Poseł o którym mowa popełnił wpis następującej treści:
Łódź jak zwykle w awangardzie. Odważna i odpowiedzialna decyzja prezydent Hanna Zdanowska o wykonaniu testów przesiewowych u pracowników łódzkich żłobków i przedszkoli wzorem dla innych miast, które także testują kadrę placówek oświatowych na własny koszt i rękę.
Tymczasem rząd, który najpierw zajadle krytykował tę decyzję dziś – na wyrost i z niewiadomą intencją - ogłasza badania przesiewowe całego społeczeństwa...
Nie wiem czego miałoby być wzorem dla innych samorządów działanie Prezydent Zdanowskiej ale na pewno nie działań o charakterze racjonalnym i rozsądnego gospodarowania pieniędzmi publicznymi. Wydajemy dziesiątki tysięcy złotych i tak naprawdę nie wiemy po co i dlaczego. Jedyne co przychodzi mi do głowy to zyskanie taniego poklasku i nic więcej. nie wiemy co robić, to zrobimy cokolwiek. Dlaczego? Spróbuję to krótko wyjaśnić.
Otóż niedawno w Łodzi, zaraz po ogłoszeniu decyzji o możliwości otwarcia żłobków i przedszkoli, Prezydent podjęła decyzję, by przeprowadzić badania przesiewowe wśród pracowników wszystkich placówek oświatowych. Wynikiem było około 400 testów dodatnich lub o niejednoznacznym rezultacie, Zaskoczenie? Wcale nie. Wystarczyło trochę poczytać, by wiedzieć, że testy tego rodzaju mają niemal zerową wiarygodność. Jedyne na co wpływają to spokój lub niepokój osoby przebadanej. Co też budzi wiele wątpliwości, bo wyobraźcie sobie co czuje osoba z fałszywym "plusem", zanim nie otrzyma wyniku kolejnych badań.
Po co wię je robić? Oczywiście po to, by móc zaprzentować się medialnie, jako troskliwy ojciec albo matka mieszkańców. Bo wartości innego rodzaju trudno jest tutaj dostrzec. Ani przed niczym nie chronią ani nie zapobiegają zarażeniom. Nawet gdybyśmy uznali wynniki testów za wiarygodne, to niech mi ktoś w sposób sensowny wytłumaczy, jakie mają ona znaczenie już pół godziny po ich przeprowadzeniu. Przecież już w najbliższym sklepie można się zarazić wracając po badaniu do domu.
Czy oznacza, że osoba, której ten test zrobiono jest zdrowa, albo będzie zdrowa dnia kolejnego? Wcale nie. Bo mogła zostać zarażona dwa dni wcześniej. Co jeszcze bardziej zabawne może zostać zarażona też dzień później przez dziecko, z którym będzie miała kontakt w przedszkolu. Nawet jak będzie tzw. "objawowcem", to dowiemy się o tym, dopiero po kilku lub kilkunastu dniach, dosłownie w dowolnej chwili.
Wracając więc do wpisu należy zapytać: Awangarda? Niby czego? Dyletanctwa i bezmyślności? Do tego marnotrawienia publicznych pieniędzy?
Przywołując tomaszowski przykład pojawienia się ogniska zakażeń na oddziale wewnętrznym. Wczoraj doktor Robert Szlachciński wyjaśniał nam, że nie znamy źródła zakażenia. Prawdopodobnie wirus przywędrował do nas już ze 2 tygodnie temu, razem z pacjentem, który trafił niby do izolatki, albo razem z osobą, u której testy wirusa nie wykazały. Tak to działa.
Od początku epidemii sporo mówię i piszę o procedurach. Znajome pielęgniarki, które kumają "czaczę" też często to podkreślają. I wcale nie gadają pierdół o kocach i ciasteczkach, tylko o realnej robocie i prawdziwych problemach dotyczących m.in. komunikacji, izolacji oddziałów i zabezpieczenia pacjentów z grup ryzyka. Zwracają uwagę, że nie da się zastosować jednych procedur dla wszystkich placówek medycznych w kraju.
Są co prawda w internecie podręczniki przygotowane przez chińskich specjalistów, ale mogą być one jedynie ogólnym zbiorem dobrych praktyk, które ktoś wypróbował i poleca. Wcale nie muszą się one sprawdzić u nas. Opracowując procedury bezpieczeństwa należy podejść indywidulanie do każdej placówki, oddziału, a nawet każdego pomieszczenia. Tu nie da się zastosować procedury wytnij/wklej.
Istotą walki z epidemią jest zabezpieczenie personelu medycznego. Dlatego by nie zarażał pacjentów? Nie do końca. Nie ze względu też na ryzyko nagłej śmierci na Covid 19 (bo prawdopodobieńśtwo jej wystąpienia jest jednak nikłe) ale na możliwość zgonów pacjentów na inne schorzenia, którym nie będą mogli udzielić pomocy medycy, którzy trafią na kwarantannę lub z powodu braku miejsc w szpitalach wyłączonych z pracy. Dziwi mnie, że tak trudno to pojąć decydentom niezależnie od ich koloru ich legitymacji partyjnych
Napisz komentarz
Komentarze