Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 23 grudnia 2024 12:07
Reklama
Reklama

Okrakiem: Szkoły mojego życia

Tym razem Edward Wójciak swój felieton poświęca II Liceum Ogólnokształcącemu w Tomaszowie Mazowieckim, do którego uczęszczał i które bez wątpienia miało wpływ na jego twórczość.

 

Człowiek uczy się przez całe życie, z wyjątkiem lat szkolnych” – (Gabriel Laub).

 

W owocarni arbuz leży i złośliwie pestki szczerzy;

Tu przygani, tam zaczepi. "Już byś przestał gadać lepiej,

Zamknij buzię, Arbuzie!" (…)

Lecz on za nic ma owoce, szczerzy pestki i chichoce.

Melon dość już miał arbuza, krzyknął: "Głupiś! Szukasz guza!

Będziesz miał za swoje sprawki!"- Runął wprost na niego z szafki,

Potem stoczył go za ladę i tam zrobił marmoladę.

Jan Brzechwa „Arbuz”

 

(Arbuzy – popularne w Tomaszowie Maz. określenie dla uczniów z II LO)

 

Miałem w życiu szczęście (może bardziej pecha) zaczynać szkoły i nie kończyć ich w rozpoczętych, zaplanowanych lokalizacjach. W każdym razie i podstawówkę i liceum ogólnokształcące zaczynałem gdzie indziej i kończyłem te same, lecz pod innymi adresami. Ze studiami było bardzo podobnie. Studium Nauczycielskie zaczynałem w Piotrkowie, skończyłem w Radomiu. Pedagogikę zacząłem studiować na Uniwersytecie Łódzkim, bohatersko walczyłem przez cztery lata, żeby po absolutorium zrezygnować. Olałem (a nie – oblałem) magisterium i poszedłem „w biznes”. Jak bardzo później tego żałowałem, wiem tylko ja. Nie tego, że w ciężkim trudzie zacząłem zarabiać pieniądze jako początkujący biznesman, zwany wtedy w komunie „prywaciarzem”. Miałem później żałować, że zabrakło mi „papierka”, tego dyplomu magistra, o którym w tamtych czasach sporo ludzi mówiło z lekceważeniem. W pewnych kręgach PRL-u panowała niefrasobliwe opinia, że na Zachodzie nikt nie wymaga dyplomu, że nie papier się liczy, tylko umiejętności.  Okazało się, że to wierutna bzdura. Gdybym go miał, w Kanadzie zostałbym nauczycielem i żyłbym bez specjalnych trosk aż do emerytury (bardzo dużej). Ponieważ nie miałem „papieru”, parałem się wszystkimi zawodami świata. Czy jednak tego teraz po latach żałuję? Powiem szczerze – z perspektywy czasu niczego nie żałuję. Walka mobilizuje, przez to zaniedbanie moje życie po opuszczeniu kraju było barwne i ciekawe. A to przed? – Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że nie było.

 

Przez lat sześć uczęszczałem do szkoły podstawowej Nr 9 w Tomaszowie Maz. Była to wspaniała szkoła, jak ze snu, i tak frapujące wspomnienia pozostawiła w mojej duszy, że po latach umieściłem w niej bohatera mojej książki „Zupa z Króla”, Filipka Krawca. Oto co on miał na temat tej szkoły do powiedzenia. Chociaż to fikcja literacka, jakieś ziarenko prawdy gdzieś tam się przedostało. Uwierało widać, gdyż zostawiło ślad.

 

