Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 22 stycznia 2025 14:04
Reklama
Reklama

„Betliny” Kasi Betlińskiej. Miejsce akcji: Warszawa

Piękny niedzielny poranek. Jedziemy z Wieśkiem Fiszbachem, moim przyjacielem artystą plastykiem, Berlińczykiem z tomaszowskimi korzeniami, na spotkanie z Kasią Betlińską do jej pięknego domu w Sulejówku. Podróż ta sama w sobie ma wymiar magiczny, tak jak każde moje spotkanie i czas spędzony z Wieśkiem Fiszbachem, który obdarzony niezwykłą osobowością obdziela nią otoczenie w taki sposób, że chcesz czy nie chcesz ulegasz jego czarowi i zanim się spostrzeżesz, już tkwisz po uszy w jego aurze. Tym razem tak sugestywnie opowiedział mi o fantastycznym wernisażu „Wystawy portretów pisarzy, których twórczość związana jest ze stolicą” w jego berlińskiej Galerii NaKole, że gorąco zapragnąłem poznać artystkę. Wspólnie uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli spotkamy się z nią w miejscu, w którym powstają jej dzieła. A kiedy poznałem Kasię, od razu poprosiłem ją o wywiad. Przy kawie i domowym cieście rozmawiało nam się znakomicie. Tym bardziej, że Kasia jest osobą ciepłą i skromną, z wrodzonym darem opowiadania historii.

 

Zanim przejdę do rozmowy o tym wydarzeniu artystycznym, zacytuję pochodzącą z pięknego katalogu wystawy wypowiedź Dr hab. Rafała Kochańskiego, żeby przybliżyć artystkę i jej twórczość:

 

 

„Pani Katarzyna Betlińska jest absolwentką Wydziału Grafiki ASP w Warszawie. Obecnie z powodzeniem kontynuuje edukację na studiach doktoranckich na macierzystym wydziale i nie dziwi, że jej kolejne projekty artystyczne wyróżnia rozmach, niezawodny instynkt oraz przenikliwość w przedstawianiu ważkich spraw i problemów. Pani Katarzyna bezbłędnie porusza się w obszarze obrazowania graficznego i fotograficznego, znakomicie uwspółcześniając te środki wyrazu. Łączy dostępne media i poddaje licznym eksperymentom. Choć artystka nieustannie poszukuje nowych rozwiązań, to jednak konsekwentnie powraca do techniki gumy warszawskiej. Pozostaje temu wierna i można powiedzieć śmiało, że to „miłość odwzajemniona”. (…). Stąd więc wszystko, co wychodzi z ręki Katarzyny jest „magiczne”. Potraktowana tak czule materia obrazu odwzajemnię się i zaczarowuje widza, że nie sposób oderwać oczu. Katarzyna Betlińska przejawia pasję i radość tworzenia. (…). Globalizacja i konsumpcjonizm to tylko niektóre z licznych aspektów XXI wieku. Łatwo o poczucie zagubienia czy bezradności. Katarzyna na przekór temu, demonstracyjnie podkreśla indywidualność każdego swojego bohatera, co uważa za dobro niezbędne i niezbywalne. Stąd też głęboko humanistyczny przekaz takiej twórczości, która jest jednocześnie nadrealistycznym zapisem historii ludzi z otaczającej nas rzeczywistości. Z wielkim przekonaniem rekomenduję wszystkim twórczość Pani Katarzyny Betlińskiej i ufam, że znajdzie ona licznych zwolenników i admiratorów”.

 

Artystka prezentuje dwudziestu ośmiu twórców, którzy  zdecydowali się odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego piszę o Warszawie? Każdą wypowiedź uzupełnia artystyczny portret graficzny wykonany przez autorkę projektu, a całość pozwala wniknąć głębiej w fascynacje i zainteresowania bohaterów wystawy. Są to pisarze: Paweł Beręsewicz, Tadeusz Cegielski, Sylwia Chutnik, Mariusz Czubaj, Marian Marek Drozdowski, Maria Faryna-Paszkiewicz, Robert Gawkowski, Wiktor Hagen, Jerzy Kasprzak, Tomasz Konatkowski, Helena Kowalik, Magdalena Kozak, Lech Królikowski, Marek Kwiatkowski, Zygmunt Miłoszewski, Marek Nowakowski, Marek Ostrowski, Joanna Papuzińska, Małgorzata Karolina Piekarska, Henryk Sienkiewicz, Magdalena Stopa, Michał Studniarek, Danuta Szmit-Zawierucha, Tadeusz Świątek, Krzysztof Varga, Józef Kazimierz Wroniszewski oraz Jarosław Zieliński.

