Muszę przyznać, że moja dzielnica, Starzyce, nie żyła w przyjaznych stosunkach z Karpatami, czy Rolandówką. Ja często pełniłem rolę mediatora. Byliśmy z Edkiem Strzępkiem kolegami od przedszkola, przed jego przeprowadzką chodziliśmy razem do 5-tej klasy szkoły podstawowej. Gdy rodzina Strzępków przeniosła się z Zawadzkiej na ulicę Niską, odwiedzałem go w nowej dzielnicy, przy okazji zaprzyjaźniając się z tamtejszymi „liderami” grupy młodzieżowej. Dochodziło do tego, że chłopcy z Karpat przychodzili do naszej świetlicy przyzakładowej w Starzycach na filmy kina objazdowego czy na zabawę taneczną i nie dostawali przysłowiowego „lania”, a bywało też odwrotnie. W takich okolicznościach powstawały przyjaźnie eliminujące narosłe od lat antagonizmy. To na Rolandówce, poznałem najbliższych, drogich mi przyjaciół, Andrzeja „Flegmę” Kuźmierczyka i Alka „Ciotuch” Ciotuchę, z którymi do końca ich dni byłem w pokojowej symbiozie, jak z rodziną.
ANDRZEJ „Flegma” KUŹMIERCZYK – najbardziej ukochany kolega, dusza towarzystwa, wszyscy go uwielbialiśmy. Po jego śmierci nastąpiła ogromna luka, towarzyska „dziura”, którą odczuwam do dziś i nie można jej niczym wypełnić. Nie pamiętam dokładnie jak go poznałem, zapewne przez Reńka „Aligatora” Szczepanika i Waldka „Kondeja” Kondejewskiego. Wcześniej razem byli oni na wspólnym zimowisku. Andrzej, tak jak ja z prowincjonalnej dzielnicy miasta z chęcią przychodził do „centrum”. Było to dzielnicową nobilitacją.
Reniek i Waldek byli kuzynami i mieszkali w samym centrum Tomaszowa, przy Placu Kościuszki. Wcześniej byłem z nimi na wspólnej, ostatniej kolonii w Teofilowie. Podobnie jak Andrzeja Kuźmierczyka, mnie również chłopaka z „antypodów miasta” opanowało poczucie „niższości”. By się „wyzwolić” z kompleksu dołączałem do kolegów ze śródmieścia. W ten sposób stworzyliśmy, przez częste spotykanie się, grupę o wspólnych zainteresowaniach, staliśmy się przyjaciółmi, można powiedzieć na dobre i na złe. Poznanie Wojtka „Szymona” Szymańskiego i rockandrollowe spotkania u niego, jeszcze bardziej wzmocniło naszą przyjaźń.
W Andrzeju odkryliśmy drzemiący w nim ogromny talent muzyczny, z łatwością przyswajał rockandrollowe rytmy a przy tym miał cudowny głos zbliżony do głosu Fatsa Domino czy Bogusława Meca. A propos Bogusława, Andrzej i Boguś razem w jednej klasie rozpoczynali naukę w Liceum Pedagogicznym w Tomaszowie Maz. (dzisiaj Technikum Samochodowe). Gdy powstał gitarowy zespół muzyczny w Klubie ZMS przy ulicy Barlickiego 9, Andrzej wraz Romkiem "Zwierzem" Jędrychowskim byli pierwszymi jego solistami. Po odejściu perkusisty, Andrzej „dosiadł bębnów”, swobodnie połączył z dobrym skutkiem grę na perkusji ze śpiewaniem, zupełnie jak Phil Collins czy Bogusław Mec w „Szarych Kotach”.
Wykonywał kilka piosenek z repertuaru Fatsa Domino czy Nat King Cole’a, uwielbiał Fatsa. Śpiewając sztandarowe piosenki z repertuaru Marii Koterbskiej jak „Lunaparki” czy „Parasolki”, swym głosem wywoływał zachwyt a ciała słuchających przeszywały ciarki. Wiedział, że dziewczyny to lubią, tym bardziej przykładał się w tej roli. Czynił to z wielkim pietyzmem i artystyczną starannością. Gdy dziś słucham „Blueberry Hill”, „So Long” czy „It Keeps Raining” Fatsa Domino to płaczę, bo Andrzej cudownie je wykonywał. Przed oczami mam obraz, młodego, pięknego, wspaniałego przyjaciela, rozśpiewanego Andrzeja Kuźmierczyka.
