Garnizon (Słupsk), w którym istniały (dla wszystkich okolicznych jednostek wojskowych) magazyny amunicji, znajdował się głęboko w gąszczu leśnym (około 5 km) za miastem. Garnizonowe, 24 godzinne warty, będąc „starym wojskiem”, były dla nas pijących, wygodnym miejscem na spożywanie alkoholu. W plecaki, które były na wyposażeniu każdego żołnierza wartownika, załadowywaliśmy butelki z alkoholem.
Posterunki wartownicze w garnizonie były trzy zmienne (dwie godziny na posterunku, dwie godziny czuwania w budynku wartowni, dwie odpoczynku) oraz dwu zmienne (dwie godziny na posterunku, dwie godziny odpoczynku na wartowni a stanie na posterunku, co dwie godziny, tylko w nocy). Zawsze wybierałem sobie posterunki (miałem na kompanii taki układ przy ustalaniu składu) dwu zmienne.
Dowódcą warty garnizonowej był przeważnie oficer (podporucznik, porucznik) rzadko podoficer (sierżant) czy chorąży i jeden rozprowadzający zmianę warty (oni stanowili trzon przełożonych dla nas, wartowników) oraz 16 wartowników (dwunastu - posterunki [4posterunki] trzy zmienne, cztery osoby – dwu zmienne [2posterunki]). Razem skład warty garnizonowej stanowiło 18 żołnierzy.
Rzadko kiedy służbę Dowódcy Garnizonu przyjmował oficer z jednostki, która wystawiała wartę garnizonową. Nie pamiętam takiego przypadku by służby, skład warty i Dowódcę Garnizonu, wystawiane były przez tę samą Jednostkę Wojskową, choć takie przypadki też się zdarzały. Pod koniec dwuletniej służby wręcz „na siłę wpraszaliśmy się” do składu warty garnizonowej, co stało się podejrzane dla przełożonych na kompani.
Nikt nie podejrzewał, że dla „starego wojska” dotkniętego problemem alkoholowym garnizon stał się wygodnym (z wewnętrznej potrzeby) eldoradem. Mieliśmy jedną zasadę, by nie upić się. Nie znaczy, że takie przypadki nie miały miejsca. Niejednokrotnie (przeważnie zimą pod osłoną nocy) wracałem do jednostki niczym napoleoński wiarus z pod moskiewskiej bitwy pod Borodino.
Napisz komentarz
Komentarze