Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 5 listopada 2024 09:15
Reklama
Reklama

Indonezja (Flores) - Salam Maria!

Salam ma się do Maryi tak jak Dorotka do Krainy... Czarów. Wystarczyło przeskoczyć z jednej wyspy na drugą a później na trzecią by poczuć się jak w multikulturowej sokowirówce.

 

POMIESZANE BAJKI W INDONEZJI?

 

Indonezyjskie słowo Selamat można użyć praktycznie przed wszystkim, co chcięlibyśmy uszczęśliwić.

 

Selamat pagi - dzień dobry,

Selamat malam - dobry wieczór,

Selamat tidur - dobranoc,

Selamat makan - smacznego.

 

Nie wiem dlaczego, ale selamat mandi (miłej kąpieli) czy selamat pipis (miłego opróżniania pęcherza) brzmi dla indonezyjczyków pokracznie i zabawnie. Tym bardziej, że selamat wywodzi się od arabskiego Salam (pokój, zdrowie), powiązanego z As-Salamu-Aleykum.

 

Podobnie jak Salam, Selamat na ziemie Indonezji przywędrowało wraz z Koranem. Maria - z Biblią. Mało tego, Indonezyjscy Chrześcijanie nazywają Boga słowem Allah. Ale już użycie Allah Akbar zostawiają Muzułmanom. Również pozdrowienie As-Salamu-Aleykum mimo, wykonywanego przez wszystkich, charakterystycznego, cofnięcia dłoni w stronę serca po uścisku rozmówcy, zarezerwowane jest tylko i wyłącznie dla podążających śladami Mahometa. Dodać do tego pogańskie praktyki i mamy kolejną twarz Indonezji - nieco pokracznie przedstawionej w Shreku magicznej krainy, w której, obok siebie żyją postaci ze wszystkich bajek.  

 

WSPÓLNA, SAMOTNA PODRÓŻ


W Mataram, po raz pierwszy, spotkałem się z towarzyszem mojej samotnej podróży po Indonezji. Dzięki darmowym smsom w obrębie sieci Telkomsel i darmowym rozmowom po trzeciej minucie, z Filipem byliśmy w kontakcie kilka razy dziennie. Mimo kilkuset kilometrów odległości, można powiedzieć, że odkąd rozstaliśmy się w Johor Baru, podróżowaliśmy razem. Na żywo, wypiliśmy tylko kawę. Tematy rozmów były praktycznie wyczerpane, a na podróż, każdy miał inne plany.

 

Znalezienie otwartej knajpy w środku Ramadanu z prawdziwego zdarzenia nie było wcale łatwe. Tidak kopi myster. Puasa. Jeść czy nie jeść? Zastanawialiśmy się oglądając stragany z owocami. Bezpańska koza wcinająca ze smakiem zawartość leżącego obok kanału worka na śmieci. Powszechny widok na ulicach indonezyjskich miast. W ten sposób, władze oszczędzają na wydatkach na sprzątanie ulic. Ej - skoro ta koza może to i my też! Następnego dnia, Filip wypruł w stronę Sumbawy, którą ja planowałem przeskoczyć. "W przewodniku czytałem, że na Sumbawie nikt się nie zatrzymuje. Musi więc być fajnie". 

 

Kopi. Tidak ada! Puasa!

 

WAKTU INDONESIA

 

- Chcesz jechać na Flores autobusem? 

- Nie - autostopem. 

- Nie, nie - jak chcesz to lepiej będzie Ci pojechać autobusem.

- Możemy zapłacić Ci za połączenie do Bimy. - [hmmmmm....]

- Dobra, biorę! To będę po Ciebie o 14. 

 

Producent Sasak Tulen odstawił mnie pod sam autobus. Bilet - 20 dolarów za ok. 300 kilometrów jazdy. Sam bym sobie na taką przyjemność nie mógł pozwolić. Skąd ta cena, skoro paliwo w tym kraju kosztuje pół dolara za litr? Aaaaa - już wiem - pomyślałem, patrząc na napis "Business class" na boku mojego autobusu, którego przednia szyba przyozdobiona była ogromnym pęknięciem w kształcie pająka. Stojąc na terminalu i wcinając salaki, porządnie się przestraszyłem - nie pęknięcia tylko napisu. Im wyższa klasa autobusu tym wyższe obroty klimatyzacji. Szykowały się więc, InshaAllah, 24 godziny jazdy w arktycznych mrozach. 14.30, ruszyliśmy. Przejechaliśmy całe 100 metrów by przez kolejną godzinę zbierać pasażerów czekających poza dworcem. Parę kilometrów dalej - pół godzinki przerwy na papierosa i tankowanie.

