Ja jestem tą osobą, która pierwsza zgłosiła sprawę kradzieży w Alior Banku na policję, w imieniu mojej mamy.. Jestem w szoku że banku twierdzi, że traktują wszystko poważnie, bo gdy pierwszy raz zawiadomiłam ich emailem o tym, że na koncie mamy brakuje co najmniej 50tys zł, dostałam odpowiedź że nie będą się tym zajmować i proszą dzwonić na infolinię. Mama była u mnie wtedy za granicą i ze względu na pandemię nie mogłyśmy wrócić a na infolinii nie potrafiła odpowiedzieć na pytania o swoje produkty. Wreszcie ktoś zgodził się przesłać na mój email wyciągi z kont ale czekałyśmy na to miesiąc. W międzyczasie nagrałyśmy rozmowę telefoniczną z panią Adrianną J, w której twierdzi, że na dostęp do bankowości internetowej czeka się 3 miesiące. Wysłałam naganą rozmowę natychmiast do banku.... bez odzewu. Wreszcie, gdy już złożyłyśmy reklamację to została ona przemianowana z kradzieży środków na koncie na 'jakość obsługi klienta' a bank zamiast zawiadomić policję zapytał panią Adriannę J. co ona na to!
Mama naszej czytelniczki jest osobą starszą, nie orientuje się w produktach finansowych oferowanych przez banki, ani w zabezpieczeniach systemów bankowych. Posiadała na koncie większą sumę pieniędzy. Ona sama mieszkam za granicą i na co dzień nie interesuje się tym jak mama sobie z pieniędzmi radzi ale wie, że jest bardzo, aż do przesady oszczędna.
Podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce sprawdziłyśmy stan konta bankowego i szybko zorientowałam się że zginęło co najmniej 60 tys zł, a być może więcej. Nie mamy dostępu do wyciągów, ale chciałyśmy założyć bankowość internetową (mama przeprowadziła się do mnie do UK i bym jej w obsłudze konta pomagała) jednak ze względu na to jak traktowała mamę (i mnie) jej ulubiona kasjerka, Adriana J, nie mam ochoty jej używać.
Okazuje się, że na początku 2018 roku poszkodowana kobieta przelała na konto córki w PKO około 40 tys zł, po tej operacji na koncie zostało jej jeszcze około 35 tys. Jednak w sierpniu 2019 starsza kobieta sprzedała działkę za 85 tys. W grudniu 2019 dokonała sprzedaży kolejnej działki za 135 tys zł. Gdy przyszła wpłacić pieniądze za tą drugą działkę. Część tej drugiej kwoty trafiło na konto w innym banku.
Znalazłam w domu potwierdzenia na wpłatę 10 tys w październiku 2019 i 45 tys w grudniu 2019, więc to musiało dotyczyć tej sprzedaży a do innego banku zostało wpłacone 80 tys. Potwierdzeń za sprzedaż z sierpnia 2019 nie znalazłam ale mama innego konta w banku nie miała. Oczywiście rodzice oboje mieli emerytury i z nich się na co dzień utrzymywali. Mama mówi też że póki tata żył (marzec br) to często udało jej się odłożyć 1000 zł w miesiącu. Wyszło nam, że na koncie powinno być co najmniej 175 tys zł.
Okazało się jednak, że na koncie jest tylko nieco ponad 100 tys. zł. Czytelniczka przyznaje, że jej matka miała w czasie posiadania konta też większe wydatki takie jak naprawa dachu, który kosztował ok. 10 tys zł. Mimo tego, pieniędzy na koncie brakowało. Co na to pracownica banku?
Gdy cokolwiek próbowałam się od pani Adrianny J. dowiedzieć to odpowiadała tak że nic nie rozumiałam, po czym szybko zmieniała temat. W ten sposób nie udało nam się zobaczyć historii wpłat i wypłat na rachunku a ja nie chciałam się tego domagać przy mamie, żeby jej nie denerwować. Chciałyśmy złożyć też wniosek do rejestru rachunków bankowych żeby znaleźć to konto na które mama wpłaciła pieniądze. Tu pani J. znów zmieniła temat, po czym zaprosiła nas do banku na inny dzień. Powiedziałyśmy także że chciałybyśmy mieć dostęp do bankowości przez internet.
Po kilku dniach zadzwoniła do nas mówiąc żebyśmy tego dnia nie przychodziły bo to ostatni dzień miesiąca a najlepiej jak się to zrobi na początku miesiąca. Zupełnie nie rozumiałam o co jej chodzi, bo przecież nie chciałyśmy wypłacać pieniędzy a tylko złożyć wniosek, ale mówiła tak szybko, a myśmy były wtedy w urzędzie skarbowym, że nawet się nie dopytałam.
Obu paniom udało się spotkać z pracownicą banku, podejrzewaną o kradzieże.
2 września, jeszcze przed oficjalnym otwarciem placówki, przyszła specjalnie dla nas bo tego dnia już wyjeżdżałyśmy. Myślałam że będziemy miały do wypełnienia jakieś formularze ale pani 1. powiedziała, że ona to już dla nas załatwia i jak będzie gotowe to ona do nas zadzwoni i nam wszystko wytłumaczy. Zapytałam czy na tych wnioskach mama nie musi się podpisać, pani J. tylko łagodnym głosem powiedziała 'nieee' i zmieniła temat.
Dopiero po czasie córka okradzionej kobiety zastanowiła się na tym, że bank nie może udostępnić dostępu do konta bez zachowania podstawowych procedur bezpieczeństwa. Co ciekawe pracownica banku przekonywała też, że bank po sześciu miesiącach nie używania konta blokuje dostęp do niego ze względu bezpieczeństwa.
Dziwi mnie też że nasze dane do logowania trafią do pani J., żeby mogła nam je podać przez telefon. Przecież tego typu dane są zawsze bardzo dobrze strzeżone. Tak samo nie rozumiem jak udało wypełnić wniosek do krajowego rejestru rachunków bankowych skoro nie miała peselu posiadacza rachunku? Generalnie rozmowa z panią J. to taka mowa-trawa. Nie podaje żadnych konkretów, za to jest bardzo miła i zna wszystkie problemy klientów.
Napisz komentarz
Komentarze