Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 23 lutego 2025 17:20
Reklama
Reklama

Okrakiem: Maski i kotyliony (1)

- Przed dwoma laty w „Gazecie Gazeta” rozpocząłem druk „Dziennika” pod roboczym tytułem: „Ucieczka w życie”. Poszło w kilkudziesięciu odcinkach. „Dziennik” ten, jak wskazuje nazwa, był zbeletryzowaną formą zapisków personalnych i z tych powodów, nie chcąc pójść zbyt daleko, z małym żalem druk przerwałem. Ale nie skończyłem pisać. Powstaje zwarta powieść składająca się z wielu łączących się w logiczną całość opowiadań. Powieść uzyskała wstępną akceptację w jednym z poważniejszych polskich wydawnictw. Zgodnie z obietnicą sprzed tygodnia pokaże dziś dotychczas niepublikowane, tytułowe opowiadanie: „Maski i kotyliony”. Prawda i fikcja mieszają się tu ze sobą sprawiedliwie, bo po połowie. Jak w życiu, opowiadanym z perspektywy czasu.

 

Ryszard nigdy wcześniej nie miał w zwyczaju dzwonić w niedziele. Zwykle proponował tematy około piątku, żeby każdy jego dziennikarz mógł przemyśleć przez weekend, co i jak. Ale tym razem Rafał sam się podłożył, bo sam mu na to pozwolił, prosząc przed tygodniem o każdą ilość pracy.

 

Jak był wolnym strzelcem, tak pozostał do dziś. Tyle że pisanie z pozycji freelancera kiedyś stanowiło powód do dumy, ponieważ było jego wyborem, a nawet można rzec – formą obrony przed zaszufladkowaniem oraz ograniczeniem swobody.

 

Pracował w fabryce. Jak mówili zazdrośni koledzy - w dobrej fabryce. Wtedy, na początku kanadyjskiej niedoli, każda stała praca dawała pozór nadziei na stabilizację. Zakład zatrudniał kilkuset emigrantów z całego świata i wszyscy byli dumni z wyróżnienia, podskakując z radości, że taką szansę dostali. Były dobre związki zawodowe, dobre kontrakty z najlepszymi firmami produkującymi samochody na całym świecie. Jednak Ryszard nigdy nie potrafił zrozumieć, co Rafała tak tam przyspawało, dlaczego lekceważy swój świeżo odkryty talent dziennikarski i nie chce przejść u niego na etat w Słowie.

 

- Wolisz być etatowym robotnikiem? – nie mógł nadziwić się naiwności kandydata na ciepłą posadkę przy redakcyjnym biurku. – Wyciągniesz w tej fabryce chociaż dwójkę? – zadał niedyskretne pytanie.

 

- Wyciągam trójasia, weekendy mam wolne, najlepszy pakiet benefitów w Kanadzie i dobre miejsce na liście seniority. Mogę klepać te blaszki do emerytury. Ta praca nie męczy, najwyżej – nuży.

 

- Oj, nie mów hop, nie bądź tego tak pewny. Nie ma nic na zawsze, a już na pewno w temacie: praca w Kanadzie.

 

I okazało się, że miał rację. Chińczycy weszli na rynek i zaczęli produkować te same części samochodowe za centy.

 

Niedzielne, sierpniowe przedpołudnie paliło dojrzałym słońcem. Na backyardzie było cicho, gorąco jak w piecu i beznadziejnie nudno. Otworzył gazetę na stronie z ogłoszeniami, przeleciał połowę kolumny działu „towarzyskie”. W końcu zatrzymał wzrok na zwięzłym ogłoszeniu: „ Blondynka, wolna, w średnim wieku, zgrabna i wesołego usposobienia, pozna odpowiedniego pana w celu towarzyskim”

 

- To chyba jest to, o co chodzi Ryszardowi – pomyślał z kpiącym uśmieszkiem pod zrudziałym od fajek wąsem.

