Ponieważ Mizia & Mizia Blues Band to syndrom bluesowej naprodukcji, efektem ich sesji nagraniowej z czerwca i lipca 2011 roku są aż dwie płyty, na których znalazło się w sumie 27 kompozycji. Głównie bluesowych standardów takich m.in. mistrzów jak W. Nixon, Muddy Waters, Howlin’ Wolf, John Lee Hooker. Ale też The Rolling Stones („Miss You”, Midnight Rambler”), Breakoutu („Rzeka dzieciństwa”, „Ona poszła inną drogą”), Paula Rogersa („Muddy Waters Blues”) i trzy autorskie kompozycje „kompanii braci” („Blues chorego”, „Czy wiesz bluesie” i „Profesor Boogie”). Od razu muszę też powiedzieć, że w przypadku tego wydawnictwa, trafił mi się egzemplarz kolekcjonerski a być może, co jest poniekąd zależne od dalszej kariery zespołu – biały kruk. Otóż płyty, które znalazły się w debiutanckim zestawie: „We think we’ve got the blues” oraz „Blues Roots” mają zamienione poligrafie.
W każdym razie „We think we’ve got the blues” to bardziej „elektryczne” granie, i to właśnie ta płyta podoba mi się bardziej niż akustyczne „Blues Roots”. Ale każdy słuchacz lubi coś innego – białego bluesa w czystej postaci lub w postaci unplugged. Mnie od dziecka „brały” raczej „riffowe bluesiska” w rodzaju „Dazed and Confused o wiele bardziej niż „Tears in Heaven” akustycznie. Na „We think…” znalazło się sporo kawałków chwytających za trzewia: stylowo zagrane „I Think I got the blues” Dixona, „Rzeka dzieciństwa” Breakoutu, a zwłaszcza „Mannish Boy” Muddy Watersa. Każdą z tych kompozycji M&M Blues Band gra tak, że czuć w nich indywidualny rys samych muzyków, to jak swobodnie interpretują te klasyczne utwory. Słychać to w niemal wszystkich standardach, które wzięli „na tapetę”, choćby w „Miss You” czy „Midnight Rambler” Stonesów, albo w niemal całkowicie zmienionej „Rzece dzieciństwa”. To na „We think…” znalazły się wszystkie autorskie kompozycje: „Blues chorego”, w którym mamy do czynienia z wyraźnym „frazowaniem” w stylu Tadeusza Nalepy, „Czy wiesz bluesie” zagranym a la Dżem i Kasa Chorych oraz „Profesor Boogie”, które jak wskazuje już sam tytuł, stanowi czyste „boogie”.
Z kolei na drugiej płycie – „Blues Roots”, od pierwszych dźwięków nieśmiertelnego „Baby Please Don’t Go” Big Joe Williama mamy do czynienia z klimatami rodem z filmu braci Cohen, opartym na motywach homerowskiej „Odysei” przeniesionej w realia południowych stanów USA, w dobie Wielkiego Kryzysu. Pracujący w upale więźniowie przy drodze stanowej i pola bawełny; oto z jakim obrazem kojarzy się ta muzyka. Nostalgiczne, akustyczne bluesy w rodzaju „Oh Momma Where Is My Daddy” czy „I’m In The Mood” zapewniają sporą dawkę klimatycznej muzyki, idealnej jako tło dźwiękowe dla ciężkiej pracy, jak i dla długiej podróży. Szlachetne, interesujące granie jakże odległe od „aktualnej klasyki”, która migoce i bełkoce w TV.
Mizia & Mizia Blues Band, „We think we’ve got the blues” i „Blues Roots”. Wydanie własne.
Napisz komentarz
Komentarze