Opowiedzcie co Wam się przytrafiło...
Jak to co? Chodzi o tomaszowski szpital. To jest jedna wielka porażka. Już wcześniej miałam z nimi przeboje, ale teraz postanowiłam przestać milczeć...
Przecież jest Rzecznik Pacjenta, jest prezes... Dlaczego się nie skarżycie?
Bo ludzie się boją.
Czego się boją?
Boją się i wstydzą... Boją się, bo każdy może kiedyś znowu trafić do szpitala i potrzebować pomocy. Niech Pan poprosi na swoim portalu o kontakt osoby, które zostały źle potraktowane w szpitalu, to zobaczy Pan ile osób się zgłosi... Ja znam wiele takich przypadków.
Spróbuję tak zrobić. Wróćmy do tej porażki. Co Was tak wzburzyło?
Właśnie porażka. Chodzi o naszą babcię. Siostra w sobotę dwa tygodnie temu pojechała z nią do szpitala. Była godzina 18 a babcia, jak się później okazało miała złamaną rękę, po tym jak spadła ze schodka. Starsza kobieta 4 godziny spędziła na SOR-ze.
To jeszcze nie tak długo. Znam przypadki o wiele dłuższego oczekiwania
Ale to jest niewyobrażalne. na całym Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie było nikogo. Żadnych pacjentów. Byłyśmy tylko my. Jak już pojechałyśmy na górę na prześwietlenie, to się okazało, że tam nie ma nikogo, bo panie akurat zjechały sobie na dół. Chodziliśmy z babcią na pieszo, bo dopiero za trzecim razem dali nam wózek.
Co było dalej? Pewnie poskładali rękę włożyli w gips i odesłali babcię do domu.
Nie do końca. Dwa razy naszej babci składali tę rękę. Za drugim razem w cztery osoby.
Jak to?
Normalnie. Rękę babci złożono, włożono w gips, dostaliśmy dokumenty i pojechaliśmy do domu.
Ale opowiedzcie, jak zostałyście obsłużone w szpitalu, bo póki co nic z tej Waszej opowieści nie wynika.
W sumie spędziliśmy w szpitalu 4 godziny. Zostaliśmy przyjęci. Później pojechaliśmy na to zdjęcie. Zjechaliśmy na dół. Ręka złamana. Założono gips. Czekaliśmy aż gips wyschnie. Jak wysechł zrobiono kolejne zdjęcie. Czekaliśmy długo, bo nikogo nie było. Zrobili zdjęcie. Zjeżdżamy na dół. Oglądają. Źle złożona ręka. Składają rękę jeszcze raz. Tym razem, tak jak mówiłam, we czterech. Znowu w gips i znowu na górę. I znowu nikogo w RTG nie ma. Poszedł ich poszukać ratownik, który z nami pojechał. Zrobili zdjęcie. Pojechałyśmy na dół. Obejrzeli i kazali iść do domu i zgłosić się za cztery dni na kontrole.
[reklama2]
No i wróciliście...
W poniedziałek wróciliśmy do szpitala, bo palce złamanej reki zrobiły się sine. Do tego były tak napuchnięte, że nie mogła nimi ruszać. Lekarz popatrzył, rozciął gips i kazał przyjść w piątek. Więc zapakowałam babcię w samochód i jadę w piątek kolejny raz do szpitala.
To nic dziwnego taka kontrola w przypadku złamania. Ile babcia Wasza ma lat?
83 lata. W dodatku niedowidzi, więc wymaga opieki. Wszędzie trzeba ją zaprowadzić. Wchodzimy więc w piątek do gabinetu a tam kolejny pan doktor. To nie ten sam lekarz, bo wiadomo, że jest taki, na jakiego się akurat trafi. No i pan doktor mówi: co się pani stało? zdjęcie pani ma? Odpowiadam, że mamy nawet cztery ale chcielibyśmy aktualne. No to poszliśmy. Wracamy z RTG. Pan doktor popatrzył i mówi: to się zrośnie. Mam tutaj zdjęcie w telefonie. Zaraz panu pokażę.
Faktycznie kość przesunięta.
Ale lekarz (nazwisko do wiadomości redakcji) stwierdził, że jest ok i że się kość zrośnie. To ja go z znowu pytam, czy ta ręka będzie na pewno władna. Wtedy stwierdził, że trzeba wypisać skierowanie na oddział. Tyle, że to skierowanie było już wypisane i leżało w dokumentacji.
Jak to?