 

Zamysł naczelnego był konkretny: - Nudzisz się, więc poczytaj ogłoszenia, umów się z jakąś podobnie jak ty nudzącą się panią i zrób mi materiał na piątek. No pewnie, że z zachowaniem anonimowości. O co chodzi? A więc chodzi mi o poznanie sposobu na życie samotnych pań, o próbę analizy psychologiczno-socjologicznej problemu samotności wśród Polek w Kanadzie. Przedstaw się jakoś inaczej, popytaj, powęsz i zmykaj. Bez dalszego ciągu, to chyba jasne?

 

Niby jasne było wszystko, tylko czy to było moralne? Widocznie z zagadnieniem  moralności dał sobie jakoś radę, skoro w końcu zadzwonił. Jej głosik był miły, zachęcający  i obiecujący, może nawet  więcej, niż można było wyczytać w ogłoszeniu.

 

- A pan szanowny to samotny chociaż jest? Znaczy się, czy nie daj Boże nie żonaty? No dobrze, wierzę panu, bo ja nie z tych, co z żonatymi romansują. Brzydzę się żonatymi. A dom pan masz? No, to dobrze, dobrze. Rozwiedziony? Znaczy się, że rozwodnik? No dobra, ostatecznie może być rozwodnik, ale czy dzieciaty? Taaa…dzieci już dorosłe, ale mieszkają z panem? Nie? To dobrze, dzieci nie są mi potrzebne, dopiero co swoje wygoniłam z domu. No nie, nie wyrzuciłam, tylko same poszły na swoje. Kanada, wie pan, nie? No to co, dzisiaj po południu może? To dobrze, bo się już strasznie nudzę taka samotna jestem. Ja jestem szczupła, przystojna blondynka, podobno ładna. Będę czekała przed domem. To jest bungalow, róże na frontyardzie. Pozna mnie pan, będę w białych spodniach i białej bluzeczce bez rękawków. To podam adresik.

 

I podała. Całkiem niedaleko, na osiedlu starszych domów nad jeziorem.

 

Ogolił starą szczecinę, ubrał się sportowo. Białe szorty, czarna koszulka od Kalvina Kleina i czarne, skórzane sandały na bose stopy.

 

- Dawno się tak nie pindrzyłem – zaśmiał się do lustrzanego odbicia, przy nacieraniu twarzy wodą kolońską. – To idziemy na podryw, co? – aż parsknął śmiechem, zapomniał już bowiem jak klasyczne podrywanie pań wygląda. Kiedyś, to co innego, ale to było dawno. Jak dawno? Po głębszym zastanowieniu stwierdził, że bardzo dawno. Jako rozwodnik z rocznym stażem nie miał się doprawdy czym za bardzo pochwalić. Owszem,  trzymał w portfelu kilka telefonów do kilku starych „kochanek”  na wszelki wypadek. Ale jak kiedyś obiecał sobie, że jeśli uda mu się w końcu doprowadzić do rozwodu, da sobie około roku „karencji”, tak słowa dotrzymał. No więc te stare znajomości powysychały w sposób naturalny, bo panie się poobrażały. A o to mu chodziło przecież.

 

Jedzie do pracy. Obowiązki, to obowiązki. Już trzeci miesiąc na bezrobociu, a żyć trzeba. Nie zabierał dyktafonu, chociaż mógłby, cały mieści się w dłoni. Postanowił, że przy okazji postara się spędzić w sposób przyjemny ten pachnący upałem niedzielny wieczór.

 

Dom pod wskazanym adresem prezentował się całkiem do rzeczy. Za to pani w bieli przechadzająca się nerwowo chodnikiem, nie za bardzo. Z daleka zauważył obcisłe białe dżinsy opinające wydatny zad oraz chude, szeroko porozstawiane krzywawe nogi. Kiedy podjechał bliżej i zobaczył „zjawisko” z bliska, zdjęty niesmakiem przycisnął gaz. Ale i tak zdążył dostrzec na jej twarzy brązowe plamy nie dające się zamaskować wyzywającym makijażem, także gęsto pokrywające obwisłą skórę odsłoniętych ramion.

