Wybory? To musi kosztować
Po raz pierwszy na temat finansowania samorządowej kampanii wyborczej zamierzałem napisać blisko rok temu. Chciałem w ten sposób zwrócić uwagę na problem wydatkowania dziesiątek a nawet setek tysięcy złotych, często przez komitety i kandydatów, którzy w swoich deklaracjach majątkowych nie deklarują żadnych oszczędności ani też zaciąganych kredytów bankowych. Po raz pierwszy też wtedy zderzyłem się z urzędniczym murem instytucji nazywanej Państwową Komisją Wyborczą, kiedy na moją prośbę udostępnienia sprawozdań finansowych usłyszałem, że miałem taką możliwość przez rok po wyborach a teraz są one zarchiwizowane. Na nic zdało się moje tłumaczenia, że przecież są to dokumenty jawne i powinny być one ogólnie dostępne w Internecie. Naprawdę byłem zaskoczony, bo przecież tyle się w Polsce mówi o transparentności. Obiecałem sobie, że do tematu powrócę, po skończonych i rozliczonych wyborach samorządowych. Tak też zrobiłem, gdy tylko minął 7 marca a więc ostateczny termin dokonania rozliczenia. I po raz kolejny stwierdziłem, że w Polsce istnieje szczególna odmiana jawności… ale może po kolei.
11.04.2011 21:42
30