Godzina 15.58. Minęło około 15 lat od mojej ostatniej wizyty na Dworcu PKP w Tomaszowie. Aby zrelacjonować wam wtorkowy mecz, postanowiłem że skorzystam z opcji PKP Intercity. Taniej i szybciej.
Sprawdzając możliwość dojazdu w necie, jakież było moje zdziwienie że z naszych odrestaurowanych peronów, można dojechać bezpośrednio do Warszawy. Cena takiego przejazdu (dla zainteresowanych) to 23 złociszy.
Półtorej godziny drogi w miłym towarzystwie, które spotkałem na dworcu minęło błyskawicznie. Niestety Warszawa przywitała mnie i mojego przypadkowo poznanego kompana chłodem i deszczem. Po krótkiej rozmowie, rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.
Kolejna podróż to stacja Warszawa – Stadion, którą odbyłem Szybką Koleją Miejską. Dla posiadaczy biletów i akredytacji wspomniane rozwiązanie jest darmowe. Powiem szczerze, że jeżeli kiedykolwiek będziecie jechać do Warszawy na jakikolwiek mecz Reprezentacji – nie ładujcie się autem w centrum miasta, a parkujcie swoje samochody przy stacji Warszawa – Zachodnia, czy też stacji Warszawa Włochy. Stolica zapewnia kibicom bezproblemowy, szybki kurs pociągiem na arenę piłkarską, a i sam powrót do domu będzie szybszy, gdyż ominą was korki. Składy odjeżdżają co 10 minut.
Pod stadion dotarłem około godziny osiemnastej. Na stacji kibiców jeszcze niewielu. Pod samym stadionem, było ich ciut więcej. W oddali było słychać trąbki, krzyki i przyśpiewki. Kilka stoisk z gadżetami Reprezentacji Nawałki o tej porze nie cieszyło zbyt wielką popularnością.
Po swoją akredytację musieliśmy dotrzeć pod bramę numer osiem. Pracownicy biura obsługi mediów byli bardzo mili i szybko odnaleźli nasz „papierek”.
Kolejnym etapem podróży, była ukryta winda, którą miałem dotrzeć do pomieszczenia przeznaczonego dla mediów. Po 25 minutach udało nam się ja znaleźć. Przy okazji zwiedziłem sobie podziemie obiektu – zrobiło ono na mnie olbrzymie wrażenie. Drugą sprawą jest fakt że stadion w tej części to istny labirynt. Mnóstwo korytarzy, kilka wind, parking. Jest na co popatrzeć.
Dźwig osobowy zawiózł nas do specjalnego pomieszczenia tzw. Centrum Medialnego. Ogromna, wyciszona sala może pomieścić 800 osób. Przepięknie wyposażona i bardzo komfortowa. Są telewizory rozwieszone u sufitu, jest dostęp do Internetu, jest gdzie naładować telefon i jest punkt dla fotografów z akcesoriami do czyszczenia sprzętu.
W środkowej części centrum przygotowano poczęstunek tj. krakersy, chipsy, rogale francuskie, oraz paszteciki ze szpinakiem. Dostępne były także napoje gazowane, kawa i herbata. Wszystkiego dość sporo, gdyż dziennikarzy było dużo. Przepychu za pieniądze podatników, jednak nie było - co mogło się podobać.
Niestety o ile PZPN przygotował się na powitanie dziennikarzy z całej Polski, o tyle warto napisać że kilku Panów i Pań z tego towarzystwa to straszne „buraki”. Skorzystanie z Cateringu nie stanowi dla Państwa wielmożnego - większego problemu. Posprzątanie po sobie tacki i kubka, czy mieszadła które upadło na ziemię – to już duuuuży problem.
Po wypiciu gorącej herbaty, zjedzeniu jednego rogala i skosztowaniu pasztecika– udałem się na miejsce, z którego miałem obserwować mecz. W kuluarach dziennikarze mocno pewni - Polska strzeli trzy, cztery gole. Ja taki pewny nie byłem. Mój typowany wynik to 1:0 dla naszych. Przez chwilę u niektórych „ekspertów” – pojawił się lekko szyderczy uśmiech, a i spojrzenie w moją stronę w tym momencie dość lekceważące. Niewielu jednak wpadł pomysł do głowy pokroju, Ormian walczących o punkty, a pojedynek nie jest spotkaniem towarzyskim, ale eliminacjami do MŚ.
[reklama2]
Po odśpiewaniu przez kibiców hymnu usłyszeliśmy pierwszy gwizdek. Na początku u większości Panów redaktorów panował totalny luz. Tu Lewy miał szansę, tu za chwilę mija się z piłką Teodorczyk – widać przewagę Polaków. Niestety widać też świetne poruszanie się po boisku defensywy Armenii. Do przerwy 0:0, choć od 30 minuty gramy w przewadze. Luzu wśród mediów już nie było.
Wychodząc na papierosa, między drzwiami mija mnie Tomek Hajto. Facjata byłego reprezentanta kraju i gracza Schalke 04 przypominała twarz Tysona wychodzącego do ringu. Istny wariat, który najchętniej wp…olił by każdemu, kogo spotka na ulicy. Po chwili wszedł Andrzej Janisz – uśmiechnięty, ale i zmartwiony. Michał Pol redaktor naczelny Przeglądu Sportowego jak zwykle w formie – totalnie na luzie krzykiem zapytuje swojego pracownika – czy już ma tytuł do środowego numeru pisma. Była to ironia z jego strony, ale gość rozładował atmosferę w ułamek sekundy. Dziennikarze i freelancerzy z mniejszych mediów lekko wycofani z dyskusji.
W przerwie wróciliśmy także do naszego grona przedmeczowego. Nie było już szyderstwa, nie było ironii, uszczypliwych uwag – była rzeczowa rozmowa. Wspólny wniosek: szybki gol ustawi mecz.
Po przerwie nasi piłkarze szybko strzelają, ale i szybko tracą. Jest remis 1:1. Ostatnie 20 minut to wymiana ciosów. Polacy wyprowadzają ich więcej, ale mocniejsze wyprowadza Armenia. Ci drudzy marnują jednak dwa wyjścia „sam na sam” z Fabiańskim. Na trybunach atmosfera dobra, ale do doskonałości brakuje sporo. Chłopakom nie szło, a na obiekcie cisza. Kilka razy publiczność próbowała się zerwać z dopingiem, ale to dopiero końcowe fragmenty dały im Powera.
W doliczonym czasie gry niesieni już dopingiem Reprezentanci kraju z nad Wisły atakowali z całych sił. Wilczek zaliczył znakomite wejście. Można powiedzieć że zrobił więcej w trzy minuty, jak Teodorczyk przez osiemdziesiąt siedem.
Gra do przodu, rozluźniła nasze tyły. Armenia w 93 minucie ma piłkę meczową, ale zawodnik gości przestraszył się sam siebie i zamiast uderzać na długi słupek, wybiera krótki. Na trybunach sypią się „k….” „ch…”. Kilkadziesiąt sekund później Polska wywalczyła rzut wolny. Błaszczykowski wrzuca piłkę na głowę Lewandowskiego, a ten z około 6 metra pakuję ją do siatki. Narodowy oszalał. Wygrywamy 2:1. Już nikt nie pamięta stylu – są trzy punkty, można szczęśliwym wracać do domu.
O ile sam dojazd nie stanowił problemu, o tyle problem był z powrotem do domu, gdyż ostatni transport z Warszawy do Tomaszowa miał miejsce o godzinie 23. Mój współpasażer, a jednocześnie jak się okazało stały czytelnik portalu Nasz Tomaszów - jeszcze w Tomaszowie stwierdził że prześpi się na Centralnym, gdyż kolejna opcja transportu to godzina 5 rano. Twardy zawodnik. Nie miałem jednak sumienie go tak zostawiać. Miałem umówiony transport poprzez portal BlaBlaCar, więc szybki telefon jeszcze przed wyjazdem i „nocny Marek” z Centralnego zabrał się z nami.
Arek (nasz kierowca) to taki ciekawy przypadek, bowiem to kibic Widzewa Łódź z Radomska. Celem jego podróży do stolicy nie był mecz, a koncert. Chłopak pojęcie o piłce jednak ma. W pełnej dyskusji o kondycji klubów piłkarskich z regionu łódzkiego – szczęśliwie w trójkę wracamy do domu. Z "Nocnym Markiem z Centralnego" spotkam się z pewnością na Lechii w niedzielę, Z Arkiem czeka nas wspólny wyjazd do Łodzi na nowy stadion Widzewa.
TOMASZOWSKA TELEWIZJA SPORTOWA: https://www.facebook.com/TTS-Tomaszowska-Telewizja-Sportowa
[reklama2]
Napisz komentarz
Komentarze