 

Kolejny darmowy przejazd płatnym środkiem lokomocji. Teoretycznie, o nic nie trzeba się martwić - wszystko podane jest na tacy. Wiadomo, o której się odjedzie; o której przyjedzie na miejsce. Jadąc świeżo wybudowaną drogą przecinającą gaje kokosowe, w głowie już układałem sobie plan jak, najszybciej, dostać się z Bimy na Sumbawie do Labuanbajo na Flores. Zachłysnąłem się jednak tą niby-pewnością rozkładów jazdy, które w przypadku autobusów podawane są jedynie orientacyjnie. Na nabrzeżu promowym czekaliśmy dwie godziny. Cena krótkiej przeprawy wliczona w cenę biletu autobusowego. Znów nudny prom - za to z wifi, którego nie chciało mi się próbować.

 

Lody, lody dla ochłody! No szybko bo mi się topią no!. 

 

Hallo Sasak Tulen! O nie - dobrze, że jadę daleko od tego Mataram. Widziałam Cię w telewizji. O - naprawdę? [gatka szmatka]. 20? Nie wyglądasz. A na ile wyglądam? Nie wiem - 15, 16. No proszę - tak samo jak nam ciężko jest ocenić wiek Azjatów, tak samo i im odgadnąć nasz. Zawsze byłem przekonania, że mamy lat tyle, na ile się czujemy ;-). A może 15,16 to dla Sasaków już jedna noga w grobie? W końcu, tutaj, jedna godzina to pięć naszych. 

 

 

 

 

BIMA - MIASTO WYŁUDZACZY?

 

W połowie płaskiej i zygzakowatej Sumbawy, którą prawie w całości przespałem, zepsuł nam się autobus. Super - ciekawe czy zdążę na prom na Flores..... no nic - wracam spać. W Bimie, zamiast o 3 rano byliśmy o 8. Średnio atrakcyjne miasto. Oprócz robiącego poranne porządki stada bezpańskich kóz, właściwie nic ciekawego. Prom na Flores - tylko jeden dziennie. W dodatku właśnie o 8 i to z oddalonego o ponad godzinę od Bimy miasta. Czyżbym się spóźnił? Nie w Indonezji. Sir, Sir. Hello Myster. Bule! Jak ja nienawidzę tego ostatniego słowa.

 

Bule nie ma negatywnego znaczenia, ale o ile na Hello Myster, można odpowiedzieć sympatycznym hello, jak odpowiedzieć na wołanie zza pleców "Białas"? Chyba już wolę cały ten Sasak Tulen, myślałem uciekając przed grupką goniących mnie mototaksówek, próbujących wyciągnąć kilkadziesiąt dolarów za przewóz do Sape. O dziwo, wszyscy wiedzięli dokąd chciałem jechać, ale nie potrafili pokazać drogi do właściwego wylotu z miasta. No panie - na pieszo? Toż to się w głowie nie mieści! Myster, money, money. Nie no, tego już na prawdę nie lubię. Może więc śniadanie? Myster - banana. 20.000 rupiah. Mogę się targować, ale jak ktoś rzuca od razu cenę wziętą z kosmosu, nawet mi się nie chcę. Co za dziwne miasto - wszyscy coś chcą.

 

Pora zrobić się niewidzialny i zniknąć w kawiarni. Tylko gdzie tu kawiarnia jak słońce świeci? Otwarta knajpka - jest! jest! Puasa. Nieczynne. Ale ja tylko kawę chciałem. No dobrze, niech Ci będzie. Właściciel warunga zaordynował żonie przygotowanie mi filiżanki kopi pahid, kilkukrotnie upewniając się czy aby na pewno ma być tidak pake gula. Do tego kilka kawałków chleba. Kilka minut rozmowy o mojej podróży. Płatność. Wyciągnąłem 100.000 rupii nie pytając o cenę. Sudah, odpowiedział właściciel i poklepał mnie po plecach? Tidak, silakan. Sudah, sudah, selamat jalan. Terima kasih, pak. Sama sama, hati hati di jalan. Nareszcie jakiś miły początek dnia. Jak ja lubię takie honorowe zagrania.

