Jeśli posiadacie Facebooka, to na pewno nie są Wam obce wpisy internetowe zwolenników takiej czy innej partii, które nasączone są negatywnymi emocjami. Do tego ohydne i wcale nie zabawne memy. Jedni nie lubią tych, a tamci nie lubią onych. Szczypania, podgryzania, połajanki, plucie... ludzie się kłócą, obrzucają w emocjach wyzwiskami, a Ci, którzy te emocje wywołali, pojawiają się zawsze w tle skandując na przykład "hejt STOP i wznosząc się na prawdziwe szczyty hipokryzji. - Opozycja to ja - głosi publicznie radny, którego poważniejszej aktywności w Radzie trudno jest się doszukać (za to sam siebie doszukał kiedyś w moim wpisie na FB, gdzie pisałem o lokalnych celebrytach zmieniających się wiejskiech głupków), po czym tak długo podlizuje się Staroście z wrogiego PiS-u, aż ten zaoferuje mu zatrudnienia na stanowisku... bez którego samorząd zwyczajnie może się obejść.
Opozycjonista biegnie więc w konkury i to nie do stosunkowo liberalnego odłamu (bo i takie w PiS-ie są), reprezentowanego np. przez Marcina Witko, czy merytorycznie nastawionego i republikańskiego Porozumienia Jarosława Gowina, którym kieruje Piotr Kagankiewicz, ale do najbardziej skrajnych radykałów, będących rzeczywistym zapleczem Antoniego Macierewicza, który w mojej ocenie jest kwintesencją tego, czego w polityce nie znoszę... cynicznego pragmatyzmu przyprawionego sporą szczyptą szaleństwa. Radnemu z PO to nie przeszkadza, bo przecież "opozycja to on" i chętnie zademonstruje ją stawiając miniaturową flagę UE na stoliku przed sobą, ale podnosząc równocześnie rękę za każdą głupotą, którą mu pracodawca do przegłosowania podsunie.
Dlaczego o tym piszę? Bo to nie wyjątek ale norma. Kolejna radna nieco ponad pół roku spacerowała do gabinetu Starosty, by wydeptać sobie jakieś mało absorbujące zajęcie. Magistrat okazał się jednak zbyt mały. Można więc zasilić jednostkę podległą powiatowi. Zajęcie musi być mało absorbujące, bo przecież czas musi być także na działalność opozycyjną. No dobrze, wszak w samorządach odstawia się politykę na bok... A mnie przypomina się wypad na piwo z jednym byłym posłem AWS, kóry po 4 kufelku wyjasniał mi, że najleszyk kumpli to on ma w SLD, a największych wrogów we własnej partii. Tu jest podobnie. Nie chodzi o światopogląd, cele społeczne, realizacje jakiś koncepcji (bo przecież trzeba je najpierw mieć). Tu wrogiem nie jest kolega z tego samego komitetu czy klubu, tylko każdy, kto myśli inaczej niż wszyscy pozostali.
Ostatni przykład jest chyba najbardziej jaskrawy. Teraz radny, jeden z liderów lokkalnej PO, o którego wyczynach w miejskiej spółce wciąż niesie się echo w korytarzach prokuratury, znajduje sobie miejsce u wójta, który jest jednym z najbliższych politycznnych współpracowników starosty. Jak to się dzieje, że człowiek z opozycji nie szuka sobie pracy w normalnym przedsiębiorstwie, tylko całe życie "kręci się wokół samorządu"? Czego się nie tknie zostawia bałagan, i niesmak. Nagle staje się specjalistą od promocji w małej, niezwykle ubogiej gminie, w której ten sam wójt od roku stara się robić oszczędności, walczy w powiecie o każda złotówkę na drogi, chodniki itp. rzeczy?
I co na to sam totalnie opozycyjny radny? Teraz będzie organizował spotkania z posłami Macierewczem, Telusem, Sasinem i premierem Morawieckim? Fotografował, pisał ,materiały prasowe i przygotowywał laurki wyborcze? Czy to nie może budzić jakiegoś zażenowania? Moje w każdym razie budzi.
Polecamy także
Napisz komentarz
Komentarze