miejscach, wybiera się również pewnego rodzaju miss festiwalu.
A nowy rok wita się “śmigusem dyngusem”. Songkran, czyli tradycyjny tajlandzki nowy rok wygląda podobnie do naszego śmigusa dyngusa. W tym roku (tj. 2020) nawet wypada w ten sam dzień. W tym dniu ludzie wychodzą przed domy, grają głośno muzykę i polewają się wodą. Ludzie z pojazdów też polewają innych wodą. Towarzyszy temu kolorowy ubiór z motywami kwiatowymi.
Nowym autem jedzie się do świątyni, aby mnisi je poświęcili i tutaj chyba nie różnimy się tak bardzo. W autach, wozi się małe statuetki Buddy, czy inne święte rzeczy mające chronić kierowców przed złym. Podobnie u nas wozi się przedmioty związane chociażby ze Świętym Krzysztofem.
Napisz komentarz
Komentarze