Bywały przypadki, gdy wracałem pod wpływem alkoholu z rozrywkowych wojaży, że byłem (dwukrotnie) przez milicję legitymowany a raz przez kolejową milicję (Służba Ochrony Kolei - SOK). Najprawdopodobniej informacje o moich zatrzymaniach docierały do szkoły. Również moje częste pobyty w miejskich lokalach, widziane przez życzliwe mi osoby, sławy mi nie przysparzały.
Często wzywany przez wychowawcę czy dyrekcję szkoły musiałem karkołomnie kłamiąc, usprawiedliwiać się. Czułem, że moja pozycja ucznia w szkole słabnie. Utrzymywały mnie przy „szkolnym życiu” dobre oceny z przedmiotów, nie miałem dwójek. Szczególnie „błyszczałem” z przedmiotów zawodowych i technicznych co w jakimś stopniu gwarantowało mi szkolne bezpieczeństwo. Tak przynajmniej mi się wydawało.
Ale przyszedł taki czas, że przebrała się miarka. Zostałem z dziennej szkoły na dwa miesiące przed maturą, wyrzucony. Matematyk, który mnie bardzo lubił (miałem dobre oceny) był dyrektorem wieczorowego technikum. Zaproponował mi edukację w uczelni wieczorowej mówiąc: - Przyjmę cię do szkoły, skończysz maturę razem ze swoimi kolegami z dziennej klasy, ale jest jeden warunek. Musisz podjąć pracę bo jest to szkoła dla pracujących.
Znalazłem szybko pracę, w kadrach powiedziano mi bym dostarczył jakiś dokument z miejsca zamieszkania (dziś nie pamiętam o jaki chodziło), niezbędny do zatrudnienia mnie. Przyjechałem natychmiast do domu. Tu zastałem list polecony z WKR-u (Wojskowa Komisja Rejestracyjna). Zgłosiłem się do wojskowej instytucji, nie przypuszczając, że spotka mnie tu zaskakująca decyzja, wręczono mi … Rozkaz Wyjazdu z biletem kolejowym do miasta Słupsk w celu odbycia Zasadniczej Służby Wojskowej. Za cztery tygodnie musiałem się zgłosić do macierzystej Jednostki Wojskowej. Ten miesiąc wolności w cywilu jaki mi pozostał, poświęciłem rozstaniu się z kolegami czyli miało miejsce nieustające, alkoholowe biesiadowanie.
Nie chciałem postępować z pokorą ani z nią się stykać.
Mogłem ją osiągnąć albo staraniem wolnej woli, albo
…. przez ustawiczne cierpienia.
Nigdy nie powinniśmy być aż tak zajęci, aby mogło to przesłonićnaszą gotowość do pomagania jeszcze cierpiącym
Napisz komentarz
Komentarze