 

 

 

 

- Co ja robię do cholery, przecież jestem w pracy, nie na randce – skarcił się w duchu, kiedy zawijał U-turn na szerokiej jezdni.

 

- Andrzej jestem – skłamał, bo musiał skłamać.

 

- Ja jestem Jadwiga. No widzi pan, bałam się, że źle siebie opisałam, ale teraz widzę, że wszystko się zgadza, no nie?

 

- Oczywiście, co do joty pani Jadziu.

 

Przeszli szpalerem różanych krzewów, których wywinięte przedwieczorną porą  kwiaty pachniały tak wspaniale, że poczuł werwę i chęć do życia. Nie dbał już wcale o to, że towarzysząca mu osoba nie jest w jego guście, uznając to za nic nie znaczący szczegół. Coś w głębi duszy podpowiadało mu, że mimo wszystko to spotkanie będzie miało jakiś sens, że coś się tutaj wydarzy, coś miłego i nieprzewidzianego.

 

Pani Jadzia wprowadziła go do ganku-altanki, owiniętej pnącymi się różami, posadziła przy stoliczku nakrytym nieskazitelnie białym obrusikiem i zapytała, czego się napije. Usłyszała, że on kawy. – No to ja piwka  - rzuciła znikając w czeluści korytarza.

 

Patrzył zadumany wprost przed siebie i podziwiał soczystą zieleń dobrze pielęgnowanej trawy. Zamyślił się, lecz nie na jakiś konkretny temat. On zamyślił się całkiem bezmyślnie. Tak mocno, że kiedy ujrzał  nachylającą się nad sobą opaloną na złoto śliczną buzię okoloną grzywą jasnoblond włosów, aż podskoczył ze zdumienia, a może nawet ze strachu. Bowiem przez głowę przeleciała mu straszliwie niedorzeczna myśl, że pani Jadzia na skutek jakichś niezwykłych starań, może nawet czarów,  odmłodniała o jakieś dwadzieścia lat i oto z przekornym uśmieszkiem na ślicznie wykrojonych usteczkach obwieszcza mu milcząco tę zaplanowaną zmianę, oczekując pochwały za udanie spłatanego figla.

 

- Dobry wieczór panu. Tutaj jest pańska kawka. Pani Jadzia jest w łazience i robi się na bóstwo. No to ja już pójdę sobie – wyrecytowała młoda kobieta, odwróciła się na pięcie i tak samo jak przedtem panią Jadzię, tak teraz ją pochłonęła ciemna czeluść korytarza.

 

- Zaraz, zaraz, kim pani jest? Jak ma pani na imię? – zawołał, ale nie odpowiedziało mu nawet echo.

 

Zaraz potem ukazała się pani Jadzia z Żywcem w dłoni. To już była jednak inna pani Jadzia. Ciało jej spowijała niebieska mgła sukienki do kolan, której dół podobnie jak śmiało wykrojony dekolt wieńczyła biała koronka. Podejrzanie jeszcze mocniej niż przedtem opalona twarz szczerzyła w zalotnym uśmiechu nieco przyduże, za to równiutkie sztuczne zęby.

 

- No to niech pan coś o sobie opowie, panie Andrzeju – zagaiła rozmowę poklepując poufale po ramieniu.

 

Opowiedział w kilku zdaniach swoją wcale niezmyśloną historię. Jak to kilkanaście lat temu przyleciał z żoną i dziećmi do Kanady. Jak to na skutek zapracowania i w konsekwencji braku czasu oddalili się od siebie, żeby po kilkunastu latach beznadziejnego życia obok siebie podjąć decyzję o rozwodzie. Opowiedział krótko o swojej pracy w fabryce, przemilczał swoje aktualne bezrobocie i fakt, że pracuje dla gazety polonijnej, za to pochwalił się swoim hobby, jakim jest strzelanie sportowe do rzutków.