No tak, bo okazało się, że zostało już wypisane na poprzedniej wizycie. Lekarz kazał mi się zgłosić w kolejny poniedziałek i pójść do ordynatora, bo oddział jest tak "zawalony", że nie wiadomo czy babcię przyjmą. Zdenerwowałam się i mówię: w jaki poniedziałek. Jest piątek a babcia jest na środkach przeciwbólowych, bo ją tak ręka rwie. Zlitował się w końcu i kazał mi iść z babcią na górę. To poszłam. Wymienił nawet nazwisko konkretnego lekarza, do którego mam się zgłosić.
Do którego lekarza?
Mniejsza o nazwisko (do wiadomości redakcji), bo na oddziale, kiedy tam trafiliśmy nie było żadnego lekarza. Była za to niezwykle opryskliwa pielęgniarka. Zapytaliśmy kiedy będzie doktor, odpowiedziała że dzisiaj już go chyba wcale nie będzie. Pytam więc: chyba czy na pewno. Ona nie wie. Zadaję więc kolejne pytanie. Czy jest jakiś inny lekarz, z którym mogłabym porozmawiać. Wskazano mi pokój, bodajże numer 14. Pielęgniarka od razu powiedziała, że tam chyba nikogo nie ma... i rzeczywiście nie było. Znowu więc pytam: to nie ma żadnego lekarza na oddziale? Pielęgniarka odpowiada, że widocznie nie ma. Mówi, że albo są na bloku, albo może sobie wyszli. Normalnie nerwy mnie wzięły...
O której to było godzinie?
Było około 12:30. Zdenerwowałam się, więc zabrałam babcię do domu. Przygotowałam i zawiozłam do szpitala w Bełchatowie. Jadąc tam wiedziałam, że mam złe skierowanie, bo nie dojść, że do Tomaszowa, to jeszcze sprzed pięciu dni.
Ale może byłyście zbyt niecierpliwe i zbyt mało energiczne w poszukiwaniu tego lekarza?
Na co miałyśmy czekać? Nie było tam z kim rozmawiać. Miałyśmy czekać aż ktoś łaskawie się zjawi? Chyba mnie pół oddziału tam słyszało, tak się zdenerwowałam.
Nie rozumiem tu czegoś. Wypisano Wam skierowanie w poniedziałek i tego skierowania nie otrzymaliście?
No nie. Doktor powiedział, że zobaczy w piątek co się będzie działo, bo minie akurat siedem dni od wypadku.
Co się wydarzyło w Bełchatowie?
Poczuliśmy się, jakbyśmy trafili do innego świata. W ciągu niespełna godziny babcia była już na oddziale. W tym czasie, jak się przyglądaliśmy, przyjęto chyba 8 innych osób na różne oddziały. Można? Okazuje się, że można. Obsługa jest błyskawiczna.
Może mają więcej personelu?
Wcale nie. Siedzi jedna pani rejestratorka i wszystko koordynuje. Przyszedł lekarz i zwrócił uwagę na to skierowanie. Wytłumaczyłam, że nie mogę kolejny raz chodzić po tomaszowskim szpitalu chodzić i prosić o pomoc dla babci.
Babcia ma tyle lat ile ma, ale czy to znaczy, że nie ma prawa do życia? Lekarz na początku też stwierdził, że się kość zrośnie, ale wziął zdjęcie i poszedł skonsultować się z kolegą z oddziału. Po kilku minutach zszedł i stwierdził, że babcia zostaje na oddziale, ponieważ nie dają gwarancji, że ręka będzie sprawna i że wymaga zabiegu operacyjnego. W Tomaszowie stwierdzono, że stan jest zadawalający. Jak rozmawiałam dzisiaj z ordynatorem, to mnie pytał dlaczego babcia trafiła do szpitala tak późno.
Porównując szpitale, to niestety widać drastyczną różnicę w podejściu do pacjentów. Przecież to jest służba ludziom. Pracownicy szpitala w Bełchatowie nie odstąpili nas na krok. Babcia natychmiast znalazła się na wózku i zawieziona została na oddział.
Babcia jest już po zabiegu. Kość złączono jej płytką, założono szynę i dobrze się czuje.
****
Jeśli chcecie poskarżyć się na obsługę w Tomaszowskim Centrum Zdrowia, piszcie do mnie na redakcyjnego maila
Gwarantuję oczywiście dyskrecję i pełną anonimowość, którą chroni także tajemnica dziennikarska.
Jeśli składacie oficjalne skargi adresujcie je także do wiadomości Przewodniczącego Komisji Zdrowia Rodziny i Spraw Społecznych Rady Powiatu Tomaszowskiego.
Polecamy także
Napisz komentarz
Komentarze