Pod wieczór zarządzono zbiórkę oddziału, do którego tym razem "Trojan" wyszedł. Oznajmił wszystkim, iż nie boi się oddziału, ale też wie, że i oddział nie boi się jego i o to mu chodzi, gdyż nie chciałby dowodzić mięczakami, ale wzajemne stosunki powinny być regulowane na zasadzie wojskowej dyscypliny nacechowanej szacunkiem. Przyrzekł także, że tym razem nie wyciągnie z niedawnego nieporozumienia żadnych konsekwencji, ale w przyszłości nie cofnie się przed najsurowszymi represjami, aby stłumić każdą próbę niesubordynacji. Przemówienie dowódcy oraz wydana z jego rozkazu setka bimbru do kolacji, rozładowały całkowicie resztki napięcia w oddziale. Na kwaterze w młynie Ruda - Papiernia oddział spędził jeszcze dwa dni szkoląc się w zajęciach taktycznych i politycznych, które prowadził zastępca komendanta pchor. "Maj".
Kwaterę w młynie opuszczono wieczorem 20 września i po nocnym marszu zakwaterowano w folwarku Stefana Łępickiego w Kawęczynie. Partyzanci w wielkiej stodole, a komendant w dworze. Następnego dnia rano na kwaterze pojawił się młody ksiądz, który przybył w odwiedziny do właściciela folwarku, a którego po śniadaniu "Trojan" przedstawił oddziałowi rekomendując jako ich kapelana.
Był to ks. Marian Skoczowski ps. "Ksawery". Nie spodobało się to znów pepeerowcom, którzy zaczęli szeptać, że ksiądz jest im do walki nie potrzebny, jednak po zademonstrowaniu przez "Ksawerego" znajomości w posługiwaniu się różnego rodzaju bronią, głosy te ucichły.
Ranek 22 września był chłodny i wietrzny,przez co partyzanci wstali przemarznięci, a zarządzone przez "Trojana" ćwiczenia z zakresu "szkoły strzelca", które prowadził "Maj", nie dawały okazji do rozgrzewki.
Z zazdrością więc spoglądano na przytulny dworek właściciela folwarku i na smugę dymu z komina, w którym kwaterował dowódca, a którego od rana nikt nie widział.
Podchwycili to zaraz prowokatorzy, rozpowszechniając informację, że komendant od rana jest nietrzeźwy i leży w łóżku w ciepłej izbie. Nie była to prawda, gdyż "Trojan" rano wyjechał na spotkanie z żoną i synem Kazimierzem, którzy zakwaterowali u Jana Michalczyka w Janikowicach, około kilometra od dworu.
Sprowokowało to jednak dyskusje wśród partyzantów, podczas których zaczęto podważać kwalifikacje dowódcze komendanta, jego zamiłowanie do wygodnictwa, faworyzowanie niektórych podwładnych, niechęć do podejmowania akcji itp.
Do wieczora "Trojan" nie powrócił na kwaterę, ale za to prawdopodobnie pojawił się we dworze członek sztabu GL okręgu częstochowsko-piotrkowskiego, Stanisław Wojtala (z którym czwórka peperowców była w stałym kontakcie) z informacją, ze w nocy przymaszeruje na kwaterę w nieodległym Zygmuntowie nad Pilicą oddział GL im J. Bema pod dowództwem Władysława Kowalczyka ps. "Józef".
Napisz komentarz
Komentarze