Po prostu wybrałem styl życia, za który jestem odpowiedzialny ja i tylko ja, bez szukania żadnych usprawiedliwień i winowajców. Konsekwencją wyboru, stylu życia, stały się nieustanne zmiany miejsc pracy, spowodowane potęgującym się alkoholizmem (nadmierne spożywanie w godzinach pracy). W swoim blisko 40-letnim (38 lat + 2 lata w armii) stażu pracy zmieniałem zakłady aż 11-krotnie a wszystkie moje „odejścia” spowodowane były nadużywaniem „ognistej wody”. Paradoksem tych zmian, z korzyścią dla mnie było to, że nigdy zwolnienie moje nie obarczone było artykułem 52 - zwolnienie bez wypowiedzenia (taka forma istniała w PRL-u) - a z wypowiedzeniem na mocy porozumienia stron.
Zawsze skrzętnie wykorzystywałem taką formę zwolnienia, mogłem z nowym pracodawcą pertraktować wynagrodzenie. Nie miałbym szans na rozmowę z przełożonymi, ze zwolnieniem obarczonym artykułem 52. Muszę wyznać, że jedyne moje „podwyżki” miały miejsce przy zmianie zakładów. Przez cały okres pracy omijały mnie 13 czy 14 pensje, które wliczane były do moich zarobków brutto.
Kiedy kończyłem pracę zawodową zbierając dokumenty o swoich zarobkach, zwanych kapitałem początkowym, niezbędnych do naliczenia emerytury, wówczas moja żona znająca współczesną buchalterię, prorocze wypowiedziała słowa, - "O Boże, z czego ZUS naliczy tobie emeryturę?" Dzisiaj bardzo odczuwam swój emerytalny, ekonomiczny status. Z pokorą przyjąć musiałem taki stan rzeczy.
Cała prawda o szaleństwach młodości zakrapianej alkoholem, nieustannie stojąc po złej stronie barykady, we mnie dokonała się wraz ze zbliżającą się jesienią życia. By zobrazować czytającym alkoholowy mój problem, pozwolę sobie w tej publikacji przybliżyć niektóre wydarzenia z tamtej epoki świadczące o „bezsilności wobec alkoholu i niemocy kierowania własnym życiem” przytaczając niektóre, niechlubne wydarzenia, przykłady z mojego, pijackiego życia:
Widok pijanego jest lepszym kazaniem przeciwko temu grzechowi niż najlepsze kazanie, jakie można wygłosić w tym temacie.
Przez całą młodość i w dorosłym życiu byłem, jako fan rock’n’rolla, „zbieraczem” płyt, taśm magnetofonowych związanych z tym muzycznym stylem. Kiedy dorastał mój syn, wychowany w tej atmosferze, połknął ojcowskiego bakcyla. W uznaniu za przejęcie mojej, muzycznej pałeczki, ojcowskiej tradycji, uroczyście przekazałem mu swój dorobek. Był bardzo szczęśliwy, do domu często zapraszał na muzyczne seanse swoich kolegów, koleżanki. Wszyscy przychodzący na muzyczne spotkania byli mu wdzięczni, że mogli poznać muzykę swoich ojców, dziadków. Był dumny z posiadania takich nagrań. Mógł swoim przyjaciołom prezentować ojcowskie, muzyczne „starocia”.
Napisz komentarz
Komentarze