Na złodzieju czapka gore?
Tomaszów Mazowiecki, to miasto niezwykłe. Jego specyfika sięga czasów PRL-u, kiedy to popularne było powiedzenie, że „w każdym domu coś z Wistomu”. Nie był to oczywiście jedyny zakład pracy w sposób „hurtowy” okradany przez pracowników ale ze względu na dużą liczbę zatrudnionych osób urósł do rangi symbolu. Złodziejstwo kwitło w każdej fabryce i każdym państwowym przedsiębiorstwie. Tyle, że nazywało się inaczej, bo przecież socjalistyczny etos pracy nie pozwalał na określenie robotnika, majstra, kierownika czy dyrektora złodziejem. Oni nie kradli, tylko kombinowali. W ten sposób złodziej stawał się kimś, kto „sobie radzi”, a więc osobą godną szacunku a uczciwy człowiek frajerem, zasługującym na pogardę. Mijają lata a nic się nie zmienia. Firmy, zarówno te publiczne, jak i prywatne, notorycznie okradane są przez swoich pracowników a skala zjawiska jest zatrważająca.
26.06.2012 23:32
17