Finał sprawy nastąpił w 1972 roku, autor zniesławiającego artykułu przeprosił artystę za swoje słowa, po czym tak wspominał spotkanie z wielkim artystą:
“Z Niemenem spotkaliśmy się osobiście w Wydziale Kultury Prezydium Powiatowej Rady Narodowej. Z bliska Niemen okazał się bardzo interesującym człowiekiem. Był dokładnie w moim wieku, o pół głowy wyższy ode mnie, ubrany egzotycznie, pachnący też jakimś egzotycznym zapachem. Pod zdjętym w gabinecie kierownika kożuszkiem miał mocno wyciętą koszulę, tak, że mogłem dostrzec wspaniale rozwinięte mięśnie klatki piersiowej i ramion. Oczy Niemen miał kocie i początkowo patrzył na mnie jak na mysz do schrupania. Uderzyłem się jednak w pierś, przyznając, że poważni ludzie wmanewrowali mnie w niepoważną sytuację, a potem się wycofali. Rozmowa stała się swobodna, poopowiadaliśmy sobie nawet o życiu rodzinnym, czego oczywiście nikomu nie powtórzę”. (Dziennik Łódzki)
Opisuję sprawę Niemena, bo bardzo dobrze pamiętam tamtą trasę koncertową muzyka, trzy dni wcześniej występował w naszym mieście. Miałem okazję być na tym koncercie w Hali Sportowej RKS „Lechia”. Niemen występując z zespołem Akwarele ubrany był w ten sam kubraczek i tak samo jak w Radomsku, ukłonami żegnał publiczność. Jeden ukłon skierowany do zespołu, tyłem do publiczności, dziękował swoim muzykom, zaś drugi skierowany analogicznie, frontem do publiczności. Wiedziałem, że to władze starały się zdyskredytować niewygodnego i niepokornego artystę.
Niemen w ogóle nie pił alkoholu, nie zażywał narkotyków czy innych środków odurzających zmieniających świadomość; właśnie z tego słynął w swoim hermetycznie zamkniętym świecie artystycznym. Niemen do końca życia pozostał nieufny dziennikarzom i rządzącemu establishmentowi. W radio i TV nie puszczano jego piosenek. Marek Karewicz, artysta fotografik, przyjaciel Niemena, tak się wypowiedział w czasopiśmie Gala (2004): - Jak on przeżył tę nienawiść władzy, dziwne, że się nie załamał, nie palnął sobie w łeb, lub po prostu nie wyjechał za granicę, choć miał takie możliwości. Przez lata ciążyła na jego karierze decyzja jednego z prominentów, który powiedział: Nie zabraniamy mu śpiewać, ale tego rodzaju muzyki nie zamierzamy popierać – czyli nie przeszkadzamy, ale nie popieramy.
Sprawa Niemena, jednego z polskich, najwybitniejszych artystów, malarza, kompozytora piosenkarza, patrioty jest najlepszym przykładem prześladowań i prób pozbycia się z życia publicznego niewygodnego człowieka za pomocą służebnych mediów PRL-u. W małych miastach i na prowincji, ci wszyscy młodzi ludzie, którzy kochali muzykę, słuchali jazzu i rock’n’rolla, wyróżniali się oryginalnynm ubiorem, fryzurą, nie byli akceptowani przez lokalną władzę, wręcz przeciwnie, byli przez nią napiętnowani.
W tamtym czasie wielką rolę odgrywały młodzieżowe, studenckie kluby, i nie tylko, w których zbierali się młodzi ludzie ale również ci, którzy chcieli się zabawić i wysłuchać najnowszych muzycznych przebojów. W tych klubach nie tylko powstawały zespoły młodzieżowe grające jazz czy rock’n’roll, ale puszczano również muzykę z płyt czy taśm magnetofonowych. W Warszawie najbardziej rock’n’rollowym klubem, w którym miałem okazję się pojawiać w towarzystwie Wojtka Szymona i Andrzeja Tokarskiego (był wówczas studentem AWF), był klub studencki Stodoła mieszczący się wówczas przy ulicy Trębackiej.
Natomiast klubem, w którym dominował jazz, były Hybrydy. Tu przychodziło towarzystwo bardziej elitarne; artyści, pisarze, poeci, politycy, innymi słowy, warszawski high life. Medyk czy Remont były klubami przyciągającymi młode wilki, ludzi zainteresowanych polskim rock’n’rollem. W klubach zbierał się kwiat warszawskiej młodzieży, dobrze ubranych w bazarowe ciuchy, znających się na rock’n’rollu, uczestników prywatek na Saskiej Kępie, którzy stamtąd, by kontynuować zabawę, przenosili się na Mokotów czy do Śródmieścia.
Wojtek Szymon znał ich wszystkich, będąc osobą powszechnie szanowaną, dzięki swojej charyzmie, muzycznej wiedzy i płytowym zasobom. Był osobą wielce znaczącą, lubianą i dobrze przyjmowaną w tym środowisku. Biegłość w posługiwaniu się językiem angielskim, bieżąca aktualnie wiedza w temacie rock’n’roll zaczerpnięta z prenumerowanego New Musical Express nadawała mu szczególnego splendoru. To jemu zawdzięczam, że poznałem wiele ciekawych osób, między innymi Wojtka Gąssowskiego, Łucję Sielewicz, Elka Meznicka, Romana Gniewaszewskiego, Andrzeja „Buzka” Łukawskiego, siostry Strzeleckie, Krysię Browińską, Wieśka “Billa” Kacperskiego, Wojtka i Władka Mitelsteadtów, Gosię Tomassi, Irmę Runo, Marysię “Pucką” Szabłowską czy dziś nieźyjącego Marka “Zarzyka” Zarzyckiego. Niektórzy wymienieni, pośród nich Irma Runo, Wojtek Gąssowski, Wiesiek “Bill”, Marek “Zarzyk” Zarzycki czy Wojtek Szymon otrzymali książkę z dedykacją Moje miasto w rock’n’rollowym widzie. Tym upominkiem chciałem im przedstawić i przybliżyć nasze miasto oraz życie i losy ludzi postrzeganych przez pryzmat naszej wspólnej fascynacji rock’n’rollem i pokazać, że wielkie rzeczy działy się również w małych miastach, jak np. mój Tomaszów, nie tylko w stolicy.
Napisz komentarz
Komentarze