Szkoła, znana jako dziewiątka, graniczyła z największym kościołem, oddzielona od niego murkiem z czerwonej cegły. Położona w centrum, ledwie krok do kwadratowego ryneczku, nazwanego, jak w wielu innych miejscowościach aż tak marnego rodzaju, placem Kościuszki. Filipek kochał ten budynek. Uwielbiał szkolne zapachy, a najbardziej specyficzny, chemiczny, drażniący nozdrza smrodek szkolnej pasty do podłogi -  czarnej mazi, co brudziła buty. Stołówka  wydzielała zawsze pozytywne odory jedzenia, powodujące bóle w brzuchu ciągle głodnego chłopaka. Biblioteka szkolna pachniała tajemniczo podniszczonymi tomami, obłożonymi w ten sam maskujący, żółtawobury papier. Kurz unoszący się  stale w powietrzu, niósł miraże zdarzeń, doznań i niedotkniętych złudzeń. Klasy były olbrzymie i jasne, zastawione starożytnymi ławkami koloru czarnego brudu, ze szklanymi kałamarzami, napełnionymi wodnistym atramentem. Nad głowami uczniów, tuż za plecami nauczycielki, wisiały portrety wąsatych przywódców kraju oraz ludzkości. Pulpity ławek roiły się od powyrzynanych kozikami napisów i  rysunków, często nieskromnych. Klasy pachniały, czy to latem, czy zimą, słońcem i rozgrzaną pastą podłogową. Z boku dziedzińca, całkiem w południowym jego końcu, ulokowany był szkolny kibel. Zbudowany solidnie z cegły, posiadał część męską i żeńską, przedzielone ceglaną ścianką. Liczne, rozmaitej średnicy dziury wywiercone w tej przegrodzie, wyraźnie świadczyły o nieposkromionej u dzieci chęci poznania. Zapach szkolnej ubikacji był najsilniejszy, niemożliwy do zapomnienia. Pozostał w pamięci całych pokoleń uczniów dziewiątki, jako bukiet najbardziej charakterystycznych woni  ich dzieciństwa - marnego, upodlonego, lecz przecież dającego pozory całkowitej wolności. Niektórzy z nich, co powinno być przedmiotem oddzielnych badań, wylecieli na ministrów, polityków, szefów policji, rektorów akademii medycznych, reżyserów filmowych, czy nawet doktorów fizyki. Jednak wspomnienie dziewiątki wciąż nawiewa w ich subtelne, profesjonalne nozdrza, ten nad podziw obrzydliwy smród nigdy nie opatentowanej mieszanki amoniaku, wapna i chloru, jaką wówczas, w tych pięknych latach pięćdziesiątych,  wydzielały zasrane doły, pełne nigdy nie sprzątanego dziecięcego gówna. Kibel służył głównie do palenia papierosów i podglądania dziewczyn. Teren położony za nim, zwany Górką, miał szczególne znaczenie w życiu szkoły. Uprzywilejowany był z racji pełnionej funkcji - tutaj odbywały się wszystkie szkolne honorowe i niehonorowe pojedynki. Filipek kochał szkołę, a ona odwdzięczała się Filipkowi wzajemnością. Chłopiec posiadał nadzwyczajny głód wiedzy. Zdążył już pochłonąć zawartość szkolnej biblioteki. Czytał wszystko, jak popadnie - od Szklarskiego, Maya, Londona, po podręczniki historii literatury, sztuki i filozofii. Nawet jeśli czegoś do końca nie rozumiał, nosił w sobie dziwne przekonanie, że kiedyś to zrozumie i wykorzysta”.

 

 

 

 

Ten Filipek dziwnym trafem był do mnie trochę podobny. Pod koniec szóstej klasy szkołę przeniesiono do nowego budynku. Wtedy zaczęto budować nowe szkoły pod hasłem: „1000 szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”. To była pierwsza „Tysiąclatka” w mieście. Niestety, nie polubiłem jej, chociaż ukończyłem i to z niezłymi wynikami. Była zbyt jasna, zbyt czysta i w rezultacie – nijaka. Nie miała duszy. Ale co tam, przelatałem w kapciach po wylakierowanych korytarzach rok zaledwie i poszedłem do II LO.

 

Poszedłem, to teraz łatwo mi jest powiedzieć. Przedtem były egzaminy, i to jakie! Ale zdałem je, i to bardzo dobrze. Zaczęły się moje wędrówki z Niskiej na Aleje Wyzwolenia (przedwojenna i obecna ulica Św. Antoniego). Był to rok 1963. Kochana to była szkoła. Jej dyrektorem był pełen dystynkcji, szanowany przez uczniów za łagodne, acz stanowcze traktowanie i sprawdzone metody wychowawcze, pan Karol Krysiak. Bardzo miły człowiek i dobry pedagog, matematyk. Mnie nie uczył tego przedmiotu. Wiedziałem już wtedy i wiem to do dziś, że dużo straciłem. Po prostu nigdy nie polubiłem i nie nauczyłem się matematyki.

 

Jak pech, to pech. Zwykle co dobre, szybko się kończy. 16 listopada 1964 roku moje kochane liceum zostało przeniesione do nowego budynku na Jałowcową 10. Pod wodzą dyrektora Karola Krysiaka na własnych grzbietach młodzież przenosiła tam dobytek szkoły. Mówi się, że na przykład – Kościół, to nie budynek, tylko ludzie tam zgromadzeni. Ja się z tym zgadzam. Jednakże nie mogę tego odnieść do pojęcia Szkoła. Podobnego zdania był pałętający się zawsze tam, gdzie ja, niejaki Filipek Krawiec, który tak opisywał swoje przeżycia w „Zupie z Króla”.

