Dyrektor podkreślił, że na początku pandemii, w trakcie tzw. twardego lockdownu, dało się zauważyć zmniejszoną liczbę pacjentów w lubelskim Szpitalu Neuropsychiatrycznym. Podał, że przed pandemią obłożenie łóżek na oddziałach psychiatrii ogólnej wynosiło 80-90 proc., a w trakcie lockdownu spadło do 60-70 proc.
„To wcale nie znaczy, że nagle ludzie przestali mieć problemy psychiczne. Lockdown spowodował, że osoby wymagające hospitalizacji psychiatrycznej zostawały po prostu w domach i były leczone wyłącznie w formie ambulatoryjnej. Główną przyczyną tego, że się nie zgłaszali do szpitala była np. izolacja domowa spowodowana chorobą COVID-19, ale też strach przed pobytem w szpitalu w trakcie epidemii” – wyjaśnił dr n. med. Piotr Dreher.
Zaznaczył, że izolacja związana z epidemią pogłębiła stany pacjentów, u których wcześniej stwierdzono zaburzenia psychiczne. „Wiemy to stąd, że ci pacjenci trafiali jednak do nas, ale z pewnym opóźnieniem, bo w kolejnych miesiącach mieliśmy odwrotny trend, gdy obłożenie łóżek było na poziomie 105 proc.” – dodał dyrektor.
Od końca marca 2020 r. w Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Lublinie działa jedyny w woj. lubelskim zakaźny oddział dla osób psychicznie chorych, do którego trafiają osoby z zakażeniem koronawirusem i dodatkowo z chorobą psychiczną. Aktualnie na 32 miejsca, zajętych jest 16.
„Większość pacjentów przyjmowanych na ten oddział była w ostrym zespole abstynencyjnym czyli tzw. majaczeniu alkoholowym. Drugą grupę stanowiły osoby w trakcie ostrej fazy choroby psychicznej np. schizofrenii lub choroby dwubiegunowej. Stąd można wnioskować, że ta izolacja w domach podczas pandemii spowodowała pewne +wyzwolenie+ pełnych objawów choroby. Była taką przyczyną, +czynnikiem spustowym+” do rozwinięcia się pełnoobjawowej choroby psychicznej” – wytłumaczył dr n. med. Piotr Dreher.
Dodał, że na zakaźny oddział psychiatryczny trafiali również pacjenci z lękiem, poczuciem winy czy osamotnienia.
Nawiązując do specyfiki leczenia pacjenta psychiatrycznego z COVID-19 zaznaczył, że „na oddziale zakaźnym niemożliwa jest izolacja pacjenta psychiatrycznego”. „Pacjentowi niepsychiatrycznemu można powiedzieć, żeby przycisnął guzik na wezwanie, sam skorzystał z toalety, ale w psychiatrii to nie funkcjonuje. Czasem kontakt z takimi pacjentami jest utrudniony. Bywają pobudzeni, agresywni albo przeciwnie – zobojętniali, wobec czego nie da się im tego wytłumaczyć lub oczekiwać samodyscypliny i troski o swoje zdrowie. Zdarza się też, że urojenia, omamy przyćmiewają samą chorobę covidową i są wiodącym elementem” – podkreślił lubelski psychiatra.
Zapytany o to, jakie skutki psychiczne wywrze na społeczeństwie pandemia, odpowiedział, że „na pewno poczucie lęku”. „A zwłaszcza w tych rodzinach, które doświadczyły odejścia kogoś bliskiego z powodu COVID-19. Wzmocni się też poczucie strachu, złości, gniewu, napięcia” – dodał.
Ocenił również, że wiele szkód wyrządziła telepraca i nauka zdalna, bo zarówno dorośli, jak i dzieci potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem czy rówieśnikiem. „Zapotrzebowanie na psychiatrów dziecięcych bardzo wzrosło. W tej chwili prowadzimy zapisy do poradni na kwiecień-maj. Natomiast na oddziale młodzieżowym od paru miesięcy mamy pełne obłożenie i dostawki. Najczęściej u dzieci pojawiają się teraz zaburzenia adaptacyjne, które mogą wywołać chorobę psychiczną. Wspomniane zaburzenia zmierzają najczęściej albo w stronę autoagresji czyli samookaleczeń, zachowań destrukcyjnych, albo w kierunku izolacji czyli takiego wycofania się, zobojętnienia” – dodał dyrektor Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie. (PAP)
Napisz komentarz
Komentarze