Trzęsąc się z zimna, postanowiłem spróbować i wejść do środka - tak, to był malutki hotelik. W recepcji siedział miły pan w średnim wieku, który, widząc białogłowego, nonszalancko rzucił cenę 70 juanów za nocleg. Próbowałem zbić do 30 juanów. Po kilkudziesięciu minutach targowania się przy pomocy google translatora uruchomionego na komputerze stojącym na biurku, właściciel dał za wygraną i wynajął mi pokój - nie za 30, ale za 20 juanów.
"Big Ben" w Jiuquan - moj punkt orientacyjny w drodze do hoteliku.
Następnego ranka, w recepcji, czekało na mnie śniadanie i komitet powitalny w postaci kilkunastu osób robiących mi zdjęcia. Wsuwając pikantne kluski, które popijałem czajem, miałem wyrzuty sumienia, że nie znalazłem innego zakwaterowania - możliwe, że właściciel nie wiedział o zakazie meldowania obcokrajowców w hotelach, które nie mają trzech gwiazdek, a ja nie chciałem ściągać na niego niepotrzebnych problemów.
Po śniadaniu, pan Jian, razem ze swoją córką pokazał mi okolicę. Porozmawialiśmy również przez google translator na temat moich planów na dzień. Plany, co prawda miałem, ale tak nieokreślone, że podczas półgodzinnej rozmowy, co chwila je zmieniałem.
Budzacy respekt centralny plac Jiouquan.
Gdy zostałem już sam, postanowiłem pokręcić się po mieście i wejść w interakcje z otoczeniem. Łaziłem tak sobie bezcelowo, odmarzając dłonie po szerokich ulicach nowoczesnego, lecz trochę kiczowatego Jiuquan, które, nie zrobiło na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia. Miasto wydało mi się być dwujajowym bliźniakiem położonego 23 kilometry dalej, odrażającego i przyciągającego jednocześnie, industrialno-historycznego Jayiuguan.
30 kilometrów od Jiuquan i 5 kilometrów od centrum Jayiuguan, bowiem, znajduje się chyba największa atrakcja turystyczna Chin - żywa historia - czyli Wielki Mur Chiński - a właściwie tylko jeden, zachodni, odcinek. Śięgający do VIII wieku p.n.e., Wielki Mur, ciągnął się na 9.000 kilometrów, z czego ponad 6.000 kilometrów to faktyczna ściana, 300 kilometrów to okopy, a niewiele więcej niż 2.000 kilometrów to naturalne granice w postaci gór i rzek. Podstawową funckją Ogrodzenia była ochrona całej północnej granicy dawnego Imperium Chińskiego. Obecnie, Mur, służy do robienia wrażenia na turystach z całego świata.
Ponad 8.000 kilometrow dlugosci. Dawniej wiecej niz 5 metrow wysokosci, czyli ciagnacy sie przez prawie cale polnocne Chiny, Wielki Mur.
Pod Wielkie Ogrodzenie miałem zamiar wybrać się następnego dnia. Gdy znudziłem się już Jiuquan, była godzina 17:00, czyli zostały trzy godziny do zachodu słońca. Miałem wrażenie, że nie wystarczy mi czasu. Mimo wszystko, postanowiłem, że spróbuję. Ustawiłem się na drodzę w kierunku Jayiuguan. Postałem kilka minut i zmieniłem zdanie. W mojej głowie rozgrywał się konflikt jechać - nie jechać? Nie mając nawet pewności czy byłem na właściwej drodzę, wszedłem do otwartej firmy żeby zapytać którędy najlepiej dojechać do Wielkiego Ogrodzenia. Właściciel powiedział, że jestem na dobrej drodzę, ale o transport nie powinienem się martwić, bo on za chwilę kończy pracę i jedzie akurat w tamtą stronę.
Jednak sie zdecydowalem :-).
Po godzinie byłem już pod Fortem Jayiuguan - ostatnim z dawnych punktów obronnych Imperium Chińskiego, poza którym spotkać można było jedynie pustynne demony i niecywilizowane, jedzące rękoma, barbarzyńskie plemiona. 14-wieczny Fort Jayiuguan był kilka lat temu, razem z przyległą do niego częścią Ściany, przywrócony do, podobno, oryginalnego stanu przez prywatnego inwestora.
Znajdujacy sie w poblizu Jiayouguan 14-wieczny Fort.
Rozczarowanie przyszło gdy zobaczyłem cenę biletu. Ponad 50 złotych za zwiedzanie Fortu, części Ogrodzenia i muzeum - bilet łączony z 50% zniżką dla studentów. Może nie jest to koszmarnie wielki wydatek, ale ja nauczyłem się już liczyć juany jak złotówki, czyli relatywnie do chińskich zarobków i cen. Patrząc z tego punktu widzenia, nawet studencki bilet wstępu wydał mi się masakrycznie drogi. Cóż począć? Stoję pod Wielkim Murem i nie mogę na niego wejść? Coś tutaj nie gra. Jasne, że mogę - od czego Polacy mają wrodzona umiejętność kaskaderskiego skakania przez płoty? Idąc wzdłuż Ogrodzenia, udałem się nieco dalej aż do nieodnowionej, na potrzeby biznesu turystycznego, części ściany, która, z czasem, straciła prawie 3 metry ze swojej wysokości (podobno w czasach świetności, Wielki Mur był wysoki na minimum 5 metrów). Tam czekał na mnie o wiele bardziej autentyczny, pod względem historycznym, inny niż podręcznikowy, i mniej "plastikowy" widok. Zacząłem też powoli obalać mit o bylejakości chińskich produktów. No bo jak wytłumaczyć, że ogromne Ogrodzenie wybudowane kilkaset lat temu, stoi w nadal w tym samym miejscu, jedynie lekko nadgryzione przez ząb czasu?
Idac kawalek od odrestaurowanej czesci, mozna zobaczyc nienaruszony fragment. Choc nadgryziony nieco przez zab czasu, oferuje bardziej autentyczne doswiadczenie, nadal budzac wielki szacunek dla bylego Imperium Chinskiego.
Napisz komentarz
Komentarze