Żołnierze Wyklęci, Cichociemni, Powstańcy Warszawscy, bohaterowie nowszych i odleglejszych polskich dziejów, stali od jakiegoś czasu nie tyle produktem marketingowym, co gadżetem. Do niedawna takim modnym wśród młodzieży "fejsem", noszonym na "tiszertach" był Che Guevara, czyli krótko mówiąc zbrodniarz i morderca. Kto by się zastanawiał kim był i co zmalował, ważne że aktualnie jest trendy.
Dzisiaj na topie są koszulki z symbolami Polski Walczącej, Narodowych Sił Zbrojnych, twarze Witolda Pileckiego, Zygmunta Szendzielarza czy Danuty Siedzikówny. Rzecz tylko w tym, że gdyby wspomniani bohaterowie wiedzieli, jakie kreatury sobie ich nazwiskami gęby wycierają, to by z grobów powstawali i rozpoczęli kolejną walkę z trzecim i nie wiadomo, czy nie najgorszym ze wszystkich wrogów.
Nie mam nic przeciwko promocji patriotyzmu, nie razi mnie nawet nadmiar patosu. Przeszkadzają mi natomiast komercjalizacja symboli, za którą nie podąża żadna edukacja. W takim mieście jak Tomaszów Mazowiecki, spotkania poświęcone historii zieją pustkami. Nie ma na nich "karków" w koszulkach tej czy innej firmy po 100 zeta za sztukę. Przychodzi co najwyżej kilkanaście (zawsze tych samych osób).
Ktoś powie, że organizowane są o złej porze? Każda pora będzie zła, a każda też może być dobra. Pamiętać jednak należy, że godziny przedpołudniowe służą raczej frekwencji, którą budują (nieliczni) nauczyciele historii, którzy przyprowadzają na nie swoich uczniów.
Napisz komentarz
Komentarze