Istniejące od 2002 roku Państwo znajdujące się we wschodniej części wyspy Timor, zgodnie z logiką, nazywa się Timor Leste (lub po indonezyjsku Timor Timur). Wizę można dostać na wjeździe, pod warunkiem, że granicę przekracza się po uprzedniej ewakuacji z samolotu lub statku morskiego. Chcąc wjechać lądem od strony Indonezji (innej możliwości nie ma), należy postarać się o oficjalną, pisemną zgodę na przekroczenie granicy.
Z obowiązku tego zwolnieni są posiadacze paszportów indonezyjskich. Z kolei, osoby legitymujące się paszportami portugalskimi, wizami głowy zawracać sobie nie muszą.
PROMESA PRZEZ INTERNET? MOŻNA SPRÓBOWAĆ. POD WARUNKIEM, ŻE SIĘ NIE SPIESZY.
Z pomocą przychodzi dobrodziejstwo internetu i zaawansowanych technologii. Wystarczy wejść na stronę Ministerstwa Obrony i Bezpieczeństwa Timoru Wschodniego, pobrać formularz, wypełnić i odesłać na adres e-mail: [email protected]. Po 10 dniach powinien przyjść email, który należy wydrukować i, wraz z odliczoną kwotą 30 dolarów w gotówcę, pokazać na przejściu w Atapupu/Batugade.
Unidae, Accao, Progresso!
HERBATKA W KONSULACIE
Tyle w teorii. W praktycę, formularz uzupełniłem i wysłałem kiedy byłem jeszcze w Dumai na Sumatrze. Dopiero po dwóch miesiącach, kiedy byłem już na Flores dostałem odpowiedź by osobiście stawić się do konsulatu. Miałem do wyboru trzy: w Dżakarcie, Denpasar i Kupang. Ze względu na to, że nie lubię Dżakarty a Bali nie było mi jakoś specjalnie po drodzę, wybrałem ten ostatni. Nie pomyliłem się.
Wyłoniwszy się z niebieskiej, lekko wzburzonej otchłani Morza Sawu, pojechałem z paszportem do konsulatu Timoru Wschodniego. Uśmiechnięta Pani w okienku podała mi formularz, zapytała o bilet i poprosiła o kserokopię paszportu i jedno zdjęcie. Dałem zdjęcie i wytłumaczyłem brak kserokopii wizytą na plaży. Nie ma problemu, pomogę Ci, odpowiedziała i zniknęła w otchłani wielkiego klimatyzowanego pokoju znajdującego się za okienkiem. Żeby nie marnować czasu, wypełniłem mój wniosek. Pytania, na które nie znałem odpowiedzi, skonsultowałem z panią konsul widząc jak wkłada do teczki kolorową kserówkę mojego paszportu wraz ze zdjęciem. Chwilę później, do dokumentacji doszedł jeszcze wniosek. Paszportu nie musiałem już zostawiać. Wszystko zajęło 5 minut.
Po trzech dniach, zjawiłem się znów w konsulacie. Trochę odstraszyła mnie wisząca na bramie informacja o przerwie świątecznej pomiędzy 1 a 3 listopada. Z drugiej strony, był piątek, a moja zgoda miała być wystawiona w piątek. Widząc otwartą budkę strażnika z rozrzuconymi na jego biurku torbami i papierami, zdecydowałem się poczekać. Po kilkunastu minutach, pojawił się ochroniarz.
- Nazwisko?
- Przybylski?
-Prbabvbdbv...... coooo?
- Przybylski
- Skąd?
- Polska
- Masz paszport?
- Mam
Ochroniarz zniknął w budcę, otworzył szufladę, wyjął kilka papierów, pogrzebał w nich i wrócił z moim paszportem i listem uprawniającym do przekroczenia granicy w ciągu trzydziestu dni od wydania.
Reasumując, wystarczyły dwie wizyty w konsulacie Timoru Wschodniego w Kupang
(Jl. Eltari II, godziny otwarcia: 9:00-12:00; 14:00-16:00). Dokumenty, które trzeba ze sobą mieć to:
- paszport
- jedno zdjęcie
- wniosek (można pobrać na miejscu)
- ksero paszportu (można zrobić na miejscu)
- opłata: 0 zł (za wizę płaci się dopiero na granicy; w konsulacie składa się jedynie wniosek)
Trochę się pogniotło, ale problemu nie było.
Wspominając z łezką w oku poprzednie przejścia w indonezyjskich urzędach, nie mogłem wręcz uwierzyć, że oto w ręku, bez żadnego latania w tę i spowrotem, bez upokorzeń, bez dotykania podbródkiem ziemi przed urzędnikami, trzymałem dokument niezbędny do przekroczenia granicy kolejnego państwa, które nad jakością papieru, stawia jego ilość i gramaturę.
Napisz komentarz
Komentarze