 

 

Ilekroć wpada mi w ręce jakiś jednoślad, zapominam, że ja też mogę pobawić się w mototaksówkarza ;-). 


ROZKŁAD JAZDY? ILE LUDZI, TYLE OPINII

 

Wylot z Bimy. Stanąłem zaraz obok kamieniołomów. Dzieci przenoszące na głowach wielkie ciężary. Ojek myster? Sape. Nie, dziękuję. Motor - Sape? Wskakuj. Nie było mowy o pieniądzach więc wsiadłemno to wsiadam. Zwłaszcza, że na Yamaha Byson, mototaksówkarze zazwyczaj nie jeżdżą. Kilka serpentyn dalej byliśmy już na nabrzeżu w Sape. To z takiej pipidówy odpływa prom, którym przeprawa trwa 8 godzin?

 

Wołanie Azada z meczetu ustawionego na palach zanurzonych w morzu przypomniało mi o trwającym poście i chęci na kolejną kawę. Na szczęście, w okolicach stacji, dworców i portów, warungi są otwarte 24 godziny na dobę. Kopi pahid tidak gula. Senne nabrzeże, upał. Promu, oczywiście brak. Planów na dzień również. Równie dobrze, mógłbym iść znów spać. Albo.... rozejrzeć się dookoła.

 

Rzeczywistość może być bardziej kolorowa i surrealistyczna niż sny. Małe łódki odpływające co chwila na okoliczne wysepki. Koń.... z przyczepą. A na przyczepie? Ogromne bryły lodu..... ciekawe czy z fabryki czy z Antarktydy. Myster - Komodo, Labuanbajo? A, o której prom? Eeee, dziś już nie ma. To jak inaczej? Ja Cię przewiozę. 1.000.000 rupii. Co? Milion rupii to w Indonezji miesięczny koszt wynajęcia dużego domu. Chyba muszę sobie łódkę jakąś sprawić..... albo gondolę. Albo chociaż kajak.

 

Jak będę bogaty, zostanę gondolierem. 

 

Przeszedłem się po nabrzeżu. O której prom? Jutro. Za dwie godziny. O 18.00. Jutro wieczorem. Za dwa dni. Każdy mówił co innego. W Indonezji, każdą informację trzeba potwierdzić kilkaset razy bo ludzie mają to do siebie, że mówią pierwszą lepszą rzecz, która przyjdzie im na myśl. Może w biurze będą coś wiedzieli? Minąłem kilku pasażerów śpiących na matach. Wszedłem do pustego biura. Wszystkie drzwi pootwierane. Hmmm.... może chociaż z internetu skorzystam czekając aż ktoś przyjdzie. Najwyżej mnie stąd wywalą. A Pan co tutaj? Nikogo nie było więc pozwoliłem sobie poczekać i dojeść orzeszki. Prom? Sumba czy Flores? Flores. Kiedy w końcu będzie? Dziś powinien być jeszcze jeden. Pracownik biura miał rację. Prom był o 17. Z kartką z napisem A4 zacząłem iść w stronę bramy wjazdowej. Polowania na ciężarówki zacząć nie zdążyłem. Ticket? Tidak ada. Kenapa? Wytłumaczyłem biletowemu, że chciałbym przeskoczyć na "sąsiednią" wyspę ale nie mam biletu. Nie ma sprawy. Masz jakąś kartkę papieru? Po chwili, w łapkach trzymałem prowizoryczny "free pass" z życzeniami miłej drogi i niebieską pieczątką z kasy. Da się nawet w tak sennym miejscu jak Sape. 

 

RELIGIE JAK ZIARNKA KAWY. 


