Nigdy kosztów nie ponoszą urzędnicy różnych szczebli, bo przecież jak mawiał pewien łysy pan z odstającymi uszami "rząd się sam wyżywi" a koszty administracji przy każdej nowej koncepcji "leczenia" polskich lecznic zawsze w dziwny sposób wzrosną. Czasem mam wrażenie, że tworzone w trybie ciągłym przepisy mają na celu jedynie tworzenie żerowisk dla różnego rodzaju pasożytów.
To, co mieliśmy okazję obserwować w ostatnich dniach w telewizji nie miało nic wspólnego z tworzeniem wydolnego systemu, wspierającego leczenie pacjentów. Zamiast tego ujrzeliśmy populizm, urzędniczy terroryzm i legislacyjne cwaniactwo oraz napuszczanie obywateli na napiętnowaną medialnie grupę zawodową.
Wczorajsze telewizyjne "występy" ministra Arłukowicza przypomniały mi przygotowania do ewakuacji szpitala, z jakimi mieliśmy do czynienia w Tomaszowie kilka lat temu. Wtedy także od dłuższego czasu wiedziano, że zmieniły się przepisy dotyczące godzin pracy lekarzy, ale do zmiany umów i negocjacji przystąpiono na chwilę przed ich ostatecznym wejściem w życie.
W końcu umowy podpisano a następnie z ustaleń się szybko wycofano podnosząc tzw. wadę oświadczenia woli, że niby to władze szpitala oraz powiatu działały pod presją i że niby to zdrowie pacjentów było zagrożone i że niby to lekarze szantażowali swojego pracodawcę.
Zabawne, że Sąd Najwyższy uznał tego rodzaju "zarzuty" za zasadne, bo nawet jeśli zabrakło w tym przypadku dobrej woli ze strony lekarzy, to trudno się jej było również doszukać i po drugiej stronie sporu.
Ciekawe, że wojna o wynagrodzenia i tak poskutkowała ich wzrostem a rekordziści w szpitalu, będący na kontraktach zarabiają ponoć do 30 tysięcy złotych miesięcznie. Mam nadzieję, że ktoś przeprowadzi kiedyś rzetelne zestawienie różnych grup wydatków, tworzących koszty osobowe, rzeczowe, stałe, zmienne i inwestycyjne, by móc ocenić, kto na przekształceniach naszego szpitala naprawdę skorzystał. Bo nie wydaje mi się, by było to 180 zwolnionych z pracy pielęgniarek.
Podobnie teraz, Bartosz Arłukowicz mówi lekarzom: dołożyliśmy wam obowiązków a nie zrekompensowaliśmy dodatkowych kosztów... i co nam zrobicie? Ano co mogą zrobić lekarze? Mogą nie podpisać umów na kolejny rok i zamknąć prowadzone przez siebie przychodnie a przecież nie są to szałasy indiańskich szamanów, tylko mniejsze bądź większe przedsiębiorstwa, gdzie poza samymi prowadzącymi je lekarzami znajdują też zatrudnienie inni lekarze, pielęgniarki, sprzątaczki, pracownicy administracyjni. W firmach tych są koszty stałe i zmienne i ich likwidacja nie jest wcale prostą sprawą. Żyć też przecież z czegoś trzeba.
Może to właśnie jest powodem tego, że większość POZ-etów jednak zdecydowała się ulec i umowy podpisać, dając w ten sposób kolejny argument w walce ministra z ich kolegami po fachu. No bo jak to, przecież 75 procent osób z warunkami się zgodziło, a więc pozostałe 25 to nic innego jak szantażyści.
Przez auta szybę: pod ścianą czy pod pręgierzem
Przyznam szczerze, że cholera mnie bierze, kiedy obserwuję kolejne wyczyny "macherów" od służby zdrowia, co rusz od nowa uzdrawiających system. To "uzdrawianie" zawsze dzieje się czyimś kosztem. Najczęściej (jeśli nie zawsze) poszkodowani są pacjenci, ale także zwalniane hurtowo pielęgniarki (jak w tomaszowskim szpitalu), najsłabiej wynagradzani lekarze (POZ).
- 05.01.2015 23:46 (aktualizacja 26.09.2023 22:51)
Napisz komentarz
Komentarze