Chciałam kupić buty, nawet jedne zdążyłam przymierzyć. Na zakupy wybrałam się z dzieckiem. Mój syn Jakub, lat 5 był więc ze mną. Przecież wszystkie centra zachęcają do rodzinnych zakupów, a wiele z nich oferuje nawet strefy zabaw dla dzieci. Chyba nie wszędzie jednak dzieciaki są mile widziane.
W trakcie mierzenia następnych butów usłyszałam, jak ekspedientka mówi do mojego dziecka, aby zostawił buty, które zdarzyło mu się dotknąć na półce, bo jak jeszcze raz je ruszy, to dostanie od niej klapsa. Na początku nie reagował, pźniej jednak się przestraszył. Mój syn jest grzecznym chłopcem, chcoiaż buty stojące na półce postawił w innym kierunku, to chyba nie powód, by się do niego w ten sposób odzywać.
Następnie przyszła koleżanka ekspedientki. Zrobiło się jeszcze ciekawiej. Mało sympatyczna pani stwierdziła "popatrz, ta sobie przymierza buty a chłopiec robi co mu się podoba, co za matka". Nie wytrzymałam i poprosiłam, by nie wypowiadała się na temat mój oraz mojego dziecka i że przecież praca nie jest przymusem, jak jej się nie podoba to niech się zwolni. W odpowiedzi usłyszałam, że pani nie jest zatrudniona do układania butów.
Nie chciałam dłużej dyskutować. Odłożyłam buty i wyszłam. Po ok 5 minutach jednak wróciłam aby zapytać o numer telefonu lub dane właściciela. Uzyskałam informacje, że ekspediantka nie wie kto jest właścicielem... Nie wie u kogo pracuja ani w ogóle co tam robi...
Napisz komentarz
Komentarze