Przed nami stała grupa warszawskich studentek. Piękna, wysoka dziewczyna o imieniu Marta zwróciła się do nas - Proszę panów, my tu w Warszawie dokładnie wiemy, kim był pan Lech Kaczyński; my mamy normalne domy, to tylko niektórzy studenci mają wypaczone przez dom, media charaktery i poglądy. Ciągle powtarzają „… bo w gazecie napisali”, „… mówili w radio”, „… widziałam w telewizji”. Ich ocena osób, sytuacji, oparta jest na wiedzy zaczerpniętej z mediów. Nie stać ich na samodzielne myślenie wyniesione z przywiązanych do narodowej tradycji polskich domów. My nie potrzebujemy zbędnych suflerów, naszą prawdą o Polsce jest nasz dom. W „Polsacie” czy w „TVN” karmiono nas przez ostatnie cztery lata dwoma wizerunkami prezydenta; pierwszy, to pan Kaczyński, będący wtedy prezydentem Warszawy, jak wsiada do samochodu, a zaatakowany brutalnie, przez lokalnego, celowo podstawionego pijaczynę, rzuca z irytacją „Spieprzaj dziadu” (o dziwo znalazła się przy tym incydencie kamera i mikrofon), a drugi, kiedy wygrywa wybory i symbolicznie melduje swojemu bratu bliźniakowi, Jarosławowi o „wykonaniu zadania”. Nic dziwnego, że tak wybiórczo przedstawiany Lech Kaczyński dla większości wykarmionych na mediach był gruboskórnym chamem, prostakiem niegodnym zaszczytnego tytułu Prezydenta RP. I jak to teraz wszystko odkłamać? Kto ma to zrobić, media? Słuchałem ze zdumieniem i ciekawością. Do tej pory nie miałem zbyt pochlebnej opinii o młodych ludziach. Wyrobiłem ją sobie, bowiem na podstawie obserwacji tych, których widywałem wokół siebie na własnym osiedlu.
Proszę państwa - odezwała się po chwili milczenia kobieta w wieku około 45 lat - jestem pielęgniarką, pracuję w szpitalu, w którym leży 84-letnia pani Jadwiga Kaczyńska, matka Jarosława i Lecha. Jak oni kochają i troszczą się o swoją matkę. Nie było dnia, by któryś z nich jej nie odwiedził, jak Lech był przed południem, to Jarosław po południu i tak na zmianę. Teraz nie wiem, jak to będzie, pani Kaczyńska ciągle pyta Jarosława „Czy Leszek już wrócił z Katynia?”
Był późny wieczór, dochodziła godzina jedenasta (23.00), kiedy zbliżyliśmy się do trzeciej i ostatniej bramki, przez którą wpuszczano kolejkę na dziedziniec Pałacu i w tym momencie przeżyliśmy chwilę grozy. Zemdlała nagle, stojąca wśród nas około siedemdziesięcioletnia kobieta. Szybko znalazł się lekarz i sanitariusze, a kiedy ta pani oprzytomniała na noszach, zaczęła błagać, by ją zostawiono, ze łzami w oczach, prawie wołała - Zostawcie mnie, tak bardzo chciałam pożegnać pana prezydenta, byłam jego starszą koleżanką, mieszkaliśmy blisko siebie, muszę go pożegnać!!! Nieubłagani sanitariusze zabrali kobietę do szpitala, nie mogli ryzykować i narażać jej zdrowia. Rozumieliśmy jej osobisty dramat, tyle godzin wytrzymała, tak bardzo chciała tam być. Ot, ironia losu.
Po chwili w idealnej ciszy, gęsiego wchodziliśmy do wnętrza Pałacu Prezydenckiego. Na parterze, ozdobione ogromnymi bukietami kwiatów stały duże zdjęcia ochroniarzy z BOR-u, załogi samolotu i stewardes obsługujących prezydencką delegację, a tuż za nimi, opasane kirem zdjęcia prezydenckich ministrów, którzy uczestniczyli w tym tragicznym locie: Pawła Wypycha, Władysława Stasiaka, Aleksandra Szczygło, Mariusza Handzlika. W milczeniu weszliśmy po schodach na piętro, do Sali Kolumnowej, w której wystawione były trumny prezydenckiej pary. W tym momencie poczułem ulgę i pogratulowałem sobie, że jednak wytrwałem w tej kolejce i mogłem osobiście pożegnać tę wielką parę godnych naśladowania patriotów. Kiedy wyszliśmy na dziedziniec, dochodziła północ. Ruszyliśmy na plac Piłsudskiego gdzie zaparkowana była Jacka toyota Avensis. Jechaliśmy czas jakiś w milczeniu, każdy z nas skupiony w swoich przemyśleniach. Potem, od czasu do czasu dzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami, uwagami. Było kilka minut po pierwszej w nocy, kiedy dotarłem do domu. Nie mogłem zasnąć od nadmiaru wrażeń, włączyłem, więc telewizor i oglądając powtórki z wydarzeń minionego dnia, doszedłem do wniosku: a jednak Go kochali…
NA ŚMIERĆ PREZYDENTA KACZYŃSKIEGO
Prawdę mając na ustach, a kłamstwo w kieszeni,
Będąc zgodni ze stadem, z rozumem w konflikcie,
Dzisiaj lekko pobledli i trochę strapieni,
Jeśli chcecie coś zrobić, to przynajmniej milczcie!!!
Nie potrzeba łez waszych, komplementów spóźnionych. Waszej czerni, powagi, szkoda słów, nie ma co, Dzisiaj chcemy zapomnieć wszystkie wasze androny, Wasze żarty i kpiny wylewane przez szkło.
Bo pamięta poeta, zapamięta też naród,
Wasze jady sączone, bez ustanku, dzień w dzień. Bez szacunku dla funkcji, dla symbolu, sztandaru… Karlejcie pętaki, rośnie zaś jego cień!
Od Okęcia przez centrum, tętnicami Warszawy,
Alejami, Miodową i Krakowskim Przedmieściem
Jedzie kondukt żałobny, taki skromny, choć krwawy.
A kraj czuje – Prezydent znowu jest w swoim mieście.
Jego wielkość doceni lud w mądrości zbiorowej.
Nie potrzeba milczenia mącić fałszu mdłą nutą.
Na kolana łajdaki, sypać popiół na głowę!
Dziś możecie Go uczcić tylko wstydu minutą!
Marcin Wolski
Napisz komentarz
Komentarze