 

Ona przyznała się, że jest wdową, że „jej” odszedł przed dwoma laty, a ona żyje dostatnio z jego emerytury oraz oszczędności, a dla rozrywki sprząta czasem jakiś domek.  Razem z tą dziewczyną, co to pan ją widział. I niepytana tak się zapędziła, że opowiedziała więcej o tej dziewczynie, niż o sobie.

 

Rafał nadstawił ucha.  Dziewczyna nie była tak młoda, na jaką wyglądała w momencie kiedy podawała kawę. Miała już trzydzieści sześć lat i przed dwoma laty przyleciała do Kanady na łączenie rodzin. Jej mąż, a właściwie prawie były mąż, bo sprawa rozwodowa jest w toku, zwabił ją do Kanady i tutaj rozpoczęła się jej gehenna. Zmuszał do ciężkiej pracy, ograniczał wydatki, nie dawał dobrego słowa, a ostatnio doszło nawet do rękoczynów. No to biedactwo uciekło od niego i wynajęło u niej pokój. Pracuje ciężko przy sprzątaniu domów i chodzi na język angielski. Chce pan, to ją tutaj zaprosimy na piwko. Chciał, więc rzeczywiście po nią poszła.

 

Tymczasem okazało się, że Rafał nie był jedynym samotnym mężczyzną, którego zainteresowało ogłoszenie pani Jadzi zamieszczone w Słowie. W tym samym czasie, kiedy pani Jadwiga poszła po „biedactwo”, na scenie wydarzeń pojawił się pan Józef. Z nieskrywanym wyrazem nieufności na pooranej, steranej życiem twarzy przedstawił się Rafałowi, siadł w fotelu i zamilkł. Za to kiedy panie pojawiły się w altance, zmienił się diametralnie. Całowanie rączek, pytanie o zdrowie, o plany na wieczór, wyrażanie zachwytu  – wszystko to dokonało niemałego zamieszania. Rafał nie za bardzo odczuł nienawiść czy zazdrość z chwilą jego pojawienia się. Pani Jadzia wprawdzie wyglądała na zakłopotaną i nawet przeprosiła go za pojawienie się konkurencji, a Rafał wykazał odpowiednią dozę udawanego oburzenia, lecz w głębi duszy ucieszył się. Bo sytuacja wyglądała teraz bardziej przejrzyście, niż jeszcze przed chwilą. Oto miłym zbiegiem okoliczności przy nakrytym pięknym białym obrusikiem stoliczku zamiast trzech osób, siedziały teraz dwie pary.  A na jego blacie pojawiło się bardzo dużo piwa, przydźwiganego z białego cargo-vana przez domyślnego i zapobiegliwego pana Józefa, kontraktora murarskiego.

 

Jak się rzekło, Rafał nie czuł urazy do pana Józefa. Wręcz przeciwnie, dziękował mu w duchu za pojawienie się, nawet za buraczane wdzięczenie się i nadskakiwanie gospodyni. Tymczasem Beata, bo tak przedstawiła się „biedna” dziewczyna, siedziała jak na szpilkach. Polonijny dziennikarz zabawiał ją wprawdzie rozmową, ale ona co i rusz podnosiła się i deklarowała chęć odejścia, tłumacząc to pilną nauką słówek angielskich na zapowiedzianą jutro klasówkę. Kiedy gorąco, może nawet nazbyt gorąco nalegał, żeby posiedziała z nim, kusił piwem i papierosami, to w końcu odpowiedziała, może nawet zbyt obcesowo, za to całkiem szczerze, że przecież przyszedł na randkę z panią Jadzią, a nie z nią. Co z niego za mężczyzna, że nie konkuruje, ba! – że nie walczy o panią Jadzię z panem Józefem? – droczyła się. Był bystrym obserwatorem więc zauważył, że młoda kobieta wypowiada te słowa z przekąsem i z lekką drwiną.

