Już niemal trzydzieści lat żyjemy w wolnej i demokratycznej Polsce. Przez ten czas zdążyliśmy wypracować jakieś demokratyczne procedury, zbudowaliśmy wspólnoty samorządowe, wytworzyliśmy system dobrych zwyczajów, które nawet jeśli nie stanowią ogólnie obowiązującego prawa, to są jednak zbiorem zasad, jakich należy przestrzegać. Oczywiście są ludzie, wmawiający nam od dawna, że wszystko, co osiągnęliśmy w tym czasie jest złe i należy to zwalczać. Czy aby na pewno? Jak się im bliżej przyjrzycie, ich karierom zawodowym okaże się, że nie potrafią nic innego poza politykowaniem. Żyją z partyjniactwa i z niego się utrzymują. Co robiliby bez mateczki partii? Musieliby zapieprzać w pocie czoła na utrzymanie rodziny. A tak... pogadają głupoty a kasa wpływa na konto.
Oczywiście świat jest prostszy a ludźmi łatwiej jest sterować kiedy mają do czynienia z jednym (słusznym - ma się rozumieć) przekazem informacyjnym. Jak mawiał Kurski "ciemny naród wszystko kupi". Tylko co się dzieje, kiedy znajduje się ktoś, kto zaczyna wskazywać, że przekaz to nic więcej jak propaganda i co najgorsze ma własne zdanie? No oczywiście trzeba mu zamknąć usta. Sposobów jest wiele. Na szczęście jeszcze nie osiągnęliśmy pułapu dyktatury, kiedy buduje się obozy w Berezie Kartuskiej, Gułagi na Kamczatce, czy koncentracyjne fabryki śmierci. Zamiast tego wyłączane są mikrofony, albo zgłaszane są wnioski o zakończenie dyskusji w trakcie trwających obrad, odbierane diety radnym i posłom.
Ludzie składający podobne wnioski nie pojmują zasad i idei parlamentaryzmu, który jest oparty na przedstawicielstwie pochodzącym z wyboru (a nie wskazania jak to było w przypadku PZPR). Parlamentarzysta a w jego ślad takze radny samorządowiec, stanowi ne tylko reprezentację grupy osób ale także jest ich głosem w organach władzy stanowiącej. Uniemożliwianie swobodnej wypowiedzi, zaprezentowania określonej opinii jest złamaniem wszelkich reguł i obyczajów.
Przedwczoraj w czasie jak PiS demonstrował w spektakularny sposób "wstawanie z kolan" przyjmując nowelizację ustawy o IPN (której osobiście jestem zwolennikiem i uważam, że przyjęta zmiana kompromituje ekipę rządzącą) niemal na poczatku parlamentarnej debaty jeden z posłów zgłosił wniosek o zamknięcie dyskusji. Oczywiście posłuszna i bezmyślna większość wniosek przegłosowała. Jakżeby inaczej. Zmiany przyjęto w ten sposób w sumie bezdyskusyjnie. Z uśmiechem na ustach polski premier wstając z tych swoich miękkich jak galareta kolan poślizgnął się i runął twarzą w sam środek błotnistej kałuży (zwolennicy PiS zapewne stwierdzą, że było to zamierzone działanie, mające wykazać, że Mateusz Morawiecki nie lęka się kąpieli nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach i posiada umiejętność pływania - o czym w sumie wszyscy już przecież wiemy)..
Wczoraj dokładnie to samo próbował zrobić radny Sławomir Szewczyk próbując nie dopuścić do dyskusji na temat sensowności lub bezsensowności wniosku złożonego przez radnego Misztala. Jak dla mnie skandaliczne zachowanie. Zresztą nie pierwsze w wykonaniu tego radnego (który w ubiegłej kadencji nie za bardzo sprawdził się w roli wicestarosty), bo w sumie trudno przypomnieć sobie chociaż jedno jego wystąpienie trzymające jakiś poziom merytoryczny lub intelektualny.
Napisz komentarz
Komentarze