Spokojne morze, zachód słońca, wschód księżyca. Przesiedziałem ten czas na górnym pokładzie rozmawiając z floreskimi kierowcami ciężarówek, którzy dalej już sami zaproponowali mi podwózkę. Polska? A to kraj papieża. W Labuan Bajo jest polski ksiądz. Pater Stef. Katolik? Pragmatyk. Ateista? Nie. To jak? Bardziej Agnostyk. Jak? Religie są albo prawdziwe, albo fałszywe. Jeśli któraś z religii jest prawdziwa to inne również są prawdziwe. Różnią się jedynie otoczką, mitologią; ale macierz jest ta sama. Jak ziarnko kawy. Skórka na zewnątrz, skórka wewnątrz i koralik w środku. Koraliki w religiach są takie same. Nie mogę podpisywać się pod żadną z nich bo to tylko niepotrzebne różnice może wprowadzić. A różnice, na pozór, widoczne w Indonezji są gołym okiem. Z muzułmańskiego zachodu, przez hinduistyczno-muzułmańskie centrum do chrześcijańskiego (głównie Katolickiego) wschodu. Wycieczka na mostek. Zamieszkałe przez smoki wyspy Komodo i Rinca obejrzałem sobie, niestety, tylko na radarze. Nocleg na wygodnej macie podłogowej w salce sypialnej. Klimatyzacja działająca na pełnych obrotach. Gdzie jest wtyczka? O już. I znów byłem spowrotem w tropikach.

 

PIERWSZE SPOTKANIE Z "WYSPĄ KWIATÓW". 

 

Pobudka, Flores. Ale wielkie miasto to Labuanbajo. Tyle światełek. A może wróciliśmy na Jawę? Może to Jakarta? Kierowców nie mogłem znaleźć.  Środek nocy. Wyszedłem z promu pierwszy i wystawiłem kciuk. Taka pipidówa - jak nie teraz to dopiero przy okazji następnego promu uda mi się coś złapać. Udało się. Augustus, którego poznałem wcześniej na górnym pokładzie. Ten, który powiedział mi o polskim księdzu. Dokąd? W stronę wschodu. Tu, i tak, tylko jedna droga jest więc ciężko się zgubić. Może być Ruteng? Może. Labuanbajo wcale nie jest takie wielkie. Jest długie, ale wąskie. Noc. Jedyna droga, przecinająca Flores. Hajłejem tego nie da się określić. Ciągle ślimaki, zawijasy i urwane pobocza spadające w tarasy ryżowe.

 

A podobno, u nas na płaskim dróg budować się nie da ;-).

 

Do Ruteng dojechaliśmy o 4 rano. Gdzie chcesz się zatrzymać? Zzzzziiiimmmnnnoooo. Przydałby się się jakiś dach nad głową. Może kościół? Tam idź, prosto, za skrzyżowaniem. Ciemno jak w zadniej części ciała zebry. Przepraszam, jest tu jakiś kościół? Tak, tam. Kolejna osoba. Kolejna. Szedłem pół godziny. W tym czasie, minęło mnie kilka grupek bardziej niż ja żywych nastolatków. Co to? Wampiry? Gdzie oni wszyscy idą o tej porze? Kościoła nie znalazłem. Zbyt ciemno na szukanie czegokolwiek. Poszedłem w stronę najbardziej oświetlonego budynku. Hotel. Mogę się położyć na dwie godzinki? Pokazałem palcem podłogę. Chwilka. Manager. Spać? Kilka godzin. Nie ma sprawy. Zaprowadźcie go do staff roomu. Nie mogłem uwierzyć. Wszedłem do hotelu poprosić o kawałek podłogi blisko piecyka, dostałem wygodne łóżko z kocykiem i śniadanie rano.

 

Swoją nazwę, Flores zawdzięcza kwiatom. Cóż - kwiatków dużo nie widziałem, ale małp przecinających drogę..... a może też stopa łapały.

 

 

Powrót na główną drogę. Wyjście z miasta. Kolejny raz - gratulacje dla inżynierów, którzy byli w stanie do tego stopnia ujarzmić naturę. Kurffffaaaa, suka motor...... Według floreskich zabobonów, w dżungli nie powinno się używać brzydkich słów bo inaczej można zdenerwować duchy, elfy i hobbity. Ale co ja miałem poradzić, jak na widok wyłaniającego się zza zakrętu pędzącego prosto na mnie motorku, kurffa było pierwszym słowem, które cisnęło mi się na usta. Do tego, w Bahasa Indonesia, kurfa oznacza nic innego jak zakręt. Podobnie jak holenderskie curve, niemieckie Curve, angielskie curve, czy włoska curva.  Tylko słowianie wykazali się ogromną wyobraźnią by krzywe znaczenie skrzywić jeszcze bardziej Na motorku siedziała niewiasta. Suka? Nie - suka oznacza po indonezyjsku "lubić", a ja, od jakiegoś czasu jednoślady polubiłem. I w ten sposób, polskie brzydkie słowa, floreskie duchy dżungli, odebrały jako neutralne zdanie oznajmujące.