 

Do liceum dostałem się bez żadnych problemów. Na początku chodziłem do starej, zasłużonej szkoły przy Alejach Wyzwolenia. Naprzeciwko mieliśmy zieloną budkę pana Wilkina, do której na każdej przerwie lataliśmy na oranżadę od przedsiębiorcy o nazwisku Filipek. W budce u Wilkina była najlepsza. Za dwa lata z wielkim żalem przenosiliśmy się do nowiutkiej szkoły na Jałowcową. Tam to już nie był ten urok, co w starej budzie. Zauważyliśmy, że nie tylko dla nas. Również dla naszych ukochanych belfrów. Duch starej szkoły przestał roztaczać i nad nami i nad nimi swoje opiekuńcze, aksamitne skrzydła. Już nie tak łatwo niektórym zasłużonym, poczciwym marudom, było wypaść na pół godzinki, aby spożyć kieliszek wódeczki w zabytkowej knajpce na Brzustówce, i powrócić jakby nigdy nic w środku lekcji, przerwanej przedtem nagłym wywołaniem przez kolegę, niby to z powodu nie cierpiącego zwłoki problemu pedagogicznego. W nowym liceum zapanował na całego nowy dyrektor (…). Jednakowo paskudnie nieżyczliwy dla wszystkich „wychowawca pokoleń w duchu moralności socjalistycznej”. Osobiście nie zwracałem na niego uwagi. Ale jego nowa szkoła, po której parkietowych, wyświeconych lakierem korytarzach prawie dorośli ludzie zmuszani byli do paradowania w tuchciach, laćkach, papuciach i nie wiadomo jeszcze w jakich rodzajach tak zwanego miękkiego obuwia, nie miała już dla mnie żadnego uroku. Granatowe mundurki, paskudne naleśniki beretów u dziewcząt i niemiłe aksamitne czapki uczniowskie u chłopców, tarcze na rękawach, wprowadzone przez tego ponuraka, a do tego wieczorne patrole belfrów na ulicach miasta, zaglądanie do knajp i donoszenie mu o przypadkach „wykroczeń obyczajowych”, to wszystko zniemilało nam naszą, miłującą wolność, młodość. Życie szkoły wraz z próbami ugniatania, ustawiania, aby w nim aktywnie uczestniczyć, nie robiły na mnie większego wrażenia. Robiłem za to co mogłem, żeby iść własną drogą, i choć kosztowało mnie to wiele wysiłku, udawania i kamuflażu, mój świat był odmienny od ideałów wciskanych przez (…) tego pana. Kiedy na domiar złego niektórzy jego naśladowcy rozpoczęli agitować uczniów do wstępowania w szeregi Związku Młodzieży Socjalistycznej, obrzydzili mi szkolne życie do końca. Jedynie słuszne idee tej partyjnej organizacji młodzieżowej, nie wywoływały mojego entuzjazmu. Co innego picie wina na prywatkach i całowanie się z dziewczynami. To zajęcie polubiłem nade wszystko. W każdym razie urok chodzenia do liceum przepadł w momencie przeprowadzki na Jałowcową, a wraz z nim moc, jaka winna płynąć z faktu przynależności do szkolnego bractwa. Może również dlatego, że po drodze zaczęło się dla większości z nas dorosłe bardziej życie? Mniej romantyczne, obszarpane z tajemnic? W każdym razie na początku bardzo brakowało nam budki Wilkina z oranżadą od Filipka. A później jakoś o niej zapomnieliśmy. Coś się skończyło”.

 

Mój fikcyjny bohater Filipek Krawiec był surowy w ocenie nowego dyrektora. Widocznie tak go odbierał swoim mało doświadczonym serduszkiem i rozumkiem. Już inaczej na te sprawy spojrzał Filip Krawiec, bohater mojej najnowszej książki „Piętno Anioła”, książki, na której kartach definitywnie rozprawiam się z moim bohaterem, albowiem jego losy zaczęły mi już dotkliwie ciążyć. Z pozycji starszego pana po przejściach, tak Filip Krawiec komentował swoje licealne czasy:

 