 

Sama o swoim ostatnim projekcie i o swoje twórczości opowiada tak:

 

„Miejsce akcji: Warszawa” to cykl portretów współczesnych pisarzy, których twórczość ściśle związana jest ze stolicą. Tak jak bogata i różnorodna jest Warszawa, tak różne są spojrzenia na nią. Bohaterowie przedstawianego cyklu w swoich historiach to mrocznych, to humorystycznych opisują minione dzieje miasta, przybliżają jego teraźniejszość, a czasem puszczają wodze fantazji i wkraczają w przyszłość czy…światy rzeczywistości równoległej. Zawsze dostrzegają, ubierają w słowa i przelewają na papier problemy ważkie i przekazują nietuzinkowe, zastanawiające informacje. To słowo stało się dla nich narzędziem prowadzącym do spotkania sztuki z życiem – tak powołują obszar pełen złożonych relacji. Podobnie jest w przypadku mojej twórczości. I mnie zależy na uruchomieniu procesów poznawczych, na budowaniu relacji uczestnictwa, na interaktywności i wypracowaniu więzi. Ufam, że sposób prezentacji portretów zapewnia przejrzysty przekaz tych treści. Bo czy kiedykolwiek widzimy siebie takimi, jakimi widzą nas inni? Portret to wypowiedź, która pozwala na stworzenie wspólnej przestrzeni twórcom i odbiorcom, kryje w sobie bezpośredniość, naturalność i szczerość. To odbiorca dokonuje interpretacji dzieła, a w konsekwencji jego refleksja „odczytuje” osobowość twórcy, jego doświadczenia, energię, pragnienia. Uczestnicy projektu zaufali mojej wyobraźni, mojemu widzeniu ich wewnętrznego świata, bo łączy nas przekonanie, iż patrzeć i widzieć to zarazem wiedzieć o rzeczywistości, wyrobić sobie o niej sąd”.

 

Wywiad z Katarzyną Betlińską, na co dzień graficzką w piśmie „Życie na Gorąco”:

 

Edek Wójciak:  Zdobyłaś stypendium artystyczne miasta stołecznego Warszawy. Rozumiem, że twój projekt musiał być wyjątkowo oryginalny, a więc niecodzienny, skoro urzekł ludzi którzy ci stypendium przyznali…

Kasia Betlińska:  To jest nie tylko projekt stricte graficzny. Owszem, z jednej strony chciałam pokazać odbiorcom współczesną technikę graficzną, która ma jakieś korzenie w tradycji, ale z drugiej strony pragnęłam im przybliżyć współczesnych pisarzy piszących o Warszawie. Nie są to tylko Warsavianiści tacy tam z krwi i kości, którzy tworzą jedynie historyczne powieści o stolicy. Pokazuję pisarzy przeróżnych: tworzących literaturę dla dzieci, dla młodzieży, powieści science fiction z akcją w Warszawie, książki i współczesne i historyczne też.

 

E.W.:  Do kogo adresowany jest ten projekt?

K.B.:  Ponieważ sama jestem osobą czytającą, ten projekt jest skierowany do osób czytających, ale także do takich, których chcę czytaniem zarazić. W związku z tym zwróciłam się do uczestników projektu z pytaniem: „Dlaczego piszą o Warszawie?” I każdy z zapytanych takiej odpowiedzi mi udzielił.

 

E.W.:  Powiesz nam więcej o stypendium i sposobie jego realizacji?

