Ostatnio media tomaszowskie wciąż mnie zaskakują promowaniem dziwactw wszelakich. Pogrzeby, tragedie, śluby, komunie, wydarzenia szokujące opinię publiczną. I o ile jestem w stanie zrozumieć tradycyjne, wywodzące się z różnych kultur, czy wierzeń formy pożegnania zmarłych np. w Islamie pochówek następuje w pobliżu miejsca zgonu, w Tybecie rodzina czeka, aż sępy pożrą zmarłego, w Hinduiźmie zmarli są spalani na brzegach rzek, aby prochy zmarłego wrzucić no nurtu to dziwi mnie odbieganie od tradycyjnych form pożegnania zmarłego przyjętych w kulturze europejskiej, w której to złożenie trumny czy urny z jego prochami powinno nastąpić w miejscu do tego przeznaczonym lub prawnie wskazanym.
Ale przecież pogrzeby, śluby, komunie, kapliczki czy krzyże to w Polsce niezły biznes, a w poszukiwaniu kolejnych wariactw, które dziś można sprzedać w tych okolicznościach to bolączka nie tylko firm specjalizujących się w tych usługach. To bowiem my sami często dla szpanu "cudujemy". Pytanie jednak dokąd to cudowanie nas prowadzi?
Umalowane, wyczesane opalone w solarium dziewczynki przystępujące do pierwszej komunii, nikogo już nie szokują. Ale dziś już nie tylko media, opinia publiczna i znajomi czy drony nas obserwują. Zaczynamy żyć jak w Big Brotherze sprzedając całą naszą intymność.
Ja też miałam pewien etap, kiedy zachwyciłam się social media. Dziś moja wolność zaczyna przejawiać się w ochronie mojej prywatności. I o dziwo jest mi z tym znacznie lepiej. Teraz dzielę się tym co myślę, a nie tym co zjadłam na śniadanie. Ale to mój wybór. Faktycznie pogrzeby, wesela, komunie to trudny temat na blogerskie publiczne przemyślenia, ale… w dobie kiedy nie ma już miejsca na „zwykły” pogrzeb, ślub, a zwykła komunia czy rocznica to już przeżytek, wszyscy poszukują sposobności, aby się pokazać, zabłysnąć, zaszpanować bo przecież na portalu, na fb, na Intagramie trzeba istnieć.
Kupujemy więc kapliczkę, stawiamy w ogrodzie i już jesteśmy inni. No bo przecież czerwona sukienka ślubna, drużba na rolkach czy pan młody w trampkach już nie szokują. Trzeba stale poszukiwać, żeby zaskoczyć, mierzalność zaskoczenia w ilości lajków, albo ciekawskich oczach widać.
I o ile w trakcie ślubu może to być zrozumiałe albo wytłumaczalne jak trąbiące auta, syreny, czy fajerwerki to w okolicznościach pogrzebowych zaczyna mnie dziwić. Pewnie wolność według wielu polega na tym, aby robić co i kiedy się chce. Pytanie jednak zadaję sobie jakich granic nie przekraczać, aby zamiast planowanego efektu wow nie uzyskać tragicznego czy graniczącego z farsą. Dlatego mam dużo większe wątpliwości, kiedy uczestniczę w pogrzebie zimą, a przemówienia lansujących się kolegów zmarłego trwają w nieskończoność bo według mnie to nie spektakl dla widzów tylko cierpienie najbliższych, czy jak widzę kapliczki na podwórkach zamiast skrzatów, niż jako gość pary młodej obserwuję uśmiechniętego drużbę na wrotkach. A wszystko przecież zależy od tego komu i dlaczego w Tomaszowie bije dzwon.
Napisz komentarz
Komentarze