 

 

 

 

 

Pierwszy kierowca. "No money, no problem". Drugi kierowca - bemo. Ale nie takie jak na innych wyspach. Floreskie bemo mogą przyjmować różne rozmiary - od malutkich trójkołowców do..... mondstrualnych. Tidak ada duit? Tidak masala. Masz fajkę? Mam. Poczęstowałem kierowcę - i dziesięciu innych pasażerów. Po kilkunastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się. To jest mój dom. Może wejdziesz na kawę. Jak chcesz możesz tutaj spać. Byłoby miło, ale dopiero co się obudziłem. Kawa. Godzinę później - to ja już pójdę. Dalej - kilku kierowców powtórzyło ten sam gest. W ten sposób, w jeden dzień przedostałem się jedynie kawałek przed oddalone o 60 kilometrów Borong. 

 

Znowu egipskie ciemności. Andreas. Tak na prawdę nazywam się Johanes i jestem nauczycielem angielskiego w szkole średniej w Kaca. Może chcesz się zatrzymać u mnie w domu? Jak by tu odmówić? Nie da się. Jadłeś już? Przechylając się to na lewo, to na prawo i ścinając kolejne zakręty, przejechaliśmy do cioci Andreasa. A jakby tak ciężarówka wyskoczyła? Spokojna głowa. Tu jest tylko jedna droga - zazwyczaj pusta a ja każdy zakręt znam jak własną kieszeń. Tutaj, po prostu, tak się jeździ. To jest moja ciotka, to wujek. Salamat malam, apa kabar? Baik. A to dziadek - Andreas pokazał palcem na grób ustawiony obok domu. Mimo, że Bahasa Indonesia znałem już na tyle dobrze by pozwolić sobie nawet na sprośne żarty, zupełnie nie wiedziałem jak się z dziadkiem przywitać. Na Flores, cmentarz to rzadki widok. Katolicy chowają ciała zmarłych obok domów a groby spełniają różne funkcje - od ławki, przez stół po plac zabaw. Oczywiście, żeby duchy były zadowolone, z każdego posiłku zostawia się im kawałek jedzenia.

 

Indonezyjski Bule?


Nasi goreng. Po całym dniu pycha. Jak Ty możesz ciągle ten nasi jeść, pytał się mnie Filip jeszcze w Mataram. Ja lubię ryż. Zdecydowanie bardziej niż pyry. A sera Ci nie brakuje? Sera - śmierdziela trochę tak, ale tofu też można sfermentować ;-). Good evening. Dobry wieczór. [gatka szmatka]. Skąd Pan jest? Stąd. Znaczy się urodził się Pan tutaj. A rodzice? W kraju, w którym codziennie chociaż raz słyszę za plecami "bule", nie mogłem powstrzymać ciekawości i ujarzmić prostolinijności pytań. Tutaj niektórzy się tak rodzą, powiedział Andreas. Nazywamy ich albo "bule lokal", albo "albino". Faktycznie - czerwone oczy, skóra w kolorze kości słoniowej. Każdy z nich wygląda tak samo. Jak wampiry. Noc - ciemno. Zmywam się stąd. Albo....? 
 

Chcesz jechać na wesele? Nie ma sprawy. Przejechaliśmy kilkanaście kilometrów dalej do jedynego oświetlonego miejsca. Wioska daleko od asfaltowej, głównej drogi. Prąd z generatora pijącego więcej diesla niż goście araku. Para młoda usadzona na kanapie. Kilkanaście rzędów długich ławek. Przemówienie. Długie przemówienie. Bardziej pogrzeb mi to wesele przypominało. Gdyby nie to, że w ciągu dnia wypiłem dużo floreskiej kawy, zasnąłbym od razu. Pierwszy rząd gdzieś wyszedł. Uścisk dłoni parze młodej. Przejście do osobnego pomieszczenia, powrót z talerzami. Drugi rząd. trzeci, czwarty. Wreszcie nasz - ostatni. Przyszły butelki z arakiem - wódką palmową - której sposób produkcji, Indonezyjczycy dostali w spadku od Arabów - razem z Islamem uznającym alkohol za rzecz kategorycznie haram. Zaczęły się tańce. Znów w rzędach - z przytupem. Araku nie piłem. Mocnego alkoholu nadal nie lubię. Za to w atmosferę się wczułem. Zwłaszcza w takiej mieszance etniczno-kulturowej. Obok mnie bardziej pokręcone niż moje włosy faceta wyglądającego jakby teleportował się z Papui. Z drugiej strony, albinos z jaśniejszą niż ja skórą. Przede mną dziewczyna o latynoskich rysach , które najprawdopodobniej zawdzięcza genom przywiezionym na Flores przez portugalskich misjonarzy, handlowców i żeglarzy. Za mną, kobieta z wąsami i jabłkiem Adama - lejdiboje są popularną atrakcją floreskich wesel. Podobno, przynoszą szczęście. 