K.B.:  Problem polegał na tym, że to stypendium było półroczne, więc na realizację pomysłu miałam mało czasu, ponieważ moja półroczna praca miała zakończyć się wystawą. Wiadomo, że pisarzy piszących o Warszawie jest znacznie więcej niż ja wybrałam. Dlatego zgromadziłam „tylko” dwadzieścia osiem osób. Jeżeli artysta robi prace zależne tylko od samego siebie, wtedy skupia się wyłącznie na dziele. Moje zadanie było nieco inne. Ja miałam pracować z gronem prawie trzydziestu osób. A więc było to umawianie się na sesje zdjęciowe i robienie każdej postaci po 10 – 15 ujęć, a potem w komputerze patrzenie na to wszystko tak, żeby stworzyło spójną całość. Niesamowity był odzew tych pisarzy na moją propozycję. Mój ukochany Józef Wroniszewski (mąż się nie obrazi) zaprosił mnie do siebie do domu. On wymyślił sobie takie przesłanie, żeby napisać o Powstaniu Warszawskim w kontekście udziału dzielnicy Ochota, twierdząc, że została potraktowana w literaturze po macoszemu. Albo Józef Hen, dziewięćdziesięciolatek – spotkaliśmy się w Parku Ujazdowskimi i przegadaliśmy trzy godziny. Niesamowita Magda Kozak, która pisze współczesne powieści science fiction. Dziewczyna jest lekarką ale ma zacięcie sportowe i wojskowe. Specjalnie po to, żeby polecieć do Afganistanu, skończyła kurs wojskowy. Trenuje sporty walki, skacze na spadochronie. Teraz pilnuje chłopaków w Afganistanie. Jedyną osobą w którą zwątpiłam, czy uda mi się w końcu spotkać, był Marek Nowakowski, ale i tak w końcu do niego dotarłam. Ja już o nich mówię: moi pisarze. Jeśli chodzi o wypowiedzi moich pisarzy na zadany temat, są tak różne, jak różni są moi bohaterowie. Wprawdzie było ograniczenie do 1800 znaków, ale wypowiedzi są bardzo różne, od najkrótszej, jak w przypadku Marka Nowakowskiego, do najdłuższej - profesora Cegielskiego (wyjątkowa postać - bardzo piękny i potoczysty język). To „jedno zdanie” Marka Nowakowskiego warto zacytować: „Dlaczego piszę o Warszawie? Bo tak się złożyło. W Warszawie urodziłem się i spędziłem całe życie. Pisać też tutaj zacząłem. Siłą rzeczy, Warszawa w różnej postaci: czy to miejsc, czy ludzi, stanowi kanwę mojego pisania”.

 

E.W.:  O wystawach…

K.B.: Pierwsza wystawa miała miejsce w Centrum Lutheraneum, w podziemiach kościoła luterańsko-augsburskiego św. Trójcy, niedaleko Zachęty. Spotkała się z wielkim zainteresowaniem. Zaraz zapadła decyzja o pokazaniu prac w Muzeum Literatury. Przez kolejny miesiąc tam właśnie wystawa wisiała. Potem pani Krysia Koziewicz zaprosiła mnie do Berlina, a Wiesiek Fiszbach udostępnił swoją Galerię. Małgosia Piekarska która z nami pojechała, prezentowała punkt widzenia pisarzy – jak to wyglądało z ich strony, a Hania Faryna-Paszkiewicz wygłosiła zagajenie o mojej skromnej osobie.  Wernisaż trwał od 16:00 do 22:00. Sukcesem było wielkie zainteresowanie Polonii. Było widać autentyczne zainteresowanie pracami. Na takie wernisaże zwykle przychodzi wąska grupa ludzi z branży. Ja chciałam tę grupę poszerzyć o grupę ludzi, których nie tyle interesuje grafika, co książki, które przeczytali lub przeczytają. Na pierwszym wernisażu było mnóstwo ludzi, których nie zapraszałam. Poszło pocztą pantoflową, poprzez portale społecznościowe, poprzez plakat.

Potem wystawa zaczęła żyć własnym życiem, rozrosła się. Jestem z niej bardzo zadowolona. Dzisiaj, kiedy każdy ma aparat, robienie portretu nie jest większym problemem. Tylko że ja chciałam pokazać wnętrze artysty, czego nie mogą oddać małe, zwykłe obrazki uzyskane z aparatów cyfrowych. Ja pokazuję portrety o rozmiarach 100 x 70 centymetrów, robione specyficzną techniką.

 

E.W.: No właśnie, nadszedł czas, byś powiedziała słów kilka o swojej technice…

K.B.:   Jest to bardzo chimeryczna technika. Nazywa się guma warszawska. Ale ja teraz te swoje prace nazywam od mojego nazwiska Betlinami – taka jestem nieskromna (śmiech). Mam do tego prawo, gdyż nikt nie robi tego w taki jak ja sposób. Jest wprawdzie w Polsce 30 znanych gumistów, ale są to fotograficy. Pomysł przyszedł kiedyś, w czasie studiów. Był wykład o fotografii i technikach alternatywnych, a ja się tym ogromnie zainteresowałam. Bo takie prace są wyjątkowe, ponieważ wymagają cierpliwości, skupienia, przemyślenia i szybkiej decyzji. Taka praca powstaje w czasie. Potrzeba jednego miesiąca, żeby ją zakończyć zgodnie z postawionym celem artystycznym. Nie da się tego procesu przyspieszyć, bo to jest proces chemiczny. Najprościej: nakładanie od kilku do kilkunastu warstw gumy arabskiej zmieszanej z pigmentem i z substancją światłoczułą. Robię zdjęcie aparatem cyfrowym  i wysyłam plik do naświetlarni. Otrzymuję negatyw wielkości pozytywu. Jest to fotografia stykowa. Przywożę z naświetlarni taką wielką kliszę i dopiero zaczyna się zabawa. Przygotowany papier akwafortowy maluję mieszaniną światłoczułą z takim pigmentem, jaki chcę osiągnąć kolor pracy. Za każdym razem ryzykuję, posługując się czasem tak zwanym kontrolowanym przypadkiem. Mimo że moim komfortem jest, że jeśli mi się w danym momencie coś nie spodoba, mogę tę warstwę zmyć do żywego, to kiedy to jest już dziesiąta warstwa i się „przefajnuje” – wszystko idzie do kosza. Te prace są unikatowe. Przy moim sposobie nakładania warstw, nigdy nie ukaże się praca identyczna z poprzednią.

 

E.W.:  Gdzie teraz znajduje się wystawa?

K.B.: U mnie w domu. Ale szukam dla niej miejsca. Jak się człowiek nie zakręci, to nikt go w jego kącie nie znajdzie (śmiech). Wysłałam zapytanie do Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego bo wydaje mi się, że jest to najlepsze miejsce dla tej wystawy. Nie, nie biorę za oglądanie moich prac honorariów. Ja się cieszę, kiedy mogę moją wystawę pokazywać ludziom.

 

E.W.:  No więc gdybyś otrzymała zaproszenie do Tomaszowa, albo do …Toronto?

K.B.:  Wszędzie pojadę. Prace są gotowe, oprawione w antyramy. Jeden warunek – potrzebują 28 metrów bieżących ściany. Ale może wystarczyć połowa, jeśli prace powiesi się góra-dół. Do Tomaszowa Mazowieckiego jest w miarę blisko. Wsadzam prace do Opla i wiozę gdzie trzeba. A do Toronto? – Trzeba się będzie zastanowić…

 

E.W.:  Dziękuję serdecznie za interesującą rozmowę. Życzę dalszych udanych eksperymentów z gumą warszawską.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Igor MatuszewskiIgor Matuszewski Chce skutecznie kontrolować, czy jedynie więcej zarabiać? Radny Piotr Kucharski może to robić i nie trzeba do tego pełnić żadnej funkcji. Można być zwyczajnym radnym, ale może to też robić każdy obywatel. Takie prawo daje ustawa o dostępie do informacji publicznej. Więc pisanie o jakiejś próbie blokowania czegoś jest dość śmieszne i przypomina próbę udowodnienia, że ziemia jednak jest płaska. Jak widać za 350 złotych miesięcznie można wywołać burzę w szklance wody. Jednymi z najbardziej istotnych uprawnień, jakie posiadają radni samorządowi są możliwości sprawowania kontroli nad działalnością miasta lub powiatu. Można je realizować za pomocą organu ustawowego, jakim jest komisja rewizyjna w danym samorządzie, ale także indywidualnie. Co ciekawe zmiany w ustawodawstwie wprowadzone przez PiS dają większe uprawnienia kontrolne radnym indywidualnie, niże wtedy, kiedy działają oni w formie komisji. Każdy radny ma prawo wstępu niemalże wszędzie oraz żądania wszelkich dokumentów związanych z realizacją zadań nałożonych ustawami. Co ważne (bo część urzędników próbuje to robić) jedyne ograniczenia muszą wynikać bezpośrednio z ustawy. W tomaszowskiej Radzie Miejskiej funkcję przewodniczącego Komisji Rewizyjnej pełni Piotr Kucharski. Okazuje się jednak, że inni członkowie tego gremium mają go dosyć i zamierzają odwołać. Czy chodzi o to, że jak sam twierdzi, jest niewygodny dla Prezydenta? Czy tylko o 350 złotych diety więcej. Radny już w poprzedniej kadencji dał się poznać, jako główny samorządowy śledczy. Badał nawet kaloryczność węgla w spółce ZGC. Usilnie poszukiwał nieprawidłowości w TTBS, a następnie próbował załatwiać mieszkania dla własnych kłopotliwych lokatorów. Analiza aktywności radnego z ubiegłej kadencji pokazuje dużą liczbę interpelacji i małą liczbę konkretnych i merytorycznych wniosków.
Reklama
Reklama
Walentynkowe Ale Kino Tuż przed walentynkami Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza do sali kinowej Kitka w MCK Tkacz na czarną komedię "Tylko kochankowie przeżyją". Będzie romantycznie, ale i trochę strasznie, bo tytułowi kochankowie, to... para wampirów. Projekcja odbędzie się 12 lutego o godz. 18. Bohaterowie „Tylko kochankowie przeżyją” to wampiry zmęczone setkami lat życia i zdegustowane tym, jak rozwinął się świat. Nie są jednak typowymi przedstawicielami swojego wymierającego gatunku: wprawdzie żywią się krwią i preferują mrok nocy, ale najważniejsza jest dla nich sztuka, literatura, muzyka – i trwająca od wieków miłość. To wyrafinowani smakosze życia, wytworni dandysi zatopieni w XXI wieku, wciąż pamiętający jednak intensywność romantyzmu.Adam (Hiddleston) jest unikającym rozgłosu i słonecznego światła undergroundowym muzykiem, skrzyżowaniem Syda Barreta i Davida Bowiego z Hamletem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę końca świata. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy (Swinton). Razem jeżdżą nocami po wyludnionym Detroit w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy – Ava (Wasikowska).Film Jima Jarmuscha to pytanie o nieśmiertelność, o siłę uczucia i moc obietnic w obliczu nieskończenie płynącego czasu. Piękne, wysmakowane zdjęcia nocnych miast w połączeniu z atmosferą melancholii, mroczną muzyką Black Rebel Motorcycle Club, ale i charakterystycznym dla Jarmuscha wyrafinowanym, subtelnym humorem, dają w efekcie stylową, dekadencką perełkę. (Opis filmu za Gutek Film.)Bilety w cenie 10 zł jak zawsze można kupić w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 lub online przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Tylko-kochankowie-przezyja/Tomaszow-Mazowiecki). Zapraszamy. Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.02.2025
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kto zostanie nowym dyrektorem lub dyrektorką w TCZ? Borowski definitywnie odchodzi Kolejna osoba odchodzi ze szpitala. Już czwarta. Tym razem jest to Konrad Borowski, dyrektor ds. pielęgniarstwa w Tomaszowskim Centrum Zdrowia. Złożył już wypowiedzenie i obecnie przebywa na urlopie. Jak sam twierdzi na chwilę obecną nie widzi możliwości współpracy zarówno z Prezesem szpitala, jak i Starostą Mariuszem Węgrzynowskim. Pojawia się więc wakat na kolejne stanowisko. Kto je zajmie. Od dłuższego czasu mówi się o tym, że Starosta na tę funkcję chce powołać bliską mu politycznie Ewę Kaczmarek zastępca Pielęgniarki Koordynującej Oddz. Chorób Wewnętrznych. Na liście nazwisk pojawia się też córka radnego Szczepana Goski, która zdaniem pracowników TCZ ma zostać umieszczona w roli odchodzącego Borowskiego lub osoby koordynującej tomaszowskie ratownictwo medyczne. Zapewne wkrótce dowiemy się czy pogłoski ze szpitalnych korytarzy się potwierdzą. W ten sposób pełnię odpowiedzialności nad szpitalem przejmuje "ośrodek decyzyjny" w postaci Mariusza Węgrzynowskiego oraz Adrian Witczak, którego w spółce reprezentuje prokurent Glimasiński. Otwarte zostaje pytanie: kto następny: dyrektor - główna księgowa Alina Jodłowska? Z całą pewnością zostaną dyrektorzy, którzy sami nie wiedzą co w spółce robią.Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Węgrzynowski pozbył się Prezesa, bo szukał ośrodka decyzyjnego Wczorajsza sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zawierała co prawda tylko jeden punkt merytoryczny, ale dyskusja (jeśli można ją tak nazwać) trwa ponad 3 godziny. Jak opisać, to co się działo, by oddzielić własne opinie od prezentacji zdarzeń? Jest to w moim przypadku niezwykle trudne ponieważ sam byłem aktywnym ich uczestnikiem. Dlatego czytelnicy będą mieli możliwość przeczytania dwóch tekstów. Jeden z subiektywną oceną, w formie felietonu, mojego autorstwa. Drugi współpracującej z portalem dziennikarki. Gotowi?
Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Córki partyjnych kolegów zawsze znajdą pracę w Starostwie Od kilku lat głośno krytykowana jest polityka kadrowa Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Mówi się nawet, że przerost zatrudnienia sięga ok 100 osób przy równoczesnym niedoborze profesjonalnej kadry urzędniczej wyspecjalizowanej w zakresie budownictwa, geodezji, gospodarowania nieruchomościami itd. Piotr Kagankiewicz szacuje, że nadmierne wydatki sięgają nawet czterech milionów złotych. Kolejne umowy miały być podpisywane z początkiem tego roku, a więc kolejne setki tysięcy złotych. Zatrudnienie znajdują członkowie rodzin polityków PiS. Dla przykładu do Wydziału Promocji trafiła córka wójta gminy Będków, Dariusza Misztala, podobnie jak Mariusz Węgrzynowski działacza PiS oraz bliskiej osoby Antoniego Macierewicza. Wójt w ubiegłej kadencji zatrudniał z kolei radnych przyjaznych Staroście. Informacja o tym, co robi konkretnie dany pracownik, okazała się być najbardziej strzeżoną przez wójta tajemnicą. Promocja pęka w szwach. Pracuje w niej kilka osób więcej niż 10 lat temu. Czy jakieś efekty działania można uznać za spektakularne? Chyba tak. Należą do nich niespotykane nigdzie indziej zakupy dewocjonaliówUmorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Umorzenie w sprawie Misiewicza bez poważnych zastrzeżeń. W tle prezydent Tomaszowa i jego małżonka Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie w 2016 roku wszczęła śledztwo w sprawie Bartłomieja Misiewicza, byłego rzecznika Ministerstwa Obrony Narodowej i szefa gabinetu politycznego szefa MON Antoniego Macierewicza. Sprawa dotyczyła tego, że 30 sierpnia tamtego roku w bełchatowskim starostwie podopieczny Antoniego Macierewicza miał obiecywać dobrze płatną pracę powiatowym radnym Platformy Obywatelskiej, w zamian za ich poparcie w głosowaniu nad powołaniem wicestarosty bełchatowskiego.
Reklama
Reklama
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 636 Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 636 Cena: Do negocjacjiZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisNa zdjęciu: Łóżko PB 636 w kolorze dąb sonoma z dzielonymi barierkami po jednej stronie łóżka. Akcesoria: Lampa przyłóżkowa. Szczególną cechą modelu łóżka PB 636 jest możliwość opuszczenia leża do poziomu 29 cm. Niska pozycja pozwala na większy komfort użytkowania osobom o niższym wzroście oraz redukuje w znacznym stopniu możliwość odniesienia urazu w sytuacjiprzypadkowego wypadnięcia. Zakres regulacji wysokości, pozwala na pracę opiekunów w optymalnych warunkach. Możliwość stosowania dzielonych barierek powoduje, że użytkownik nie musi być na stałe ograniczony barierami w przestrzeni łóżkaKolory standardowe: Kolory niestandardowe*: DETALE PRODUKTU:1. Położenie leża 29 cm od podłogi4. Pilot z blokadą poszczególnych funkcji2. Dekoracyjna osłona leża5. Podwójne koło z hamulcem3. Nowoczesny napęd podnoszenia leża6. Dzielona barierka (opcja)OPCJE:zmiana długości i wypełnienia leża • zmiana kolorystyki • dzielone barierkiPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze175 kgMaksymalna waga użytkownika140 kgRegulacja wysokości leża:od 29 do 72 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:207 × 106 cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 16 cmCiężar całkowity:118,6 kgKółka jezdne:100 mm z hamulcem FUNKCJEDO POBRANIA: Karta produktu PB-636 [PDF]
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama