Wybiegłem, ciemno, oberwanie chmury połączone z gradobiciem, zaczął wiać potworny wiatr, oboje trzymaliśmy powiązane ze sobą sztalugi, na które z dużą siłą waliły kule gradowe, tłukąc nam 4 szkła w gablotach. Stałem powyżej kostek w wodzie, płynącej ku schodom ulicy Tkackiej i trzymałem pochylone pod kątem 60-70 stopni, powiązane ze sobą sztalugi. Kanonada trwała 7/10 minut. Przestało, wyszło słońce, tak jak by nigdy nic, wróciło wszystko do normy. Do ARKAD zaczęli przychodzić pierwsi fani, pierwsi widzowie.
Byłem przemoknięty do suchej nitki, nie było już czasu by jechać do domu by przebrać się. Specjalnie przeze mnie przygotowana i założona na okoliczność imprezy z Presleyem, marynarka tak zwana „presleyówka” uległa całkowitej deformacji. Emocje spowodowane gradobiciem i ochranianie niszczonej dekoracji wyeliminowały tremę, która od rana mnie prześladowała. Gdy rozpocząłem spotkanie, chwyciłem do ręki mikrofon, wszystko odeszło, liczył się tylko kontakt z publicznością. Pomyślałem, idzie dobrze o czym świadczą zapisy „oka” kamery na materiałach filmowych z Teletopu. Ogarnęło mnie uczucie spełnionej misji wobec publiczności i wobec Presleya. Na spotkanie z Elvisem przybyły tłumy miłośników rock’n’rolla, JEGO fanów nie tylko z Tomaszowa Maz. Uczestniczyli przyjaciele z Opoczna (Jacek), Rawy Maz (Radek Socha), Wronek (Romka z Henrykiem), Łodzi, Warszawy (Waldek Szymański) a największą frajdę swoją obecnością zrobił mi Czarek Francke z żoną Henryką i wnuczkiem Alexem z Gdańska.
Z otrzymanych materiałów filmowych z Teletopu zmontowałem - dodając swoje muzyczne klipy, zdjęcia, fotosy - płytę DVD. Powstał ponad godzinny film (67min) pt „Długi Weekend z Elvisem Presleyem”, który wysłałem Wojtkowi Szymańskiemu do Nowego Jorku. Odezwał się do mnie po upływie niecałego miesiąca potwierdzając otrzymanie płyty. Nie omieszkał też wyrazić aprobaty i uznania wobec mojego przedsięwzięcia. Skończył się mój spokojny, wygodny żywot, Wojtek wręcz „wymusił” na mnie, bym w naszym mieście kontynuował to co zrobiłem (jednorazowo), coś na wzór weekendu z Presleyem. Zasypał mnie materiałami filmowymi, które dotyczą piosenkarzy i zespołów z przełomu lat 50/60-tych. Przyznam, że otrzymane materiały „twórczo” mnie podnieciły.
Pomyślałem, że jeśli kiedykolwiek podjąłbym się coś zrobić w tym temacie to właśnie potraktowałbym swoje działanie jako wszechnicę oświatową rock’n’rolla, wiedzy z historii tego stylu, tej formacji, Nie znalazłem alternatywy, by się wykręcić od kolejnego przedsięwzięcia, zupełnie jak w przypadku Elvisa. Zaistniała sytuacja nie dawała mi spokoju, ciągłe myślenie, niespanie i …. i stało się, uległem. Około grudnia 2005 roku po rozmowie z gospodarzami Galerii, panią Dorotą i jej synem panem Mariuszem uzgodniliśmy, że lokal udostępniony mi będzie w każdą ostatnią sobotę miesiąca.
Jeżeli miałoby się coś obiektywnie zmienić, to co najmniej dwa tygodnie przed datą spotkania, strony co do zmiany terminu, się porozumiewają. Choć miałem już gotowe hasło jak nazwać ten cykl spotkań, to jednak decyzję podjąłem, po rozmowie i konsultacji z gospodarzami lokalu w byłych „końskich jatkach”. Co do zasadności wyboru, formy prezentacji, uzgadniałem z młodszą, reprezentantką innego pokolenia, moją koleżanką ze Wspólnoty, Bożeną Dulas (dzisiaj mieszkanka Berlina). Bożenę, która była stałą uczestniczką herosów. Nazwałem ją MUZĄ cyklu spotkań, o ustalonej nazwie pt. „Herosi Rock& Rolla”.
Najpierw ziółkiem była
Potem ziółka piła.
Napisz komentarz
Komentarze