 

Zawsze chciałem nauczyć się robić na drutach. Zmieniłem zdanie. Zapiszę się na lekcje wyplatania i zostanę budowlańcem.


Wróciliśmy do wioski Andreasa. Poranek. Sąsiadka, w przerwie od pracy wyplatała akurat bambusową ścianę domu. Kawa? Jasne. Może przejdziesz się ze mną do szkoły? A mogę zostać jeszcze jedną noc? Wygodna ta Twoja podłoga. I na głowę nie pada. Możesz ile chcesz. Zostałem - kilka kolejnych dni. Znów jako belfer. W wiosce bez nazwy. Z chatkami z plecionki - za to z murowanymi grobami obok. W wioscę , gdzie pytanie "Ada listrik di rumah kamu?" (Masz w domu prąd),  wywoływało oburzenie. No jak to? Jasne, że mam. Ale nie działa. Już dwa dni jakby nie patrzeć. Ale to tymczasowe. Prąd jest. Ale nie działa. No to nie ma. Jest, ale nie działa. No - czyli jest, ale nie działa. Za to szkoła - nauczycielki - modelki (wszystkie o imieniu Merlina i wszystkie sprowadzone z bardziej rozwiniętych wysp). Wszyscy idealnie mówiący po angielsku. Murowane budynki z bieżącą wodą, dieslowym generatorem prądu i nawet..... jedną kreską zasięgu telefonów komórkowych w pokoju nauczycielskim.

 

Hej ho, hej ho! Do szkoły (podładować telefon) by się szło. 

 

Do tego, nikt nie mówił na mnie bule i znalazłem kolejny wyjątek od reguły. Andreas - nauczyciel niemieckiego. Brzmi groźnie? Do tej pory znałem tylko jedną normalną nauczycielkę języka naszych zachodnich sąsiadów. Niestety, nie ona mnie uczyła. Mojej pierwszej, brakowało bicza, czapeczki w stylu-sado maso i pagonów SS. Drugiej, wrotek. Trzeciej nie pamiętam bo stwierdziłem, że niemiecki mnie nie pociąga i przestałem chodzić na zajęcia. Śmiało mogę powiedzieć, że normalni germaniści to albinosi branży. A może to takie.... Salam Maria?

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Polecane
Trzy nowe stanowiska dyrektorskie w szpitalu, a pacjenci... nie powinni chorowaćPodsumowanie XXVII Kwesty pn. „Ratujmy groby zasłużonych Tomaszowian”Przemysłowcy oskarżeni o niesłychane przestępstwoSkonsultuj komunikację miejskąSpotkanie z prof. Jerzym Bralczykiem w MBPUtrudnienia w ruchu 11 listopadaNisze w kolumbarium dostępne do rezerwacjiŁódzkie/ W okresie Wszystkich Świętych 14 wypadków; nie było ofiar śmiertelnychPolicja: od czwartku doszło do 161 wypadków drogowych; zginęło 11 osóbListopadowe atrakcje w Tomaszowie MazowieckimJak wybrać odpowiednie łóżko do sypialni? Oto podpowiedźW gabinetach stomatologicznych jest coraz drożej
Reklama
Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich Powiatowe Centrum Animacji Społecznej po raz kolejny organizuje Regionalny Turniej Kół Gospodyń Wiejskich i Miejskich.  Będzie to już 8. edycja tego wydarzenia. Turniej skierowany jest do kół gospodyń z terenu województwa łódzkiego. Zmierzą się one w 6 konkurencjach: edukacyjnej, kulinarnej, artystycznej, sprawnościowej, modowej i teście wiedzy dotyczącym bezpieczeństwa na wsi.Tematem tegorocznej edycji jest PRL. Przedmiotem współzawodnictwa kulinarnego będzie deser. Scenka w konkurencji artystycznej będzie nawiązywała do Wszechobecnych w tamtych czasach kolejek, natomiast w edukacyjnej należy przygotować prezentację o latach 80-tych, ukrytych we wspomnieniach. Konkurencja sprawnościowa do końca pozostaje tajemnicą, natomiast pytania z wiedzy o bezpieczeństwie na wsi przygotuje KRUS. Bardzo widowiskowo natomiast zapowiada się konkurencja modowa, do której uczestnicy mają przygotować strój inspirowany modą z okresu PRL. Będą one prezentowane na wybiegu.Ponadto zapraszamy do obejrzenia wystawy, nawiązującej do PRL-u. Będzie można zobaczyć stare sprzęty elektroniczne, odzież, artykuły gospodarstwa domowego, prasę i inne eksponaty, związane z tym okresem. Nad całością imprezy czuwać będzie jury złożone z ekspertów z danych dziedzin.Na zwycięzców poszczególnych konkurencji, a także Grand Prix turnieju, czekają wspaniałe nagrody.Gwiazdą wieczoru będzie Paweł Stasiak w repertuarze Papa Dance, a na zakończenie odbędzie się zabawa taneczna z MR. SEBII. Turniej odbędzie się 9 listopada o godz. 15.00 w PCAS-ie przy ul. Farbiarskiej 20/24.Data rozpoczęcia wydarzenia: 09.11.2024
XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości XIX Tomaszowski Bieg Niepodległości Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza dzieci, młodzież i dorosłych do udziału w 19. edycji Tomaszowskiego Biegu Niepodległości, który odbędzie się 11 listopada. Mieszkańcy naszego miasta i powiatu będą mogli w ten niestandardowy sposób uczcić rocznicę odzyskania przez Polskę suwerenności. Start uczestników biegu planowany jest na godz. 13 z pl. T. Kościuszki, po zakończeniu oficjalnych uroczystości patriotyczno-religijnych z okazji 106. rocznicy odzyskania przez nasz kraj niepodległości. Wydarzenie przeznaczone jest zarówno dla grup zorganizowanych (ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych, stowarzyszeń, organizacji, firm itd.), jak również dla uczestników indywidualnych. Osoby, które nie ukończyły 13 lat, mogą uczestniczyć w biegu wyłącznie pod opieką osoby pełnoletniej. Niepełnoletni mogą zostać zgłoszeni do biegu przez rodzica lub opiekuna prawnego.ZgłoszeniaBieg ma charakter rekreacyjny, do pokonania będzie trasa o długości ok. 1500 m. Zbiórka i weryfikacja zgłoszonych biegaczy odbędzie się w godz. 12-12.45 (domki na płycie pl. Kościuszki). Zgłoszenia na formularzach, których wzór znajduje się pod tekstem w załącznikach (tam też dostępny jest szczegółowy regulamin XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości), w przypadku grup zorganizowanych przyjmowane będą do 6 listopada br. Uczestnicy indywidualni mogą zgłaszać się również w dniu biegu. Wypełniony formularz wraz z dołączonym do niego oświadczeniem należy dostarczyć do Biura Biegu mieszczącego się w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18. Rejestracji można także dokonać poprzez wypełnienie formularza zgłoszeniowego online, dostępnego pod linkiem: https://cutt.ly/TeDo09HZAby podkreślić uroczysty i patriotyczny charakter biegu, organizatorzy proszą uczestników o założenie białych lub czerwonych koszulek, czapek lub innych elementów wierzchniej garderoby w tych barwach. W związku z organizacją XIX Tomaszowskiego Biegu Niepodległości oraz koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa jego uczestnikom 11 listopada między godz. 12.45 a 14 wystąpią utrudnienia w ruchu kołowym w obrębie pl. T. Kościuszki oraz w al. Piłsudskiego na odcinku od pl. Kościuszki do ul. Legionów (w obu kierunkach). Prosimy kierowców o wyrozumiałość i przyłączenie się do wspólnych obchodów Narodowego Święta Niepodległości.  Data rozpoczęcia wydarzenia: 11.11.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 3°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1032 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama