Byli świetni w tej dyscyplinie, niejednokrotnie potrafili od otwarcia do zamknięcia lokalu rozgrywać najtrudniejsze partie, odizolowując się całkowicie od reszty osób przebywających w kawiarni, popijając złocisty, chmielowy napój. Często dołączał do nich kolega, również wybitnie uzdolniony, Włodzimierz Błoszko, jak mówiono o nim - matematyczny łeb, biały traper, dziecko lasu, – który specjalizował się w rozgrywaniu szczególnie trudnych partii. Dla przyjaciół i bliskich zwany Dzidkiem.
Przebywanie w Literackiej z taką, intelektualną elitą Tomaszowa było wielką przyjemnością. Jako młody chłopak mogłem się sporo dowiedzieć o świecie współczesnym, o obyczajowym życiu lokalnych notabli, o rock’n’rollu, jazzie, filmie czy świecie teatru. Osoby przebywające w pomieszczeniu barowym, nie zawsze uczestniczyły w kawiarnianym życiu w konsumpcyjnej części. Ich kroki przeważnie skierowywane były do baru, tu dopełniali swego upustu w intelektualnej konwersacji.
By dostać się do bufetu trzeba było pokonać salę konsumpcyjną i taneczną tak, że siedzący w lokalu wiedzieli, kto znajduje się w barze u Jana. Były przypadki, że kawiarnia była pusta a potężne zgrupowanie osób miało miejsce w maleńkiej przestrzeni, przy bufecie, za którym prym w dyskusji wiódł, równolegle obsługując klientów, mistrz Janowski. Osobiście lgnąłem sam do tego typu zgrupowań, nie uczestniczyłem bezpośrednio w dyskusji, znałem swoje miejsce w szeregu, Byłem raczej nastawiony na słuchanie, które dawało mi większą wiedzę i satysfakcję.
Wszyscy uczestnicy w rozmowach, dyskusjach w barze u pana Jana stawali się moimi idolami. Wiedza płynąca z tych spotkań budowała, może w sposób niezamierzony, mój image.
Finalnie tydzień w kawiarni Literacka, kończył się w sobotę i niedzielę dancingiem. Na dancingi przychodziła przeważnie młodzież pracująca, ucząca się w szkołach średnich czy studiująca. W przeciwieństwie do Jagódki, kawiarnia Literacka nie prowadziła sprzedaży alkoholu powyżej 4,3%, stąd była duża tolerancja dla szkolnej młodzieźy przez dyrekcje szkół czy tomaszowskich nauczycieli. Zresztą sami przychodzili oni do lokalu, uczestnicząc w życiu kawiarni, w spotkaniach z ciekawymi ludźmi czy w dancingach.
Latem na zapleczu posesji Domu Kultury Włókniarz w kierunku południowym, idąc wzdłuż budynku kina, dochodziło się do ogrodu ZDK, umownie zwanym, botanicznym. Chyba dlatego tak nazwany, że na jego terenie znajdowało się wiele ciekawych okazów roślin, traw, krzewów (jaśminy, czeremcha, bzy, leszczyna, głogi, dzika róża), drzew liściastych (brzozy, dęby, wiązy, akacje, lipy, buki, kasztanowce) i iglastych (sosny, piękne, srebrne jodły, świerkowe choinki).
Często mam ochotę zapytać kibiców przeciwnych drużyn:
- Panowie, czy jesteście pewni, że oglądacie ten sam mecz.
Napisz komentarz
Komentarze