W tym samym czasie konsumpcja rośnie i rośnie import wszystkiego, co tylko można importować ze wszystkich stron świata. W Polsce sprzedało się banki. Włosi zrobili na nich biznes a PKO BP z mozołem po latach zaczął odzyskiwać klientów. Wydawać by się mogło, że system mimo wszystko swoją pewność i stabilność może zachować dzięki wojsku i policji. Niestety "występy" szczególnie tych drugich służb mundurowych nie napawają optymizmem.
Pokaz skuteczności i profesjonalizmu mogliśmy obejrzeć niedawno wszyscy dzięki nagraniom z kamer monitoringu, gdzie warszawscy funkcjonariusze i funkcjonariuszki katowały "zawianego" posła Wiplera.
Nagranie dosyć szokujące, bo skoro w centrum stolicy można było pobić posła, to co może spotkać szarego zjadacza chleba wracającego z imienin u cioci. Oczywiście aby uniknąć niemiłych przeżyć namawiam, by skorzystać z usług taksówkarskich.
Przykłady można mnożyć: "zestresowany" policjant masakrujący przechodnia w czasie Marszu Niepodległości, a ostatnio policjantki ganiające radiowozem staruszkę na przejściu dla pieszych. Przemoc, gwałty, przekraczanie uprawnień.
Problemy oczywiście zamiata się pod dywan. Tak jak w przypadku Wiplera wmawiano wszystkim przez wiele miesięcy, że napadł na policjantów, . Nawet po upublicznieniu nagrań oficjalna wersja głoszona przez "KGMO" się nie zmieniła.
Z polską Policją nie jest dobrze w całej Polsce. Natomiast to, co w ostatnim czasie dzieje się w Tomaszowie Mazowieckim musi budzić jeszcze większy niepokój. Tak dużo negatywnych zdarzeń w krótkim okresie czasu, moja taksówkarska pamięć nie zanotowała od bardzo dawna.
Ostatni taki poważny problem to chyba pojedynek policyjnych rewolwerowców w agencji towarzyskiej, w wyniku którego jeden z nich trafił do grobu.
Grupa policjantów zatrzymana za korupcję, policjant kradnący paliwo z radiowozu, samobójstwo na komendzie, pijackie rajdy i wypadki samochodowe. Teraz tajemnicza śmierć, być może w wyniku bójki. Mam dziwne wrażenie, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
Miałem wczoraj okazję wieźć spieszącego się do pracy policjanta. Nie wytrzymałem i zagadnąłem go o ostatnie zdarzenia w jego firmie. O śmierci kolegi dyskutować nie chciał ale w pozostałych tematach okazał się wyjątkowo rozmowny.
- Policja to specyficzna służba i trzeba nas zrozumieć - zaczął się lekko żalić mój pasażer. - Codziennie spotykamy się z problemami, z którymi większość ludzi nie ma przez cale swoje życie do czynienia. To często deprawuje i wielu policjantów sobie ze stresem nie radzi. Muszą jakoś odreagowywać. Moim zdaniem problem w Policji jest inny. Wie pan kto to są "plecaki" - zapytał widząc moje zainteresowanie. - Plecak to ktoś przychodzi do policji, bo ma plecy. Dzięki tej części ciała zyskuje przychylność i bywa szybciej awansowany. Do tego plecy wysmarowane dużą ilością wazeliny potrafią zrobić z miernego typa prawdziwego asa policyjnego wywiadu. Te "plecaki" w Policji były od zawsze. Tyle, że kiedyś stanowili oni 20% ogółu funkcjonariuszy.
Trochę zdziwiła mnie ta wylewna szczerość, ale temat przecież gorący, więc postanowiłem zachęcić nieco mojego rozmówcę do dalszych zwierzeń. Zacząłem więc wypytywać o testy psychologiczne, kompetencyjne, doskonalenie zawodowe i tym podobne wydawać by się mogło oczywiste tematy. Pasażer westchnął tylko głęboko.
- Kto wie, co człowiekowi w głowie siedzi - stwierdził. - Dzisiaj normalny jutro totalny czubek. To wszystko wina systemu. Przy tym poziomie bezrobocia w kraju trudno mówić o jakiejkolwiek pasji i powołaniu. Wybiera się ten zawód z braku alternatywny a i wizja wczesnej emerytury jest przecież bardzo kusząca. Niech pan spojrzy na statystyki. Jesteśmy najbardziej chorowita grupą zawodową. nam się opłacało i wciąż opłaca chorować, mimo, że chorobowe mamy teraz nieco "przycięte".
Stwierdziłem, że mnie dziwi jednak coś innego. Otóż w czasach mojej młodości a i także nieco później widywało się na mieście piesze patrole. Zdarzało się, że były to patrole mieszane. Sporo jeżdżę, więc mam okazję się poprzyglądać. Policji w Tomaszowie nie widać. Czasem przemknie radiowóz i jakiś samochód nieoznakowany.
- Czyś pan zdurniał - wykrzyknął pasażer. - Przecież gdyby naczelnik zaproponował coś takiego naszym 9 zmotoryzowanym patrolom, to następnego dnia na biurku miałby 18 druków L4.
Nie pozostało mi nic innego jak wybuchnąć śmiechem. Bo to ciekawa metoda na negację zmian organizacyjnych w przedsiębiorstwie. Szkoda, że ja tak nie mogę iść na zwolnienie, kiedy ruchu na taryfie nie ma. Ostatnim razem jak zachorowałem, to zaraz się mną ZUS zainteresował i sprawdzał, czy aby na pewno to ja miałem objawy chorobowe a nie sąsiad, mieszkający piętro wyżej. Miła pani wysłuchała moich wyjaśnień, przejrzała dokumentację chorobową, a następnie obdarzyła mnie spojrzeniem mówiącym: i tak ci nie wierzę, że byłeś chory.
Zamyśliłem się odrobinę a mój pasażer ciągnął dalej swoją opowieść o sekretarkach wynoszących jakieś dokumenty, jakiś postępowaniach prowadzonych przez Biuro Spraw Wewnętrznych i sprawach, których może lepiej abym nie powtarzał.
Napisz komentarz
Komentarze