„Flegma”, tak jak Mirek Orłowski, również startował w eliminacjach w I Konkursie Młodych Talentów na scenie kina „Włókniarz”. Przegrał z Mirkiem Orłowskim, na kilkunastu startujących było tylko jedno miejsce kwalifikujące do łódzkich półfinałów. Nigdy nie zapomnę imienin Andrzeja (16 maja) na Rolandówce. Po wypiciu kilku kieliszków alkoholu rozpoczynał się spektakl – śpiewanie. Mąż Dzidki, siostry Andrzeja, Lucjan, Rysiek „Kumen” bratanek Andrzeja, kuzyn Andrzej „Siachu” Kłosiński oraz sam jubilat wiedli prym w imprezie. Andrzej „Siachu” Kłosiński to jeden z najwybitniejszych, tomaszowskich piłkarzy. Napastnik słynnej „złotej jedenastki” juniorów RKS „Lechia”, wicemistrzów Polski z roku 1957. Otwarte okna niosły śpiew na całą dzielnicę, przenikając do zakładu dywanów WELTOM, znajdującego się vis a vis posesji Kuźmierczyków.
Rozpoczęło się od pieśni patriotycznych a kończyło na rockandrollowych reminiscencjach. Nigdy nie było interwencji sąsiadów czy milicji. Wszyscy znali dobrze rodzinę Kuźmierczyków, wiedzieli, że śpiewanie należało do tradycji rodzinnych i dziś twierdzę, że również do tradycji dzielnicy. Uczestniczył w pierwszych „fajfach”, należał do rodziny „Literacka 62”, szalał, wiódł na parkiecie prym, z radością „obtańcowywując” wszystkie dziewczyny a te chętnie mu wtórowały.
Gdy pozakładaliśmy rodziny i na świat przyszły dzieci, do Andrzeja „bocian” nie zawitał. Andrzej i jego żona Jadwiga ich nie mieli. Z tego tytułu bardzo cierpiał. Kiedy spotykaliśmy się z kolegami ze swoimi pociechami na różnych miejskich festynach, odpustach, Andrzej również w nich uczestniczył. Obdarowywał nasze dzieci słodyczami, gadżetami, maskotkami. Dzieci kochały Andrzeja wiedząc, że zawsze im coś „skapnie”. Pracował w masarni, gdy były trudności z mięsem i wyrobami mięsnymi, przed każdymi świętami Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, Andrzej zjawiał się w naszych domach, ze świątecznymi „prezentami”; szynką, baleronem czy polędwicą. Żony nasze kochały go za wyręczanie ich ze stania w długich kolejkach, w mięsnych sklepach.
Częściej zaglądał do kieliszka, wiem, że powodowane było to pustką, którą to pustkę wypełniają w naszych domach dzieci. Nie dotykaliśmy tego tematu, przynajmniej ja czułem, że nie powinienem Andrzejowi dokuczać, przypominać o czymś co jest faktem. Cierpiał nadal, zwiększał dawki i częstotliwość picia. Dziś mam do siebie pretensje, że nie rozmawialiśmy o problemie, może o adopcji? Sam doprawdy nie wiem, wszystko przeminęło, nie da się cofnąć czasu. Pewnego dnia jadąc przed południem autobusem spotykałem Elę, żonę Ryśka „Kumena”, bratanka Andrzeja, która oznajmiła mi – Tolek, rano umarł w swoim mieszkaniu Andrzej, chyba był to wylew. Przeżył zaledwie 49 lat. Spośród wszystkich, którzy odeszli na wieczność, najbardziej odczuwam brak Andrzeja i jego kolegi z dzielnicy Alka Ciotuchy.
Napisz komentarz
Komentarze