Kurier PAP: Czy uczy Pani swoje dzieci oszczędzania?
Małgorzata Panas, bankowiec z dwudziestoletnią praktyką: - Tak, staram się uczyć. Oboje z mężem wiemy, że to bardzo przydatna umiejętność. I najlepiej wpajać ją od najmłodszych lat.
Czy otrzymują kieszonkowe?
- Starsza córka (10 lat) dostaje 10 zł tygodniowo. Natomiast młodsza (8 lat) ma do dyspozycji 5 zł, ale obecnie jest w trakcie negocjacji podwyżki. Dziewczynki wydają swoje kieszonkowe raczej na bieżąco, często na napoje lub słodycze. Jednak zdarzają się tygodnie, kiedy za dwie lub trzy uzbierane tygodniówki kupują sobie wypatrzone wcześniej drobiazgi.
Czy ma Pani wpływ na to co dzieję się z pieniędzmi, które dzieci otrzymują?
- Im dzieci są starsze, tym trudniej jest sprawdzić, jak gospodarują swoimi kieszonkowymi. Natomiast mamy wpływ na pieniądze, które dziewczynki otrzymują od innych osób z różnych okazji np. urodzin czy świąt. Są to większe sumy, które trafiają do skarbonek. Nie zawsze są odkładane na coś konkretnego.
Jak postępują Pani córki ze swoimi pieniędzmi - oszczędzają, czy wydają na bieżąco?
- Niestety, najczęściej swoje kieszonkowe wydają na bieżąco. Chyba wynika to z braku cierpliwości w odkładaniu pieniędzy na jakiś konkretny cel. Tłumaczę im, że jeśli chcą zebrać pieniądze na wymarzoną zabawkę, torebkę czy bransoletkę, powinny planować swoje wydatki.
Dobrą szkoła planowania wydatków są wyjazdy na kolonie czy obozy. Dzieci otrzymują wtedy większe kwoty i muszą sobie rozplanować cały wyjazd. Jeżeli jednego dnia wydadzą za dużo, drugiego dnia muszą powstrzymać się od zakupów, w przeciwnym wypadku na koniec kolonii zabraknie im pieniędzy.
Młodsza córka zawsze wraca z obozu z jakąś drobną kwotą, starszej raczej się to nie zdarza. Może dlatego, że młodsze dzieci są bardziej pilnowane przez opiekunów. Ich wychowawca stoi koło kasy i sprawdza, co kupują dzieci, nie pozwala na wydawanie pieniędzy na napoje gazowane czy chipsy.
Jak widzi Pani rolę szkoły w uświadamianiu dzieci?
- Dzieci powinny być zaznajamiane z kwestiami finansowymi od najmłodszych lat, aby w dorosłym życiu miały świadomość, jak ważne jest rozważne gospodarowanie pieniędzmi.
Niestety, nie zauważyłam, aby szkoły edukowały w zakresie oszczędzania. Są inicjatywy ze strony rodziców, ale uczestnictwo w nich jest nieobowiązkowe i niewypromowane. Szkoła, do której chodzą moje córki, uczestniczy w SKO, jednak nie widziałam, aby program był rozpropagowany.
Czy szkoły powinny prowadzić działania edukacyjne na temat oszczędzania?
- Program nauczania cały czas ewaluuje, co widać po zmianach lektur czy wprowadzaniu nowych przedmiotów, np.: przygotowanie do życia w rodzinie, edukacja dla bezpieczeństwa. Dlatego uważam, że niezbędne jest wprowadzenie dodatkowych zajęć dotyczących pieniędzy. Oczywiście informacje przekazywane na nim powinny być dopasowane do wieku dzieci. Program szkolny dotyka tego tematu w niewielkim stopniu na lekcjach matematyki.
Starsze dzieci powinny być świadome „obowiązku" oszczędzania, tym bardziej, że nie jest to tak wszechobecne w Polsce jak konsumpcjonizm i życie na kredyt.
Jak jeszcze można edukować dzieci w dziedzinie finansów?
- Jest wiele stron edukujących w kierunku finansów adresowanych m. in. do szkół, np. www.nbportal.pl. Niestety, ani w szkole moich dzieci, ani w placówkach, gdzie uczą się dzieci znajomych, nie jest ona popularyzowana.
Banki mają również specjalną ofertę dla młodych typu indywidualne konta. Ich strony transakcyjne są przyjazne, w prosty sposób uczą, jak oszczędzać.
Nasze społeczeństwo, niestety, nie ma zbyt dużej wiedzy w zakresie finansów indywidualnych. Indywidualne Konta Emerytalne, indywidualne konta zabezpieczenia emerytalnego, programy emerytalne, czy nawet wiedza w zakresie naszych przyszłych emerytur OFE, ZUS - to kwestie, z którymi nie jesteśmy do końca zaznajomieni.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Kurier PAP - www.kurier.pap.pl
Napisz komentarz
Komentarze