Używając terminu proces, mam na myśli początki, pierwsze kontakty z alkoholem osoby spożywającej „nektar bogów”, utrzymywanie w swoim piciu długotrwałej systematyczności. Możliwe jest, że w konsekwencji czasu, osoba taka może znaleźć się w „idealnych”, alkoholowych ciągach (pragnienie picia nieograniczonego). Każdy technolog, bez względu na reprezentującą dziedzinę gospodarki, nazwie to procesem.
Również proces uzależniania się od alkoholu jest składową tego terminu. Dziś jednoznacznie mogę powiedzieć, że mój proces w sposób niewinny, niezauważalny zaczął się w okresie szczenięcym, kiedy byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej, wspomnianej w poprzedniej części tej publikacji, „jedenastolatce”. Choć obiektywnie przyznaję, że wielu moich kolegów, z którymi picie rozpoczynałem, nie osiągnęła „górnego pułapu”, to znaczy nie uzależniła się.
Niektórzy z nich, przy różnych okazjach spożywają nadal alkohol, nie popadając w długie ciągi czyli nie są jak ja, alergicznie uczuleni na alkohol. Muszę wyznać, że nie jestem wrogiem alkoholu, wręcz przeciwnie, uważam że jest niezbędny naszej gospodarce, służbie zdrowia a w szczególności pod każdą postacią, również człowiekowi.
Szkoła średnia, młodość, prywatki, dziewczyny czy wszechobecny, przenikający nieustannie do mojego miasta rock’n’roll (fajfy i dancingi) a szczególnie egocentryczny szpan (by utrzymać się na koleżeńskim topie) przed dziewczynami, kolegami, stały się moim utrapieniem.
Jeżeli Twój przyjaciel ma większą wiedzę ogólną, a także
większą umiejętność praktykowania religii – niż Ty, to
chciałby wiedzieć dlaczego ta jego wiedza i wiara nie pomogły
mu w trzeźwieniu a Tobie wszystko się udało.
By temu podołać niezbędny był wzmacniacz, w postaci alkoholu. Był nieodłącznym moim „kumplem”. Początkowo nie upijałem się ale też nie pamiętam bym codziennie (w przedziale wieku 16/20 lat) do organizmu swojego, nie wprowadzał alkoholu pod różną postacią: piwa, wina, szampana i niejednokrotnie wódki.
Przeważnie wódkę piłem, kiedy bywałem na prywatkach, daleko od domu. Powrót odbywał się w środku nocy, czy nad ranem, kiedy wszyscy domownicy jeszcze spali. Dawało mi to bezpieczeństwo przed ewentualną wpadką. Niejednokrotnie zostałem przez rodziców przyłapany na tzw „gorącym uczynku” ale zawsze przez jakiś, „cygański” sposób wybrnąłem z alkoholowej opresji.
Podczas mojej, szkolnej edukacji był czas, że kształciłem się (trzyletnie po Zasadniczej Szkole Zawodowej, Licealne Technikum Mechaniczne) poza swoim, rodzinnym miastem, oddalonym od domu o 70 km, w okolicach takich miejscowości jak Żyrardów, Łowicz, Puszcza Mariańska. Wymieniam te miasta bo stały się one moją bazą rozrywkową. W wieku 17/20 lat, byłem już nieźle sprawdzonym, rozrywkowo młodzieńcem.
Mieszkałem z trzema kolegami na stancji, z tej samej szkoły. Stancja stała się dla mnie miejscem osobistej WOLNOŚCI. Nie zdawałem sobie sprawy z zagrożeń jakie niesie dla młodej osoby wolność, bez tak zwanej rodzicielskiej kontroli. W konsekwencji czasu miejsce okazało się ogromnym utrapieniem, powodującym trudne do opisania, szkolne kłopoty, nie tyle z nauką związane co z wolnościowym postępowaniem, z zachowaniem.
„Zaprawiony w alkoholowych bojach” już w pierwszych dniach września (miesiąc rozpoczęcia roku szkolnego) w nowym mieście szkolnej edukacji, poznałem lokalne środowisko czyli młodzieżową awangardę tak niezbędną dla moich, towarzyskich, egocentrycznych pozalekcyjnych spotkań.
Napisz komentarz
Komentarze