Nie chodzi już nawet o brak skuteczności realizowanych programów, co widać każdego roku, po wzmożonym spożyciu nisko i wysokoprocentowych trunków, ale o to, że mam wrażenie, iż cała ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi ma umożliwić wypompowanie z budżetów samorządów (a za ich pośrednictwem z kieszeni podatników), pieniędzy przez dużych cwaniaków i małych cwaniaczków.
Tak zwany fundusz kapslowy to łatwo dostępna kasa, którą można wydać de facto na dowolny cel, pod warunkiem, że okryjemy go płaszczykiem profilaktyki. W ten sposób dla przykładu da się finansować wypoczynek letni młodzieży na obozach, na których można spijać wieczorami "browarki" i te mocniejsze środki dopingujące lub wczasy dla członków klubu emeryta z mocno zakrapianymi wieczorkami tanecznymi. Myślicie, że żartuję?
Nie chciałbym aby to zabrzmiało nieskromnie, ale osobiście jestem w stanie w jedno popołudnie przygotować program profilaktyki alkoholowej dla dowolnej grupy wiekowej i dowolnej organizacji społecznej, będący w dodatku zgodnym z jej profilem statutowym.
Idę o zakład, że może być on w wielu przypadkach lepszy i sensowniejszy od tego, co od lat wpływa każdego roku na konkursy organizowane dla organizacji pozarządowych. Samo przygotowanie programu i napisanie wniosku razem z planem finansowym, to żaden problem. Problemem jest to, czy będzie on faktycznie realizowany i to realizowany z przekonaniem.
Nie oszukujmy się, programy te, w ogromnej swojej liczbie nie mają na celu walki z alkoholizmem, a zupełnie inne niż wskazano cele. Takiemu podejściu sprzyja brak kontroli ze strony podmiotu udzielającego dotacji, czyli w tym przypadku Urzędu Miasta, a często jego akceptacja. Wystarczy przejrzeć sprawozdanie z realizacji Miejskiego Programu Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, by przekonać się, że mam rację.
Zaczynając od wydatków majątkowych. W ubiegłym roku wydatkowano prawie 120 tysięcy złotych na wykonanie placu zabaw w parku przy ulicy Wschodniej. Zadanie nazwano: prowadzenie profilaktycznej działalności informacyjnej i edukacyjnej w zakresie przeciwdziałania alkoholizmowi i narkomanii - zwiększenie integracji społecznej osób uzależnionych i ich bliskich.
Nie da się ukryć, że w tej części miasta osób uzależnionych nie brakuje, a w co drugiej kamienicy (o ile nie w każdej) znajduje się pijacka melina, gdzie niewiadomego pochodzenia alkohol można kupić według dowolnej miary (np. na kieliszki lub szklanki).
Nie chodzi mi oczywiście o to, by placów zabaw nie budować, jeśli się nie da inaczej budować je należy nawet i z "funduszu kapslowego". Daję ten przykład, by pokazać, że niemal wszystko celami profilaktycznymi da się uzasadnić a ustawa i jej zapisy to fikcja i forma nałożenia na nas dodatkowego parapodatku, który płacimy za każdym razem kupując w legalnym źródle alkohol.
135 tysięcy złotych kosztuje nas Miejska Komisja rozwiązywania problemów alkoholowych. Organ narzucony ustawą a pełniący często funkcję politycznej konfitury dla kiepsko wyedukowanych działaczy partyjnych, których do jej sprawowania wystarczy jedynie w sposób szybki przeszkolić. na ile jest to skuteczne szkolenie miałem okazję jakiś czas temu przekonać się na własnej skórze. 10 lat temu, kiedy pełniłem funkcję radnego Rady Miejskiej udało nam się te uposażenia obniżyć. Dzisiaj są one o 100 procent wyższe.
140 tysięcy złotych miasto zapłaciło w ubiegłym roku za wypoczynek letni organizowany m.in. przez stowarzyszenia i kluby sportowe. Ponad 20 tysięcy złotych wydano na ferie zimowe. Dawać, nie dawać... i tak trzeba pieniądze na coś wydać, a tu przynajmniej dzieciaki spędzą jakoś miło czas. Tylko, znowu mamy sytuację lekko naciąganą.
Znika kryterium dochodowości i zdarza się, że miasto dotuje najbogatsze rodziny (oczywiście nie dotyczy to takich podmiotów jak ŚŚ "Krasnoludek"), w których problem nadużywania alkoholu wcale nie występuje. Jeden z trenerów powiedział mi kiedyś wprost, że biednych dzieci nie może na swoje wyjazdy zabierać, bo rodzin nie stać na część "udziału własnego" w finansowaniu wyjazdu. Ktoś powie: przecież dzieciaki trenują, więc nie piją.
Odrębnym tematem są pogadanki organizowane w szkołach. Według miejskich zestawień biorą w nich udział tysiące osób. Jaka jest ich skuteczność? Wiadomo jaka... znaczy się żadna... Głównym tematem rozmów gimnazjalistów jest to kto i ile wypił na sobotniej imprezie.
Napisz komentarz
Komentarze