Telewizory osiągają coraz większe rozmiary i relatywnie coraz niższe ceny. Wydawałoby się, że pożądane towary są coraz bardziej dostępne i dla każdego z nas pozostają jedynie „na wyciągnięcie ręki”. Barierą niestety jest siła nabywcza klienta definiowana jego zarobkami i zdolnością kredytową. Na to też sprzedawcy znajdują radę. Nie masz gotówki? Żaden problem. Bank zaoferuje ci kartę kredytową a sklep możliwość zakupu lodówki na raty.
Mimo, że pieniądze przepływające w ten sposób wydają się wirtualne, to dług, staje się jak najbardziej realny. Zaciągając go, zobowiązujemy się równocześnie do jego spłaty. Nikt, nie daje nam niczego za darmo. Warto więc zdawać sobie sprawę z tego, na co nas naprawdę stać, czy podołamy w spłatach wszystkich rat i czy nasza sytuacja zawodowa jest na tyle stabilna, że pozwala nam kupować na kredyt, raty lub z odroczonym terminem płatności. Należy to zrobić zanim podejmiemy decyzję o zakupie i przed złożeniem podpisu pod umową kredytu lub pożyczki.
- Niestety wiele osób zdaje się o tym zapominać - mówi pracownik jednego z dużych sklepów AGD w Tomaszowie Mazowieckim. - Oczywiście prowadzimy sprzedaż ratalną, ponieważ zależy nam na jak największych obrotach i taką sprzedaż oferuje też konkurencja. W transakcji bierze udział bank, który przejmuje na siebie ryzyko. Podobnie jest w przypadku płatności kartą kredytową. Nie ponosimy żadnego ryzyka. Pieniądze wpływają na nasze konto a operator pobiera prowizję od transakcji. Jest ona uwzględniona w marży. Czy klienta de facto stać na dokonywany zakup nas nie interesuje.
To oczywiste, ponieważ zadaniem sprzedawcy jest obsługa klienta a nie troska o to, czy posiada on zdrowy rozsądek. Handlowiec ma klienta zachęcać i motywować do dokonania zakupu. Po to przecież stosuje się kosztowne zabiegi marketingowe i dlatego firmy handlowe inwestują w szkolenia swojego personelu.
- Jeszcze rok temu miałem nieźle płatną pracę - mówi Michał Konarski. - Żona również dobrze zarabiała. Jako młode małżeństwo żyliśmy na całkiem przyzwoitym poziomie. Kupiliśmy mieszkanie i urządziliśmy je, do tego nowy samochód średniej klasy. Wszystko oczywiście w kredycie. W pewnej chwili raty, jakie co miesiąc mieliśmy do spłacenia wynosiły kilka tysięcy złotych. Były tak wysokie, ponieważ postanowiliśmy dług szybko spłacić i były to raczej krótkoterminowe pożyczki. Wszystko szło dobrze dopóki pracowałem. Niestety kryzys poczuła także nasza rodzina. Ja straciłem z dnia na dzień pracę a kredyty pozostały. Mało się nie załamałem. Po trzech miesiącach zalegania z płatnościami i bezskutecznym poszukiwaniu jakiegokolwiek zatrudnienia podjąłem negocjacje z bankiem i udało mi się renegocjować warunki spłaty. Pomogli też nasi rodzice. Dzisiaj jakoś wychodzimy na prostą.
Nie wszyscy jednak sobie z zadłużeniem radzą w sposób racjonalny. Wiele osób próbuje jedne zaciągnięte kredyty spłacać kolejnym, zaciąganymi na coraz gorszych warunkach, ponieważ ryzyko ich udzielania rośnie z każdą niespłaconą ratą. Przy czym propozycje wielu firm, proponujących „szybkie pieniądze bez zabezpieczeń” nie mają nic wspólnego z ofertami kredytów konsolidacyjnych, pozwalających na ograniczenie zadłużenia do jednego wierzyciela równoczesną negocjację warunków jego spłaty.
- Kiedy wpadłem w poważne tarapaty finansowe i chciałem szybko z nich wyjść znalazłem w Internecie firmę, która obiecała mi szybką pożyczkę bez sprawdzania mojej zdolności kredytowej w takich instytucjach jaki BIK, KRD itd. - pisze do naszej redakcji pan Emil. - Skontaktowałem się telefonicznie. Na początku przedstawiciele nie wspominali zabezpieczeniach typu hipoteka, weksel, żyranci i ubezpieczenie. Mówili tylko aby im wpłacić pieniądze za rozpatrzenie wniosku o udzielenie pożyczki. Opłata miała być odsetkiem kwoty, którą chciałem pożyczyć i miała wynieść 1,5 tysiąca złotych. Zapewniano mnie, że po wpłaceniu tych pieniędzy pożyczkę będę miał na sowim koncie w ciągi dwóch tygodni. Podczas drugiej rozmowy telefonicznej zaproponowano mi, że firma może mi iść na rękę i abym najpierw wpłacił 900 zł, a pozostałe 600 zł odliczą sobie z pożyczki. Tak też uczyniłem.
Po dokonanym przelewie na konto pożyczkodawcy pan Emil otrzymał pocztą do wypełnienia formularze. Następnie zatelefonował przedstawiciel firmy informując o konieczności ustanowienia zabezpieczeń. Jednym z nich miał być weksel, drugim czterech poręczycieli z zarobkami na poziomie 3,5 tysiąca złotych miesięcznie. Zabezpieczenia okazały się barierą nie do przejścia. Nie łatwo dzisiaj o żyrantów a jeszcze trudniej o takich z wysokimi dochodami.
- W takiej sytuacji dokumentów nie odesłałem i zrezygnował z ubiegania się o pożyczkę - mówi niedoszły pożyczkobiorca. - Kiedy poprosiłem o zwrot wpłaconej sumy dowiedziałem się że jest to niemożliwe i że jest to napisane drobnym druczkiem w umowie, którą do mnie wysłano.
Naciągnięty w ten sposób klient, jak sam twierdzi, nie wierzy w to aby mógł odzyskać wpłacone pieniądze ale zdecydował się opowiedzieć o własnej naiwności, by ostrzec innych ludzi aby się nie dali nabrać na usługi podobnych „instytucji finansowych”.
- Z podobnymi przypadkami spotykam się często w mojej praktyce - mówi powiatowy rzecznik konsumentów w Tomaszowie Mazowieckim, Agnieszka Drzewoska Łuczak. - Niestety znajduje się wiele nieuczciwych firm, które oferują udzielanie pożyczek, których nigdy konsument nie otrzymuje. Bazują one przede wszystkim na osobach, które znajdują się w sytuacji materialnej, uniemożliwiającej im zaciągnięcie pożyczki lub kredytu w tradycyjnym banku. To proste. Bank ocenia zdolność kredytową klienta według ściśle określonych zasad. Jeśli ich nie spełniamy, to pieniędzy nie otrzymamy.
Podobnego zdania są bankowcy, którzy twierdzą, że wielu przedsiębiorców oferujących pożyczki na „cudownych” warunkach to pospolici oszuści. Mają świadomość, że osoby, które do nich trafiają, kredytu nie otrzymają nigdzie. Dlatego też każą na początku wnosić opłaty za rozpatrzenie wniosków, które najczęściej rozpatrywane są odmownie. Klient nie tylko kredytu nie dostaje ale traci od kilkuset do kilku tysięcy złotych.
Napisz komentarz
Komentarze