„Otóż maturę właśnie w II Liceum zdała Magda, w tym samym, co ja kiedyś, jakże miło mi słyszeć jest wiadomość ową. I już o zdrowie się profesorów zacnych z mych lat przedawnych wypytuję, a wiadomości, jakie słyszę, optymistyczne nie są zbytnio, o nie. Na przykład dyrektor szkoły, zacny naprawiacz rzeczywistości i naszych charakterów poprawiacz niedoszły, w ziemi tomaszowskiej już od dawna poleguje. I zaraz mi się niezbyt dobrze na duszy wyprawia, kiedy sobie wspomnę, jak na nim psy kiedyś niepotrzebnie być może wieszałem, od komunistycznych katów wyzywając, za nic zaszczytów jego oraz osiągnięć nie doceniając, za nic i nikogo innego go mając, jak za klowna i wygibusa tylko. Te czasy minęły, szkoda, że bezpowrotnie – myślę, kiedy sobie to uświadamiam. Żal mi się robi jego – człowieka, który przecież chyba nie był aż tak niedobry, na jakiego wtedy, w tamtych zamierzchłych czasach, wyglądał. A może to nawet my, niewdzięczni uczniowie, takim go niesprawiedliwie postrzegaliśmy – teraz z niepotrzebną być może pokorą myślę sobie”.

 

Tyle Filipek, który stał się Filipem. Postać fikcyjna, jakby nie było.

 

Cóż ja, Edek Wójciak, mogę na ten temat powiedzieć po latach tylu a tylu? Tylko tyle, i aż tyle, co poniżej:

 

- Ja jestem „dzieckiem” dyrektora Karola Krysiaka. Człowieka z dużą kulturą osobistą, który przeniósł II LO z Al. Wyzwolenia na Jałowcową, był dyrektorem do końca wakacji 1965, a później przez kilka lat wicedyrektorem. Jestem także „dzieckiem” profesorów: Tadeusza Kawki, Romualda Krauzego, Edmunda Sakowicza i Józefa Lenarczyka i Marii Suszkowej. Ich nie musiałem się bać, a przy okazji ich szanowałem, a to już o czymś świadczy. Nowego dyrektora mojego Liceum bałem się jak ognia. Cudem udało mi się tak manewrować swoimi sprawami przez te kilka lat, żeby się na niego nie natknąć, tak schodzić mu z drogi, żeby mnie nie zauważył, żeby nawet nie dostrzegł, że ja żyję. Wymienieni wyżej „ojcowie” oprócz wyposażenia mnie w wiedzę niezbędną do wejścia w dorosłe życie, kształtowali moją osobowość, uczyli mnie patriotyzmu, kultury bycia, poszanowania drugiego człowieka, jednym słowem - uczyli, jak żyć. Czy nauczyli? Uważam, że im się to udało. Szanowałem ich w tamtych latach licealnych i szanuję do dziś.

 

„Najgorzej, gdy szkoła ucieka się do takich metod, jak zastraszanie, przemoc czy sztuczny autorytet. Metody te niszczą u uczniów naturalne odruchy, szczerość i wiarę w siebie, czyniąc z nich ludzi uległych”. (Albert Einstein)

