Słyszę od wielu moich znajomych, że zamierzają zrezygnować z używania telefonów komórkowych, lub w znaczącym stopniu ograniczyć ich użytkowanie. Ktoś powie, że nie robi w życiu niczego złego, więc obawiać się nie ma czego.
Czy aby na pewno? Pomyślcie jak często w rozmowach używacie skrótów myślowych, które mogą być w dowolny sposób interpretowane. Nie wierzycie? Wystarczy prosty test. Spróbujcie wysłuchać własnych rozmów, które ktoś nagra, kiedy nie będzie wiedzieć, że jesteście nagrywani.
Piszę to jako osoba, która przeprowadziła chyba już tysiące rozmów, które następnie zamieniały się w wywiady publikowane w mediach, albo w wypowiedzi ilustrujące inne materiały prasowe. Zapewniam, że słowo mówione, to całkiem co innego niż pisane. To pierwsze uzupełnia komunikacja niewerbalna, drugie jest tylko suchym zapisem.
Ta permanentna inwigilacja, jak powiedziałby jeden z bohaterów Seksmisji, Juliusza Machulskiego, to nie tylko skutek rozwiązań prawnych. Jest to w dużej mierze kwestia mentalności, która każe komuś tropić kogoś innego i interesować się sprawami sąsiadów, przyglądając się temu, co robią, zza zasłaniającej okna firanki. Niezdrowa ciekawość? To zależy, do jakich celów nabytą "wiedzę" się wykorzystuje.
Z racji mojego zajęcia bywam często na spotkaniach różnych organizacji społecznych i politycznych. Wszyscy wiedzą kim jestem i nikt jakoś nie protestuje. Nie mam przypadków (poza jednym, kiedy zaciekawiona moimi notatkami starsza pani, zaczęła wykrzykiwać, że na sali jest szpieg z Gazety Wyborczej) by ktoś jakoś specjalnie wrogo w trakcie tych spotkań się do mnie odnosił. Ludzie wiedzą, że przychodzę, robię notatki lub filmuje a następnie czytają i oglądaj relację na łamach NT.
Nie chodzę na te spotkania by kogoś tropić, ani też nie interesuje mnie zbytnio kto w nich uczestniczy (poza głównymi aktorami spektaklu i oczywiście frekwencją).
W ten sposób trafiłem niedawno na spotkanie Komitetu Obrony Demokracji. Uczestniczyłem w podobnych dziesiątki razy i zawsze przebiegają one podobnie. Coś się rodzi, coś następnie umiera. Ot cała prawda o podobnych inicjatywach.
W spotkaniu uczestniczyła też dwójka młodych ludzi, która starała się nieco przyprzeć do muru jego organizatorów. Nic w tym złego, wszak spotkanie było otwarte, więc pytać na takim każdy może. Każdy, kto takie organizuje musi się liczyć z obecnością własnych przeciwników. Ktoś pyta, ktoś odpowiada, ktoś się w końcu irytuje i żegna adwersarzy.
Moją uwagę zwróciło jednak coś innego. Pod koniec spotkania wśród zebranych osób zaczęła krążyć lista. Organizatorzy poprosili, by osoby, które chcę się przyłączyć do KOD wpisywali się na nią podając nie tylko swoje imiona i nazwiska, ale również dane kontaktowe w postaci maili i numerów telefonów. Na koniec kartka trafiła do młodego człowieka, którego znam z działalności w jednej z partii, wpisał na niej jakieś naprędce wymyślone nazwisko a następnie zaczął fotografować dyskretnie telefonem.
Po co to robił? Chyba tylko on sam zna odpowiedź na to pytanie. Być może chciał się przypodobać swoim partyjnym szefom, którzy (co jest bardzo prawdopodobne) o jego obecności na spotkaniu KOD nic nawet nie wiedzieli. A może wzorce podobnych zachowań wyniósł po prostu z domu? Trudno to jednoznacznie stwierdzić. Przypadek ten jednak pokazuje, co ludzie mają w głowach. Przykre to tym bardziej, że młody partyjny narybek zachowuje się niczym, pozbawiony honoru, poczucie przyzwoitości, ordynarny funkcjonariusz komunistycznego UB, tropiący wszelkimi metodami i w sposób nieludzki wrogów władzy ludowej. Smutne to i straszne.... niestety.
Napisz komentarz
Komentarze