 

Ciąg dalszy za tydzień.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Program "Tarcza Wschód" oparty jest na trzech kluczowych elementach: fortyfikacjach i zaporach przeciwpancernych, systemach antydronowych i rozpoznawczych, oraz wsparciu lokalnych społeczności rozbudową potrzebnej infrastruktury, np. drogowej - powiedział w Sejmie wiceszef MON Cezary Tomczyk.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:29
Wiceszef MON: kluczowe elementy "Tarczy Wschód" to fortyfikacje, systemy antydronowe i rozpoznawcze

Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Media społecznościowe należą do prywatnych firm, które mogą wpływać na siłę przekazu, nad czym użytkownicy nie mają kontroli. Używanie ich przez polityków jako głównego kanału komunikacji z obywatelami może podważać zaufanie do mediów tradycyjnych – uważa politolog i medioznawca dr Wojciech Maguś z UMCS.Data dodania artykułu: 22.02.2025 10:22
Ekspert: media społecznościowe to szerokie audytorium, ale o sile przekazu decyduje algorytm

Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń

Podczas przeziębienia lub grypy 40,1% Polaków mierzy temperaturę ciała dopiero po wystąpieniu objawów gorączkowych. 27,9% chorych robi to raz na dobę, a 21,3% – kilkakrotnie w ciągu 24 godzin. Do tego 77,5% rodaków nie notuje uzyskanych pomiarów. Zaledwie 7,4% badanych zapisuje je i 2,6% robi to dość sporadycznie. Eksperci komentujący wyniki raportu alarmują, że Polacy najwyraźniej nie słuchają zaleceń lekarzy. Z kolei GIS informuje, że tylko w styczniu br. zachorowało na grypę ponad 300 tys. osób, a w lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń. Od początku stycznia hospitalizowano z rozpoznaniem grypy i jej powikłań ok. 23 tys. pacjentów. Natomiast od września ub.r. zmarło z tego powodu ok. tysiąca osób. Jednak Polacy jakby nie do końca zdają sobie sprawę z powagi sytuacji.Data dodania artykułu: 21.02.2025 17:33
Grypa szaleje, a Polacy nie słuchają zaleceń. Eksperci alarmują. W lutym odnotowano już 295 tys. zakażeń
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem

Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 2°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Czy tak powinno wyglądać Liceum

Czy tak powinno wyglądać Liceum

Od kilkunastu lat na oświatowej mapie powiatu tomaszowskiego funkcjonuje zespół szkół "katolickich". Jego integralną częścią jest też liceum. Szkoły prowadzi Katolickie Stowarzyszenie Oświatowe im. Św. Ojca Pio. Liceum nadano imię Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny Królowej Polski. Zasłynęło jakiś czas temu, że żaden uczeń w nim nie zdał egzaminu maturalnego. Biorąc pod uwagę liczbę uczniów, może nie jest to nawet jakoś specjalnie problematyczne. Problemów należy szukać gdzieś indziej. Przyjrzeliśmy się dokumentom, które dotyczą funkcjonowania liceum w okresie minionych kilku lat. Wniosek nasuwa się jeden. To Liceum po prostu należy zlikwidować.
Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Kolejny pisowski spadochroniarz w szpitalu

Od kilku miesięcy piszemy o tym, że nasz szpital, będzie przechowalnią pisowskich działaczy tracących intratne synekury. O tym, że w tomaszowskim szpitalu zatrudniono kolejnego spadochroniarza PiS dowiedzieliśmy się... z reportażu TVN. Tym razem jest to Radosław Marzec, związany z Janiną Goss (znaną z pożyczek udzielanych J. Kaczyńskiemu). Będzie on pełnił funkcję rzecznika spółki, ale jak zapewnia, wicestarosta Włodzimierz Justyna, nie będzie to jego jedyne zadanie. Marzec to radny Rady Miejskiej w Łodzi. Zajmował też szereg stanowisk bez wątpienia z politycznego nadania. O karierze zawodowej niewiele z Internetu się dowiemy. Poza tym, że był szoferem wspomnianej wcześniej łódzkiej skarbniczki PiS orz po Prezesa Skry Bełchatów. Do grudnia był też przewodniczącym Klubu Radnych. Złożył rezygnację, kiedy porządki w łódzkim PiS zaczęła robić Agnieszka Wojciechowa Van van Hekelom.
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: JagodaTreść komentarza: A w sprawie s12, która w wariancie południowym to jakaś masakra milczy...Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: ***Treść komentarza: Teraz się przypomniało jak inni przy władzy, że na dworcu syf! Przepraszam a co wasz PiS i największy ulubieniec -Macierewicz, zrobił wcześniej w tej kwestii dla Tomaszowa? 💩. 😀Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: KasiaTreść komentarza: Dobry wpis ale zapomniała Pani dodać że koniecznością na Dworcu jest okienko z kasą biletową! To prawdziwe utrapienie dla podróżująch tomaszowian.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: TomaszowiankaTreść komentarza: Wszystko ładnie i pęknie, ale szkoda, że tak mało ludzi korzysta. Czemu ? Bo minister infrastruktury Dariusz Klimczak odpowiedzialny za transport nawala z robotą, za którą bierze niemałe pieniądze. Multum przejazdów, jednak 80% z przesiadką w Koluszkach bądź Łodzi. Nawet do stolicy oddalonej o zaledwie ponad 100 km jest przesiadka. Przecież to komiczne, ale co takiego "szanownego" ministra może obchodzić ?! On w porównaniu do 'szarego obywatela" śmiga sobie samochodem ładowanym/tankowanym za nasze podatki. Jedynie kiedy korzysta z transportu publicznego to czas przed wyborami, kiedy to trzeba się pokazać jak Pan Trzaskowski poruszający się tramwajem jeden przystanek pod publiczkę i moment, w którym dziennikarze mogą cyknąć fotkę na okładkę swojego żałosnego szmatławca. A zwykli ludzie niech sobie radzą, oczywiście tuż po wyborach. Ta sytuacja miała miejsce właśnie po objęciu stanowiska przez Pana Klimczaka. Jeszcze w roku 2023 mieliśmy kilka połączeń bezpośrednich, lecz to się wówczas zmieniło, a Koalicja wpiera nam same dobre zmiany, choć już dobrze wiemy, że ich nie ma pod każdym względem. Mam nadzieję jednak, że rodacy któregoś pięknego dnia, wezmą sprawy w swoje ręce i przestaną wspierać oszustów i złodziei. Prace nad projektem jak zwykle zaczynają się w III kwartale, kiedy to przebudowa będzie stała od IV kw. 2025 r. do końca I kwartału 2026 r. z powodu warunków atmosferycznych, przez co również będzie trwała zapewne do końca 2027 r. o ile i w tym terminie się wyrobią. Kończąc, niech nasz dworzec rośnie w siłę, bezpieczeństwo oraz piękno i wygodę dla podróżujących ludzi.Źródło komentarza: 300-metrowy peron i przejście podziemne powstanie na stacji kolejowej w Tomaszowie MazowieckimAutor komentarza: tTreść komentarza: Może mieszkańcy miasta ocenią czy takie dodatkowe skrzydła mieszkalne komponują się z wciśniętą kamienicą zabytkową. Czy modernizacja - remont zabytkowej kamienicy nie wpłynie na charakter elewacji i całego budynku (czy konserwator będzie nadzorował wszystkie działania na każdym etapie).Źródło komentarza: Dariusz Klimczak w Tomaszowie: wkrótce przedstawię projekt usprawnienia procesów inwestycyjnychAutor komentarza: obywatel TMTreść komentarza: Co się spodziewać po wyborcach skoro większość to przybysze z wiosek. Starych tomaszowian coraz mniej, wieś rządzi miastem, wybierając tzw. swoich.Źródło komentarza: Radni chcą nocnej prohibicji. Koalicja ponad podziałami
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama