Pewnego razu Jurek Grzybowski wygrał w totolotka. Była to główna wygrana i Jurek z ekipą w/w przyjaciół, wybrali się do Warszawy po zakup samochodu. Kupili starego, amerykańskiego Forda Falcona, którym triumfalnie, celowo, by zwrócić na siebie uwagę, wjechali na ulice miasta. Zdzisław Grabowski był szczęśliwym posiadaczem Opla Kapitana i któregoś dnia tym właśnie samochodem czterej przyjaciele, Zdzisiek Grabarz, Adam Trejta, Wiesiek Grzyb i Jurek Grzybowski wybrali się po zakupy do Łodzi. Na trasie Tomaszów – Łódź doszło do wypadku; wszyscy byli poturbowani, ale najbardziej ucierpiał jeden z nich, któremu dźwignia zmiany biegów, znajdująca się przy kierownicy, przebiła gardło i wyszła na wylot przez policzek. Wyglądało to makabrycznie, ale obecnie emerytowany nauczyciel, do dziś ma się bardzo dobrze, a po wypadku nie ma śladu.
Zapamiętałem jeszcze jedno anegdotyczne wydarzenie z tamtego okresu. Otóż, z moim przyjacielem, Reniem Szczepanikiem spotkaliśmy się z „Grzybem” i po krótkiej wymianie zdań, postanowiliśmy przerobić flaszkę „Wyborowej”. Kupiliśmy ją w sklepie „Siódemka” przy Pl. Kościuszki, po czym poszliśmy nad rzekę Wolbórkę, na bulwary. Tu zawsze urzędowała bulwarowa babcia, która za opróżnioną butelkę wypożyczała szkło, słynną musztardówkę – w której to, w przepięknie rżniętej wina szklanicy pozostał na zawsze musztardy smak - tak niezbędnej przy kulturalnej popijawie. Kiedy usiedliśmy nad brzegiem rzeki, Reniu wyciągnął z zanadrza flaszkę i zakąskę. Wówczas - Słuchaj Reniu - odezwał się w tym momencie „Grzyb” - do zakupionej zakąski trzeba przygotowany mieć zawsze kawałek pergaminu albo gazety, może być Głos Robotniczy, po to tylko, żeby te dziesięć deko kaszanki czy małosolny ogórek, przed pokrojeniem w talarki położyć na powyższym, pamiętając zawsze … by smak łączyć z estetyką.
Wiesiek Banasik i Mirek Gorajski, starzy, dawni przyjaciele z grupy tomaszowskiej awangardy, nie żyją. Zdzisław Grabowski spędził kilka lat w Nowym Jorku, dzisiaj jest na emeryturze i mieszka we wsi koło Szczyrku. Zdzisław Jagiełło pracował w zakładach Predom – Prespol w Niewiadowie, a kiedy powstała samochodowa, małolitrażowa fabryka w Bielsku – Białej, przeniósł się do Bielska i zamieszkał tam wraz z rodziną. Jurek Grzybowski jest na emeryturze. Ciekawostką niech będzie fakt, że statystował w filmie Andrzeja Wajdy Katyń.
Spróbuję przybliżyć czytelnikowi sylwetki naszych, lokalnych bikiniarzy. Najbardziej znany, Janek Rzęczykowski, był popularnym bokserem „Lechii”; w wadze muszej staczał zacięte pojedynki, dysponował mocnym, prawym sierpowym. Był chłopakiem niskiego wzrostu, szczupłym, o gęstej, lekko falującej czuprynie (ala poseł Palikot). O jego popularności w mieście decydowała również wspaniała umiejętność tańczenia rock’n’rolla. Wraz ze swoją przystojną, ładną dziewczyną Haliną (przyszłą żoną), byli ozdobą wszystkich tych miejsc w mieście, gdzie odbywały się zabawy taneczne.
Było takie jedno, w ZDK „Włókniarz”, na I piętrze (obecnie mieści się tam Biblioteka Miejska), w którym co sobotę odbywały się wieczorki taneczne. Do tańca przygrywał jazzujący zespół Edmunda Wydrzyńskiego (pierwszy zespół, który rozpoczął grę na dancingach w „Jagódce” w latach 1958/59) z udziałem młodego gitarzysty, Zdzisława Piwowarskiego. Zdzisiek w 1961 roku ubiegłego wieku założył rock’n’rollowo jazzowy zespół DIX-61, z którym przez lata 60/70-te grał na dancingach w kawiarni „Jagódka”. Przychodziło tam mnóstwo ludzi żeby potańczyć, ale i podziwiać szaleńczo roztańczoną parę, Janka i Halinę.
Rock’n’roll był nowym, nieznanym tańcem, mało kto sobie z nim radził, a Janek z Haliną i jeszcze kilka innych par w mieście weszło już gładko w nowy, taneczny styl, który dopiero jakiś czas później miał zapanować na stałe na polskich i tomaszowskich parkietach. W lokalu O.Z.R-u przy Warszawskiej 10, na rok przed otwarciem w tym budynku restauracji – kawiarni „Jagódka”, odbyła się zabawa sylwestrowa 1957/58 roku.
Napisz komentarz
Komentarze