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie
Rząd nie dostrzega systemowej luki - a mógłby zyskać ponad miliard złotych z podatków i uchronić Polaków przed szeregiem zagrożeń. Teraz tracą wszyscy - państwo i konsumenci – alarmuje WEI w nowym raporcie Rząd planuje na 2025 rok rekordowy deficyt w finansach publicznych. Szukając dodatkowych źródeł i oszczędności, władze ignorują zjawisko, o którym od kilku lat alarmują eksperci – szarą strefę na rynku kasyn online. Tylko w zeszłym roku obrót na nielegalnych witrynach hazardowych oferujących kasyna online wyniósł prawie 26 mld zł, pieniądze Polaków trafiły do firm zarejestrowanych w rajach podatkowych, m.in. Curacao oraz na Malcie – podaje WEI w raporcie.Data dodania artykułu: 16.12.2024 13:47 Ruszyło głosowanie na Samochodową Premierę Roku OTOMOTO. Wybierz faworyta i wygraj 20 000 zł W ramach konkursu TYTANI OTOMOTO 2024/2025 pojawia się nowa kategoria - Samochodowa Premiera Roku OTOMOTO. To jedyna kategoria, w której zwycięzcę wybiorą fani motoryzacji w otwartym plebiscycie. Za udział w głosowaniu mogą zdobyć nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych. Głos można oddać do końca stycznia 2025 r. za pośrednictwem strony konkursowej w serwisie OTOMOTO News.Data dodania artykułu: 16.12.2024 13:19 Od 30 lat na straży bezpieczeństwa oszczędności Polaków 14 grudnia 1994 roku Sejm RP zdecydował o powstaniu Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) – instytucji, która stoi na straży bezpieczeństwa oszczędności Polaków. Od początku działania BFG jest gotowy, by – jeśli zajdzie taka konieczność – wypłacić klientom banku lub spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej środki do ustawowego limitu gwarancji, który od 2010 roku wynosi równowartość w złotych 100 tys. euro.Data dodania artykułu: 16.12.2024 11:54
Reklama
Reklama
Sztuka – Sport – Olimpiada Na wystawie zatytułowanej „Sztuka – Sport – Olimpiada”, prezentowane są obrazy oraz sylwetki tomaszowskich olimpijczyków którzy reprezentowali nasze miasto, a tym samym nasz kraj, na olimpijskich stadionach, w różnych dyscyplinach sportowych. Tematyka sportu została przedstawiona w malarstwie, nurcie pop artu. Na płótnach przedstawione są różne dyscypliny lekkoatletyki i nie tylko. Prezentujemy dzieła Niny Habdas (1942–2003), łódzkiej malarki i graficzki, Wiesława Garbolińskiego (1927–2014), Andrzeja Szonerta (1938–1993) i Benona Liberskiego (1926–1983). Płótna powstały w latach siedemdziesiątych XX wieku, podczas Pleneru Olimpijskiego zorganizowanego w Spale koło Tomaszowa Mazowieckiego. Prezentowane obrazy zostały przekazane w darze tomaszowskiemu Muzeum w latach 70. XX wieku przez Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. Wystawę uzupełniają informacje o Tomaszowskich Olimpijczykach, pamiątki Stanisławy Pietruszczak z XII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Innsbrucku (1976) oraz znaczki poczty japońskiej wydane z okazji XVIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Nagano (1998), podarowane Muzeum przez Pawła Abratkiewicza. Wystawa przypomina nam o pięknej tradycji umacniania więzi pomiędzy ideą sportu olimpijskiego a twórczością artystyczną, która może kształtować humanistyczne wartości sportu i kreować jego wizerunek w społeczeństwie. Zapraszamy do zwiedzania wystawy w dniach 1 sierpnia – 27 października 2024 r., w godzinach otwarcia Muzeum: od wtorku do piątku od godz. 9.00 do 16.00, w soboty i niedziele od godz. 10.00 do 16.00 (w poniedziałek nieczynne). Data rozpoczęcia wydarzenia: 01.08.2024
Helios zaprasza na Maraton Sylwestrowy  Jak co roku kino Helios zaprasza na nietuzinkowego sylwestra w filmowych klimatach. Tym razem oprócz gwiazd kina, będą nas bawić również giganci muzyki. W zależności od zestawu na który się zdecydujemy, na wielkim ekranie zobaczymy Nicole Kidman, Antonio Banderas’a, a potem jeszcze Celeste Dalla Porta i Gary’ego Oldman’a lub Robbie’go Williams’a we własnej osobie oraz Boba Dylana, zagranego przez Timothée Chalamet’aW zestawie pierwszym, na początek w doskonały nastrój wprowadzi nas ROBBIE WILLIAMS, czyli prawdziwa „sceniczna małpa”. Ten film to porywający, niebanalny portret zwykłego brytyjskiego chłopaka, który podbił świat rozrywki najpierw w zespole Take That, a potem w karierze solowej. Po przerwie na powitanie Nowego Roku, jego miejsce zajmie Timothée Chalamet, który wcielił się w rolę wielkiego Boba Dylana! Gwarantujemy, że nie zabraknie doskonałej muzyki, wspaniałych emocji, zabawy i dobrego smaku, a to wszystko w niepowtarzalnej kinowej atmosferze. swoich pasażerów do ich domu…Z kolei w zmysłowym zestawie drugim gwarantujemy zabawę w towarzystwie zniewalająco pięknych kobiet i nie mniej przystojnych mężczyzn, ich nieposkromionych żądz i romansów. Na początek Nicole Kidman w filmie „BABYGIRL”, a po przerwie na noworoczny toast, również przedpremierowo film mistrza Paolo Sorrentino, „BOGINI PARTENOPE”. Będzie energetycznie, romantycznie, ale przede wszystkim bardzo zmysłowo... Wszystko to w niepowtarzalnej kinowej atmosferzeCałość dopełni skromny sylwestrowy poczęstunek przygotowany przez Puchatek obiady na dowóz oraz lampka szampana o północy.Bilety na Sylwestrową odsłonę cyklu Nocne Maratony Filmowe dostępne są na stronie: www.helios.pl, w kasach kin Helios w całej Polsce oraz w aplikacji mobilnej. Dokonując zakupu wcześniej, można wybrać najlepsze miejsca, a także – zaoszczędzić. Do zobaczenia na nocnych seansach!Data rozpoczęcia wydarzenia: 31.12.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 3°C Miasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1007 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama